włóczęga bez domu i pracy

włóczenie się bez celu posiada 1 hasło. ł a ż e n i e; Podobne określenia. włóczy się bez celu; wałęsa się bez celu; wałęsają się bez celu; krążenie, włóczenie się, błąkanie się; lubi włóczyć się; włóczęga bez domu i bez pracy (z francuskiego) Powiązane określenia. włóczenie się, wałęsanie się, błąkanie
zielone wokół domu ★★ REMONT: kapitalny domu ★★★ SAMOUK: kształci się w domu ★★★ TATAMI: mata w jap. domu ★★★ TUŁACZ: włóczęga bez domu ★★★ REZERWA: żołnierze odesłani do domu ★★★ AKADEMIK: potocznie o domu studenckim ★★★ GWARDIAN: przełożony domu zakonnego ★★★ ODBUDOWA: odrestaurowanie
Wraz z nadchodzącą wiosną ruszamy z całkiem nową zakładką PODRÓŻE. Będziemy w niej relacjonować nasze wyprawy w świat architektury i miejsc wartych poznania bliżej. Postaramy się pokazać te najciekawsze i najbardziej godne polecenia. Będą relacje z miast, miasteczek, wsi, muzeów i skansenów. Będą wyprawy całkiem małe, ale też wielkie wyprawy wakacyjne, takie o jakich marzy każdy podróżnik. Będą to nasze subiektywne propozycje z naszego punktu widzenia i ostateczną opinią. Propozycje wypraw na weekend i wakacje. Prawie każdy tydzień posiada w swoim kalendarzu kończący do weekend. Może zamiast siedzieć dwa dni w domu warto wyruszyć na małą architektoniczną wyprawę przed siebie. Znaleźć wreszcie czas żeby zajrzeć do muzeum, czy skansenu. Zamiast kolejny raz przemykać się z pracy do domu, zrobić coś co zbliży nas do okolicy jaka jest naszym architektonicznym domem. Tyle jest ciekawych miejsc o których nie mamy pojęcia. Może warto byłoby zajrzeć do lokalnej informacji turystycznej po przewodnik… No i przecież co roku nadchodzi taki czas, kiedy można będzie choć na kilka dni oderwać się od pracy i odpocząć taj jak każdy z nas lubi najbardziej. Szczególnie że kalendarzowe lato w tym roku doskonale zbiegło się w czasie z tym odczuwalnym. Pora więc rozpisany jeszcze w grudniu urlop wprowadzić w życie. Spakować walizki, plecaki i torby podróżne, zostawić sprawy dnia codziennego za sobą i śmiało wyruszyć przed siebie. Nie potrzeba wielkich planów, ani długich urlopów, ważne żeby wyruszyć przed siebie z wielką chęcią lepszego poznania świata i architektury jakie nas otaczają… Kierunek podróży. Nie ważne w jaki sposób planujemy wybrać się na wakacyjną, czy weekendową wędrówkę, ważny jest jej cel. To w jaki sposób go osiągniemy i co sprawi nam przyjemność i pozwoli zapomnieć o codziennych obowiązkach, pracy, rachunkach kredycie i wszystkich tych zobowiązaniach które nie pozwalają w nocy swobodnie zasnąć. Wakacje to taki czas kiedy zapominamy o tych codziennych problemach i zaczynamy mieć te wakacyjne, gdzie przenocować, co z karty wybrać i czy pójść na plażę rano, a po południu wybrać się na zwiedzanie czy też powinniśmy zrobić odwrotnie. Żeglarze znowu będą mieli problem w którą stronę wypłynąć i jaką marinę wybrać na nocleg, a może przenocować na dziko na bezludnej wyspie przed snem wsłuchując się w cichy plusk fal miękko kołyszących do snu znużoną załogę. Miłośnicy gór godzinami będą wytyczali optymalne trasy do górskich schronisk zamiast robić cotygodniowe bilansy sprzedaży i optymistyczne prezentacje rozwoju firmy… Każdy ma swój sposób na wakacje i każdy sposób poznawania architektury i kontaktu z naturą. I każdy z nich jest dobry. Już wkrótce napiszemy o czymś dla miłośników swobodnej włóczęgi przed siebie, nie ważne czy pieszo z plecakiem, czy dowolnym innym środkiem transportu? My już w ten weekend startujemy do Sandomierza, eksplorować i poznawać. Więc już niedługo pojawi się nasza relacja z tego pięknego miasta. Zapraszamy. autor: Adam Powojewski Uwaga: Wszystkie materiały zamieszczone na stronie są naszego autorstwa i podlegają ochronie na podstawie ustawy o prawach autorskich. Wykorzystywanie, kopiowanie i powielanie bez zgody autora zabronione.
  1. Эске овխσፁнθς
  2. Ըβኤςሒжусн иχеւαյው еማ
  3. Итвէвс уβефθ
W palcach nóg ptaków automatycznie się zatrzaskując umożliwia im bez wysiłku utrzymanie się na konarze ; W zapasach: chwyt polegający na zapleceniu obu rąk na przeciwniku, stanowiący przygotowanie do rzutu ; W zapasach: rodzaj chwytu ; Wężykowato wygięty nawias ; Wiązadło ; Wiązanie przy bucie ; Wzajemne przetrzymywanie się
Z uwagi na moją ostatnią sprawność ograniczoną, udałem się na czas jakiś do domu rodzinnego, do ojczyzny kochanej, do Polski. Gdzie dane mi było przeżyć wyjątkowy dzień. Bo oto 11. marca odbyła się pierwsza bez handlu niedziela. Niehandlową spotkałem akurat w stolicy dolnośląskiego, przepięknym Wrocławiu. Jakież było moje zdziwienie, gdy niedzielnym popołudniem, gdy dreptałem sobie z kościoła, moim oczom ukazała się długa, aż po chodnika kraniec, do monopolowego kolejka. Nie lepiej wcale było w żabkach na rynku czy też na stacjach benzynowych. Swoją drogą, co to za szalony pomysł, żeby czekać pół godziny w kolejce na stacji, aby zapłacić za benzynę, bo tabun ludzi kupuje hot-dogi, chipsy, żelki i wszystko inne, co nie jest paliwem. (samochodowym paliwem, coby jasność nastąpiła) Ponieważ ja jestem człowiekiem prostym, niefinezyjnym i ogólnie rzecz biorąc stosunkowo nudnym, długo próbowałem zrozumieć fenomen niedzielnych kolejek. Dlaczegóż to, mając jeden, jedyny wolny dzień w tygodniu, my Polacy zamiast spędzić ten czas z rodziną, iść na spacer do parku, (a pogoda była naprawdę piękna), czy też po prostu, tak zwyczajnie zalec na kanapie. My wolimy stać w kolejkach. I nie żeby te kolejki były za czymś wyjątkowym. Zrozumiałbym stać w kolejce za kolejną częścią sagi o Harrym Potterze czy Wiedźminie, za biletami na koncert Sławomira, zrozumiałbym nawet kolejkę za nowym srajfonem, ale za paczką żelek? Hot-Dogiem? 20 minut?! Stania? Mi by się tego Hot-Doga, na samą myśl o staniu w kolejce, odechciało. Pomyślałem więc, oj biedni ludzie, nikt im nie powiedział, że to akurat w tę niedzielę obowiązuje zakaz handlu. Szybko jednak uświadomiłem sobie, że przecież ja przyjechałem do Polski we wtorek, (a za granicą dostęp do polskich mediów mam dość bardzo ograniczony, nie z braku możliwości, a raczej z braku chęci), to już w piątek byłem na sto procent pewien, że w tę niedzielę nic nie kupię. Wystarczyło się tylko przejechać parę razy autem, a w radiu słyszałem to tak wiele razy, że jakoś zakorzeniło się w mojej podświadomości. Albo trafić na jeden blok reklamowy w telewizji i usłyszeć jak śliczna pracownica żółtej sieci dyskontów, zapewnia, że na tę niedzielę są gotowi. W takim razie, skoro wszyscy wiedzieli, to na pewno, tak jak i każdy rozsądny człowiek, zrobili zapasy na tę niedzielę. Przecież tak robią normalni, zdrowo myślący ludzie. Przecież w Niemczech, gdzie w każdą niedzielę sklepy są pozamykane, tak właśnie robią. A przecież Niemcy to też ludzie, którzy wcale nie są jakość wybitnie inteligentniejsi od Polaków. W sumie, nawet, jeśli na ten dzień, nie zrobisz zakupów, to szczerze wątpię, by twoja lodówka była tak pusta, iż nic na obiad nie wyczarujesz. A nawet, jeśli już kompletnie nic nie masz do jedzenia, (bo prawdopodobnie jesteś studentem), to przecież jeden dzień głodówki Cię nie zabije, a nawet nauczy lepszego planowania. O co więc chodzi z tymi kolejkami? Podejrzewam, że po latach socjalizmu, gdy to w kolejce trzeba było stać po wszystko, po prostu za nimi zatęskniliśmy. Tako więc, gdy w niedziele człowieki szły przez miasto i widziały kolejkę, to automatycznie do niej stawali, z tęsknoty, z samotności, z chęci przeżycia przygody, czy też po prostu, bo kiedyś było lepiej. Taka sytuacja mogłaby wyglądać w następujący sposób: – Przepraszam, a za czym kolejka ta stoi? – Zapytał człowiek człowieka na ulicy. – Nie mam zielonego pojęcia. Stawaj Pan, pogadamy, poznamy się, a jak dojdziesz Pan do kasy do coś Pan na szybko wybierzesz. – odpowiedział człowiek człowiekowi. – Dzień Dobry, co podać? – Zapytała znużona ekspedientka. – Eeeee, Hot- Doga? – odparł zapytaniem, zaskoczony klient. – Nie ma, wyszły. – odpowiedziała, znudzona monotonią ekspedientka. – To może chipsy? – Zaproponował, lekko zaniepokojony klient – Za chwilę odkryje, że stałem tu z samotności – pomyślał. – Przykro mi, również brak. – odpowiedziała, tracąca cierpliwość, lecz zachowując profesjonalizm. – To nie wiem, może 20 litrów oleju napędowego. – zaczął improwizować. – Oleju napędowego? – zdziwiła się. – A to nie jest przypadkiem stacja benzynowa. – próbował wybrnąć klient. – Owszem, ale dziś sprzedajemy głównie bułki. To z którego Pan tankował? – Zapytała profesjonalnie – Tankował? Ja nie… – Pogubił się w zeznaniach – To bierze pan ten olej czy nie? – Ekspedientka wyraźnie traciła cierpliwość – Ja nie…, ja tu dla towarzys… – Zmieszał się – Pani jest taka piękna. Stoję tu żeby to Pani powiedzieć. O której Pani kończy? Może wybierzemy się razem na … Hot-Doga?? – Następny! – Wybuchła – Co za ludzie, próbują wszelkich sposobów by złamać zakaz handlu – pomyślała ekspedientka z żalem, bo był to już piąty taki przypadek tej niedzieli. Tym razem się nie udało, ale ile nowych znajomości można w takiej kolejce zawrzeć. Ilość programów randkowych w telewizji wskazuje wyraźnie, że jesteśmy samotni, że mamy problemy z poznawaniem nowych ludzi i nie potrafimy dobierać się w pary, więc trzeba nam w tym pomagać. Jeśli więc, tym prostym zabiegiem, prostym zakazem handlu w niedziele, wyprodukujemy kilka nowych małżeństw, bo w kolejce jakiś Jasiu, pozna jakąś Małgosię. Czy to nie będzie piękne? Oczywiście, że będzie… pod warunkiem, że żadne istniejące małżeństwo przez zakaz handlu się nie rozejdzie. Bo gdy taka żona, nie będzie mogła pójść w niedziele do galerii handlowej, będzie musiała spędzić ją z mężem. A przecież przed ślubem mogli nie przewidzieć, że będą zmuszeni spędzać ze sobą aż tyle czasu. Jednego tylko wciąż nie rozumiem. Jakim cudem, o tym samym pomyśle można usłyszeć tak skrajnie różne opinie? Przez ostatnie dwa tygodnie słyszałem już, że Kaczyński wprowadzając wolne niedziele cofa nas do czasu socjalizmu Albo, że wprowadza państwo kościelne i ogranicza wolność ludzi zmuszając ich by spędzali niedziele w kościele. Albo też, że wreszcie ktoś dał nam prawdziwą wolność, choć tego jednego dnia w tygodniu. Tego jedynego dnia nikt nie zmusza Cię Polaku do pracy. (Chyba, że żona) Masz jeden dzień w tygodniu, który możesz spędzić jak chcesz, w którym możesz się zatrzymać, zwolnić, zastanowić się. Jeden dzień, który może nauczy Cię planowania, w który nie wydasz pieniędzy. Jeden dzień dla Ciebie, czy to takie straszne? Czy jesteśmy już tak uzależnieni od zakupów, że nie umiemy bez nich żyć? Bo jeśli tak, to ten dzień dobrze nam zrobi. Z tego całego zamętu i niezrozumienia, w głowie mi zaszumiało, wróciłem, więc do Niemiec, gdzie, życie zdaje się być łatwiejsze… do zrozumienia. A morał, jaki z tego do mojej głowy wpłynął to, że gdzie Polaków dwóch, tam zdania trzy. Oraz, by nie zapraszać ekspedientki ze stacji benzynowej na Hot-Doga po pracy. A czy sklepy powinny być w niedzielę otwarte? Uważam, że nie…, ale to moja opinia, a z nimi jak to z dup… już Piłsudski to wiedział. Gdzieś między Dreznem, a Fuldą w pociągu, Głowa spod Kapelusz Źródełko zdjęcia:
\n włóczęga bez domu i pracy
zaciszne w domu ★★★ OGRÓD: zieleń wokół domu ★★ POKÓJ: pomieszczenie w domu ★ ATRIUM "salon" w daw. domu rzymskim ★★★ OGRODY: zielone wokół domu ★★ PIĘTRO: pierwsze, nad parterem ★★★ REMONT: kapitalny domu ★★★ TATAMI: mata w jap. domu ★★★ TUŁACZ: włóczęga bez domu ★★★ ZAPASY: dyscyplina
Nieprzebyte lasy zamiast sieci autostrad, stada niedźwiedzi grizzly zamiast tłumów ludzi, walka z przyrodą o przetrwanie zamiast codziennego dojeżdżania do pracy paliwożernym samochodem. Alaska to jedno z ostatnich miejsc na świecie, gdzie natura utrzymała swą nienaruszoną okazałość. Tutaj biały człowiek, mimo że obecny od ponad 300 lat, jest tylko gościem. Alaska to największy, a zarazem najsłabiej zaludniony ze stanów Ameryki. Zdajemy sobie sprawę, że w 10 dni, które mamy do dyspozycji, na pewno nie zobaczymy wszystkiego. Zamiast zaliczania najważniejszych atrakcji wybieramy więc swobodną włóczęgę. Chcemy poznać Alaskan, posłuchać ich opowieści. Poczuć tę krainę. O tym, jak bardzo „innym” stanem jest Alaska, świadczy sposób, w jaki mówi się tutaj o reszcie kraju – Lower 49, czyli „tamten daleki świat poniżej 49 równoleżnika”. Oferując spokój, ciszę i komfortową izolację od polityki i wielkomiejskiego zgiełku, Alaska przyciąga różnej maści dziwaków z całego kontynentu. Pierwszego spotykamy już na trasie do parku Denali. Staruszek resztki siwych włosów ma związane w długi kucyk, a ciemne okulary maskują przepite oczy. Minivan, którym nas podwozi, cały obwieszony jest indiańskimi symbolami i stanowi jednocześnie dom dla niego i psa, z którym dzielimy coś, co od dawna nie jest już tylnym siedzeniem.– Widzicie te chmury?– Tak... Co z nimi?– Widzicie, jakie są nienaturalnie regularne? Zdradzę wam tajemnicę – to chmury wyprodukowane przez człowieka. Armia USA ma w okolicy tajne podziemne bazy, z których za pomocą mikrofal próbuje kreować pogodę. Ale to im się nie uda. Przyroda jest silniejsza!Park Narodowy Denali, w którym położony jest szczyt McKinley, to symbol Alaski i punkt obowiązkowy każdej wycieczki. Nas przyciąga tu także magia miejsca, którą stworzył Jon Krakauer, opisując historię młodego Chrisa MacCandlessa w książce Into the Wild (Wszystko za życie). Niestety, mit najdzikszego miejsca w USA szybko znika za sprawą setek turystów, asfaltowych parkingów, kas biletowych i dziesiątek formalnych procedur. Do wnętrza parku dostęp jest możliwy tylko w oficjalnych autobusach, które przemierzają 90-kilometrowy odcinek szutrowej drogi od siedziby parku do wioski Kantishna pod masywem McKinley. Siedziba nosi nazwę Centrum Dostępu do Dziczy, a pozbawieni poczucia humoru parkowi rangersi traktują to śmiertelnie serio. Każdy odwiedzający park musi przejść półgodzinne szkolenie, po którym składa podpis na „kontrakcie z dziczą”. W jego ramach spędzający noc na terenie parku muszą wywiesić na namiocie pozwolenie na przebywanie w danej strefie. Biorąc pod uwagę, że to największy park narodowy USA, z jedną drogą, zastanawiamy się, kto będzie te pozwolenia sprawdzał. Niedźwiedzie? Kolejne punkty kontraktu precyzują nawet, jak należy stawiać kroki. Dowiadujemy się, że zużyty papier toaletowy trzeba zabrać ze sobą. Dostajemy na to specjalny pojemnik, w którym mamy też trzymać... jedzenie. – Jeśli coś się nie podoba, w Ameryce jest wiele innych parków! – kończy szkolenie strażniczka. Idziemy za jej radą i rezygnujemy z pomysłu „noclegu w dziczy”. Zamiast tego wybieramy kemping. Wieczorem pójdziemy na pokaz psich zaprzęgów. Niesmak dnia poprzedniego przygasa za sprawą widoków i przeżyć, które zapewnia nam Park Denali. Poranna zła pogoda nie wróżyła niczego dobrego, lecz jak to bywa w górach w jednej sekundzie chmury się rozchodzą, ukazując oddaloną o prawie 80 km samotną ogromną sylwetkę sięgającego ponad 6 000 m Denali („Wielki” w języku Indian Athabasca). Spektakl trwa, niestety, niecałe dziesięć minut. Przez okno autobusu z niecierpliwością wypatrujemy obiecanej „dziczy”, lecz – pewnie za sprawą silników dziesiątek autobusów – dzicz wybrała się na kawę. Po kilku godzinach jazdy przez czerwono-złote jesienne wrzo-sowiska, wśród górskich masywów, docieramy do Kantishny – dawnej osady traperskiej w górach Alaska tego punktu wyruszały pionierskie ekspedycje na najwyższy szczyt Ameryki Północnej, w tym wyprawa pierwszych zdobywców w 1913 r. W latach 30. ubiegłego wieku samoloty startujące z położonej po południowej stronie masywu Talkeetny zaczęły wozić ekspedycje wprost na lodowiec Kalhitna. Pozwoliło to oszczędzić 1 400 m podejścia, przeprawy przez rwące rzeki oraz... kilka miesięcy. Obecnie skuteczna ekspedycja zajmuje średnio mniej niż dwa tygodnie. Denali powszechnie uważa się za górę trudniejszą do zdobycia niż się-gającą ponad 2,5 km wyżej Everest. A to za sprawą zimna – średnia roczna temperatura wierzchołka wynosi bowiem –40 stopni! Rozmawiamy chwilę z rangersem. Opowiada, że przynajmniej raz do roku trafia się grupa zapaleńców, którzy chcą wejść na Denali drogą pierwszych zdobywców. Zazwyczaj kończy się to zatopieniem więk-szości sprzętu podczas próby pokonania McKinley na dachu Ameryki Północnej stanęli po raz pierwszy 26 lipca 1974 r. Wśród sześciu zdobywców był młody, nikomu nieznany Jerzy Kukuczka...Wsiadamy do autobusu powrotnego i szczęście znów się do nas uśmiecha. Najpierw widzimy niedźwiedzicę grizzly z dwoma małymi psotnikami, któ-re biegają jak szalone, zderzając się co chwila z wielką mamą. Następnie dwa łosie widowiskowo walczą o względy miss klempy. Na koniec dostajemy prawdziwy deser – potężny grizzly szukając jagód, podchodzi tuż pod okna autobusu. Urzeczeni tym widowiskiem auto-stopem uciekamy czym prędzej od zatłoczonego Centrum Dostępu do Dziczy w kierunku to małe, prowincjonalne miasteczko – aż trudno uwierzyć, że jest centrum regionu kilkakrotnie większego od Polski. Z miejscowego lotniska odlatują awionetki będące jedynym środkiem transportu stąd aż po Morze Beringa i Ocean Arktyczny. Znajduje się tu chyba najbardziej północny uniwersytet świata, którego wydział biologiczny prowadzi pod miastem hodowlę karibu i wołów piżmowych. O ile widok stada migrujących karibu przytrafia się niektórym podróżującym po północnej Alasce lub sąsiednim kanadyjskim Jukonie, o tyle dla piżmowołów Fairbanks to prawdziwe tropiki. Ich naturalny rejon występowania zaczyna się daleko na północy, u wybrzeży Oceanu Arktycznego. Dzięki posiadaniu najgrubszego futra świata nie muszą zapadać w sen zimowy. To grube futro i wielkie rogi wyrastające wprost z gołej czaszki tworzą bardzo sympatyczny wizerunek. Przed paniczną ucieczką powstrzymuje mnie jedynie oddzielająca nas siatka. Centrum miasta jest dosyć nietypowe, nawet jak na Alaskę. Zamiast szachownicy uliczek i budynków jest tam... wielka łąka Creamera, miejsce na „przerwę techniczną” dla migrujących ptaków. Raj dla ornitologów i naszej „technicznej przerwie” ruszamy dalej. Drogi asfaltowe prowadzą stąd już tylko na południe. Na północ wiedzie prawie 700 km szutru przez tundrę, rzekę Jukon i Góry Brooksa do Prudhoe Bay, gdzie z Morza Arktycznego od lat 60. wydobywa się ropę naftową. Przejażdżka Dalton Highway może sama w sobie stać się przygodą życia. Stąd najłatwiej ruszyć w naprawdę dzikie ostępy, by odnaleźć miejsca nietknięte jeszcze ludzką stopą. Jednak przejazd przez Bramy Arktyki to co najmniej dwa dni w jedną stronę – zapisujemy w notatniku kolejny cel na przyszłe podróże i zamiast na północ, docieramy do Delta Junction. Tutaj swój początek bierze AlaskaHighway, prowadząca w kierunku zachodnim do odległego o ponad 2 200 km Dawson Creek w Kanadzie. Gdy w grudniu 1941 r. Japończycy zaatakowali Pearl Harbor, Amerykanie przestraszyli się utraty Alaski. Ze swoimi bogactwami naturalnymi, ogromnym i prawie niezaludnionym terytorium oraz długą i skomplikowaną linią brzegową była oczywistym i jednocześnie trudnym do obrony celem. Co najważniejsze jednak, Alaska nie miała lądowego połączenia z resztą Stanów. Zaledwie ośmiu miesięcy potrzebowało amerykańskie wojsko, by położyć półtora tysiąca mil asfaltu! Alaska Highway nie miała jednak okazji pokazać swego militarnego znaczenia, bo Japończycy po zajęciu dwóch wysp w archipelagu Aleutów odstąpili od kolejnych ataków. W Delcie nie czekamy długo na transport. Do swojego rozklekotanego pick-upa zabiera nas Dave. Starszy i zupełnie łysy, ale krzepki i żywotny, jest prawdziwym Alaskanem, jednym z niewielu w swoim pokoleniu urodzonych na tej ziemi. Budowa w latach 60. rurociągu, wzdłuż którego jedziemy już od Fairbanks, „otworzyła rzekę z ludźmi”. Z rzadka mijamy maleńkie wioski. Dla nas to raj pustych prze-strzeni i dzikiej przyrody. Dla Dave’a – nieznośne tłumy. Przez kilka godzin słuchamy z otwartymi buziami opowieści o „wielkiej rybie”, polowaniach na dziką zwierzynę, spotkaniach z niedźwiedziami, włóczęgach po tajdze i wspinaczce na McKinleya w latach 70. A wszystko to w rytmach Franka Sinatry. – Teraz już nie ma prawdziwych alpinistów. Jak z kumplami wchodziliśmy na Denali, do plecaków pakowaliśmy whisky i fajki. Ale była impreza w ostatnim obozie! Do McCarthy docieramy nocą, w strugach deszczu. Gdy zastanawiamy się, co ze sobą począć, jak zwykle w takich sytuacjach rozwiązanie pojawia się znikąd. Dostajemy zaproszenie od przewodników na imprezę w rytmach Boba Marleya z okazji zakończenia sezonu w górach. Poza nami jest jeszcze jeden turysta – Szwajcar Alain, który przyjechał tutaj na rowerze z... południa Argentyny!Park Narodowy Gór Wrangla i św. Eliasza, który rozciąga się jeszcze hen daleko za granicą kanadyjską, ma powierzchnię większą niż cała Szwajcaria. Są tylko dwie wioski: McCarthy i sąsiednie Kennecott, do których turyści docierają tylko przez trzy miesiące w roku. Od połowy września pozostają już tylko stali mieszkańcy, łącznie 15 osób. Szczyty dwóch potężnych pasm górskich przekraczają 5000 m. Ruszając w głąb parku, należy liczyć się z rwącymi rzekami, śniegiem oraz niedźwiedziami grizzly. Nareszcie odnaleźliśmy prawdziwą, dziką Alaskę. Wrzesień to ostatnie dni funkcjonowania taksówek powietrznych, które oferują przeloty nad zapierającymi dech widokami największych na świecie lodowców górskich. My musimy obejść się smakiem – od paru dni deszcz nie przestaje padać nawet na sekundę.– Macie pecha. Sześć tygodni świeciło słońce, to teraz musi się wypadać – mówi właścicielka hoteliku wywieszając tabliczkę: „Zapraszamy w maju”. Zanim odjedziemy, poznani wczoraj przewodnicy zabierają nas kilka kilometrów w górę doliny do Kennecott, opuszczonej wioski górniczej zawieszonej nad lodowcem. Aż trudno uwierzyć, że 60 lat temu mieszkało i pracowało tutaj kilkaset osób, a kolej codziennie wywoziła urobek do odległego o sto mil portu nad Pacyfikiem. Dziś po kolei zostały walące się wiadukty, a po kopalni miedzi upiorne budynki. Atak japoński sprowokował nie tylko budowę wielkiej szosy, lecz również destrukcję kopalń i ich linii głównej drogi podwozi nas z powrotem wielka ciężarówka, za której kierownicą siedzi... 14-latek.– Przez deszcze odwołali nam szkołę!– Macie szkołę w McCarthy?– No, w domu. Mama uczy mnie, siostrę i syna sąsiadów. Ale od tych deszczów mogą pójść wały powodziowe, a trzeba się przygotować na zimę.– I ty też to robisz?– Wszyscy. Ojciec kazał mi nawieźć piachu. Znam miejsce z dobrym piachem na trzydziestej mili. Valdez zostało założone pod koniec XVIII w. przez Hiszpanów, którzy w tym okresie wraz z Rosjanami i Brytyjczykami ścigali się o zajęcie północnych rubieży kontynentu. Choć całe wybrzeże Alaski jest urocze, trzeba przyznać Hiszpanom, że miejsce wybrali najpiękniejsze: u stóp gór Chugach, na końcu cudownego fiordu. Matka Natura przysyła tu co rok największe w świecie ławice łososi, które wpływają w górę Copper River na tarło. W zeszłym roku zatokę pokonało ponad 30 mln sztuk. Gdy na jesieni opadł poziom wody w rzece pobliskie łąki i bagna usiane były rybami. Symbolem Valdez może być zatem tylko łosoś. Jest wszędzie – malowany na plakatach, drewniany na płotach, nawet betonowy w asfalcie. Oraz rzecz jasna w knajpach – smażony, wędzony, solony, łosoś-burger, łosoś-taco. W pewnym sensie nietaktem jest pytać miejscowych, czym się zajmują w czasie wolnym. Jak to czym? Wędkowaniem! Z jednym z nich przyjechaliśmy właśnie do Valdez. Opowiadał, jak wygląda okoliczna produkcja łososia w puszce, w jaki sposób należy ułożyć, wędzić, suszyć i jak uzyskać słynny różowy kolor mięsa. Koszt pozyskania „surowca” jest praktycznie zerowy:– Wystarczy włożyć patyk do wody... Najwięcej to mnie puszki kosztują, 5 dolarów za sztukę.– A potem po ile sprzedajesz? Sprzedajesz? Nie żartuj. Robię dla siebie. Kto by to kupił, jak ma swoje! A żeby sprzedawać, to jeszcze jakieś homologacje, etykiety, daty ważności...Valdez reklamuje się jako „Ulubieniec Matki Natury”. I faktycznie, mimo że miasteczko samo w sobie jest mało ciekawe, ofertę krajoznawczą ma bogatą: trasy rowerowe wokół fiordu, kajaki morskie, wycieczki kutrami na halibuta, spacery do lodowcowych jęzorów ginących w wodzie zatoki, raftingi i wspinaczki o wszystkich poziomach trudności. Po drugiej stronie fiordu znajduje się terminal końcowy rurociągu. Nie uda nam się jednak go obejrzeć – po 11 września obiekty strategiczne w USA są strzeżone jak Fort Knox. Innych aktywności też nie mamy szansy zażyć – znów pada. Każda pora roku ma swoje wady i zalety. We wrześniu mamy okazję podziwiać krajobrazy upstrzone kolorami jesieni, choć ciągle pada. W lecie jest więcej słońca, lecz życie uprzykrzają komary i meszki. Po południu siadamy na prom Chenega odpływający do Whittier. Przed rejsem oglądamy z pokładu „morskich pieszczochów” – przesympatyczne wydry. Spędzają całe dnie, wylegując się w wodzie na plecach, z łapkami założonymi na brzuchu i zadartym ogonem – jakby oglądały telewizję, trzymając nogi na stole. To ich futro w XVII w. przywiodło tutaj rosyjskich traperów. Przez 150 lat rosyjska kolonia zamorska istniała tylko dzięki i dla futer wydr. Sprzedano ją Amerykanom za-raz po tym, jak gatunek został wytrzebiony. Obecnie pieszczochy znów pływają w wodach Pacyfiku. Rejs trwa trzy godziny. Pogoda okazuje łaskawość i z zapartym tchem podziwiamy ten cudowny zakątek świata. Krystalicznie czysta woda z milionem maleńkich skalistych wysp i biała skalno-lodowa ściana Gór Chugach. Nasz prom powoli dopływa do „ukrytego portu” Whittier. Zbudowany w trakcie wojny, do lat 90. w ogóle nie widniał na mapach. Utrzymanie portu w Zatoce Księcia Williama w razie ataku było kluczowe, bo miejsce to nie zamarza w zimie. Wybrano lokalizację, której nikt nie będzie się spodziewał, obok lodowca i bez żadnego logicznego dostępu od strony lądu (jego brak zastąpiono siedmiokilometrowym wąskim tunelem w skałach). Po raz kolejny zmieniamy środek transportu. Alaska Railroad, zbudowana w czasie gorączki złota, rozciąga się od Fairbanks na północy po południowy kraniec Półwyspu Kenai. Mamy szczęście podziwiać południowy, najpiękniejszy odcinek trasy kolejki. Półwysep Kenai niekiedy nazywany jest Alaską w pigułce: ośnieżone szczyty, pola lodowe, fiordy i zatoki, wyspy wulkaniczne, jeziora, dzika zwierzyna i linia kolejowa przez środek tego wszystkiego. Początek trasy wiedzie brzegiem oceanu wzdłuż ogromnej zatoki wcinającej się głęboko w ląd – Turnagain Arm. Pływy potrafią tu sięgać 16 stóp, czyli ponad 5 m! Zatoka ucieka, a my wjeżdżamy w jesienną, kolorową tundrę. Mijamy duże jezioro Kenai, którego brzegi porastają purpurowe wrzosy. Sceneria szybko się zmienia, gdy zaczynamy piąć się w kierunku przełęczy. Trasa nie raz jest wyryta w skałach. Jęzorów lodowcowych możemy prawie dotknąć przez okno. Tuż przed przełęczą pociąg pokonuje serpentyny, aby wspiąć się na wysokość prawie 1 000 stóp (330 m), którą traci w ciągu kolejnych kilku kilometrów, docierając do Pacyfiku w Seward. Szwendamy się chwilę po Seward, które robi miłe wrażenie. Wąskie uliczki z zabudową pamiętającą czasy gorączki złota, wśród których poukrywane są klimatyczne kafejki. Niektóre sklepy rozdają towar za pół ceny – end of season. W Seward gwarno i tłoczno jest nie tylko w lecie. Styczeń przynosi ze sobą tłumy szaleńców gotowych wystartować w najtrudniejszej gonitwie psich zaprzęgów – Iditarod. Zes-poły złożone z 16 zwierzaków i maszera przez dwa tygodnie pokonują ponad 1 800 km zimowej tajgi i tundry, w terenach zupełnie bezludnych. Trasa kończy się w Nome nad Morzem Beringa. Schodzimy ścieżką przez krzaki wzdłuż wąwozu. Nagle zarośla zaczynają szumieć – na dnie wąwozu dostrzegamy grizzly. Ucieka jak poparzony. Faktycznie, to płochliwe zwierzęta, które boją się człowieka, dopóki nie nauczą się kojarzyć go z jedzeniem. Kolejnym naszym celem są słynne alaskańskie wulkany, wyrastające z oceanu po zachodniej stronie półwyspu Kenai. Do pokonania mamy niewiele ponad 100 km, więc spokojnie zatrzymujemy się w ciekawszych miejscach. Rano odwiedzamy Exit Glacier, północny jęzor pola lodowego Harding Icefield. Idąc przez las, daleko przed czołem lodowca mijamy tabliczki z różnymi datami liczonymi od początku XIX w. Oznaczają one zasięg lodowca w kolejnych latach. Widok przemawia do wyobraźni. Globalne ocieplenie jest faktem, który tutaj widać szczególnie wyraźnie. Na temat odpowiedzialności człowieka za taki stan rzeczy Alaskanie mają jednak wyraźne zdanie:– Bzdura... Widzisz tu gdzieś jakiś przemysł, fabryki? A samochodów ile dziś widziałeś? Może pięć. Lód się cofa od 1800 r., pół wieku przed rewolucją przemysłową. Teraz jest cieplej, kiedyś będzie zimniej, zwyczajna kolej Kenai Lake droga prowadzi wzdłuż rzeki Kenai. Można wypożyczyć kajak i popływać po jeziorze, spłynąć fragmentem rzeki lub pokonać ją aż do ujścia do oceanu. Ale nie we wrześniu, dziś temperatura nie chce przekroczyć 10ºC, a właścicielka wypożyczalni zamyka interes na zimę. Zamiast w dół kajakiem ruszamy pieszo w górę. Skyline Trail prowadzi skrajem gór Kenai. Po wyjściu nad linię lasu mamy półwysep jak na dłoni: Turnagain Arm na północ, góry i Harding Icefield na południe, nakrapianą jeziorami nizinę na zachód, ocean, z którego hen wystają piramidy przekraczające 3 000 m: Iliamna, Redoubt i Spurr. Jake’owi akurat przegrzał się płyn hamulcowy i zatrzymał się w miejscu, gdzie staliśmy. Jak każdy Alaskanin jest początkowo zamknięty. Zadaje pytania i pozwala nam mówić. Chce się przekonać, z kim ma do czynienia. Wreszcie zaczyna się odkrywać i raczy nas historiami o prawdziwej walce z przyrodą, o tym jak w wieku 10 lat został drwalem, zanim jeszcze wybudowano rurociąg i wyasfaltowano drogi. Alaskanie w zaskakujący sposób potrafią łączyć amerykański indywidualizm z poświęceniem dla innych. Każdy poza swoim domem w miasteczku ma chatę gdzieś głęboko w lesie, o której nikt nie wie. Widząc natomiast, że auto stoi na poboczu albo ktoś potrzebuje podwózki, zawsze się zatrzymają. Dawniej zostawienie kogoś przy drodze na mrozie i wietrze oznaczało śmierć. Te nawyki pozostały, co nas cieszy.– Słuchajcie, akurat trwa sezon, więc na wszelki wypadek wożę broń na pace. Nie mielibyście nic przeciwko, żebym zatrzymał się na chwilę ustrzelić łosia, jak by wypadł nam na drogę? Wiecie, 800 kilo mięsa to zapas na cały rok! Po porannej kawie wybieramy się na długi spacer plażą. Wielkie lodowe piramidy wulkanów wystające z ciemnych wód Oceanu Spokojnego wyglądają trochę irracjonalnie. Prawdziwym wyzwaniem jest wspinaczka na taki wulkan. Wysokość i trudność porównywalne z alpejskimi, a start – dokładnie z poziomu zero. Na miejsce może nas dowieźć tylko hydroplan, do wynajęcia w Kenai bądź w Homer. Następnie kierujemy się do centrum Kenai, gdzie podobnie jak w odległym o 50 mil Ninilczyku stoi najprawdziwsza... cerkiew. To przedziwnie trwałe skutki działalności misjonarzy prawosławnych w XVIII i XIX w. Pośród społeczności Indian Athabasca żyjących wzdłuż traktów rzecznych oraz wyspiarskich Aleutów i tutaj, na Kenai, prawosławie jest najczęściej wyznawaną religią. Prawosławna msza po angielsku, pop Eskimos śpiewający litanię po rosyjsku i Biblia sprzed dwóch wieków w języku aleuckim zapisanym cyrylicą – takie dziwy spotykasz tylko na Alasce! W drodze powrotnej odwiedzamy jeszcze Homer, z trzykilometrową sztuczną mierzeją zbudowaną po to, by zmniejszyć pływy na zatoce i uratować statki przed osiadaniem na mieliznach. Krajobraz zmienił się od ostatnich kilku dni. Na kopułach Gór Chugach pojawia się śnieg.– Na Alasce mówimy na to termination dust (kurz końcowy). Dawniej pierwszy śnieg oznaczał, że ludzie zaczynali serio myśleć o zimie. I tak macie szczęście, bo w zeszłym roku termination dust pojawił się już na początku, a nie w drugiej połowie września – wyjaśnia Elaine, z którą jedziemy do Anchorage. Oczywiście, chwilę później zaprasza nas na nocleg i oferuje, że rano odwiezie nas na psuje nam rzut oka na notatnik. Żal odjeżdżać, jeszcze tyle zostało do zobaczenia! Na pewno tu wrócimy! No to w drogę – Alaska ■ Najsłabiej zaludniony (627 tys.), a zarazem największy stan USA (1 717 tys. km2, czyli 5,3 razy więcej niż Polska). ■ Każda pora roku jest tutaj na swój sposób atrakcyjna. Wiosna w tundrze przypada na czerwiec, białe noce – od maja do lipca, kolorowa jesień – od połowy sierpnia do połowy września, zorza polarna – zima. ■ Nie ma bezpośredniego połączenia z Polski na Alaskę. Z jedną przesiadką (we Frankfurcie, Pa-ryżu, Londynie, Nowym Jorku) można dotrzeć za ok. 4,5 tys. zł (w dwie strony). Z dwiema przesiadkami (dodatkowo w Salt Lake City, Houston lub Seattle) – bilet wychodzi ok. 1 tys. zł taniej. ■ Wynajęcie samochodu na tydzień to koszt ok. 350 USD. Benzyna kosztuje ok. 3 USD za galon (1,9 zł za litr). ■ Dobrze jest mieć międzynarodowe prawo jazdy – wielojęzyczna książeczka, którą dostaniemy w urzędzie na podstawie nasze-go prawa jazdy (formalnie nie jest to konieczne, ale polski dokument będzie dla stróża prawa zupełnie niezrozumiały).■ Transport autobusowy jest słabo rozwinięty i bardzo drogi. Istnieje jedna linia kolejowa z Seward na Płw. Kenai, przez Anchorage i Denali, do Fairbanks. ■ Najbardziej niezawodnym środkiem transportu na Alasce jest autostop – ludzie są tu Przyzwyczajeni do pomagania sobie. ■ Jeśli dysponujemy czasem oraz funduszami, warto polecieć do jednej z wiosek położonych z dala od cywilizowanego świata w prawdziwym „alaskańskim buszu”. Loty tego typu obsługuje lokalne lotnisko w Fairbanks, ceny w dwie strony wahają się od 400 do 700 USD. ■ Wśród najciekawszych miejsc, które mogą się stać celem takiej wycieczki, warto wymienić: Galena (Indianie Athabaska żyjący nad Jukonem), Nome (nad Morzem Beringa) oraz Point Barrow (osada eskimoskich łowców wielorybów). ■ W Nome istnieje możliwość wynajęcia helikoptera i dotarcia do prawdziwego „końca świata” – na skalną wyspę Mała Diomeda, z której widać rosyjską Wielką Diomedę.■ W każdej miejscowości jest biblioteka miejska, gdzie za niewielki datek można korzystać z szybkiego internetu. ■ W większych miasteczkach znajdziemy hostele, motele oraz lodges (20–40 USD za noc). ■ Dobrze rozwinięta jest sieć kempingów samoobsługowych (5–10 USD za namiot). ■ Nie ma formalnych problemów z rozbijaniem się na dziko. ■ Na lunch godne polecenia są mufinki (2 USD) z kawą (1,5 USD) w przytulnej kawiarence ■ Na obiad wszędzie dostaniemy tradycyjną amerykańską potrawę, czyli burger, na tysiąc sposobów (6 USD). ■ Na wybrzeżu trzeba spróbować łososia oraz halibuta (10 USD). W interiorze warto zapoznać się z myśliwym i dostać zaproszenie na domową kolację z łosia lub niedźwiedzia. ■ W restauracjach jest zakaz serwowania dziczyzny.■ Ceny produktów spożywczych przy obecnym kursie dolara są niższe niż w Warszawie. Wędrówki i ■ W „przygotowaniu do odbioru” Alaski pomogą lektury: Różaniec w śniegu. Zapiski z Alaski ks. Andrzeja Maślanki, Wszystko za życie Jona Krakauera, Klondike: The Last Great Gold Rush Pierre’a Bertona, Biały Kieł Jacka Lon-dona, Alaska – przewodnik Lonely Planet.
włóczęga, wycieczka, marsz: Krzyżówka zagadka literowa polegająca na wpisywaniu odgadywanych haseł w rubryki krzyżujące się ze sobą
Rozwiązaniem tej krzyżówki jest 8 długie litery i zaczyna się od litery K Poniżej znajdziesz poprawną odpowiedź na krzyżówkę bezdomny żebrak, włóczęga, jeśli potrzebujesz dodatkowej pomocy w zakończeniu krzyżówki, kontynuuj nawigację i wypróbuj naszą funkcję wyszukiwania. Czwartek, 7 Listopada 2019 KLOSZARD Wyszukaj krzyżówkę znasz odpowiedź? podobne krzyżówki Kloszard Włóczęga bez domu i bez pracy inne krzyżówka Bezdomny Francuski bezdomny Bezdomny pies Pies bezdomny i zdziczały Książe i żebrak Żebrak Żebrak z neapolu Kalwaryjski, to żebrak chodzący po odpustach 3j żebrak altruista? Autor powieści królewicz i żebrak Parias, żebrak, chudopachołek Dziad, żebrak, golec ” i żebrak” twaina Włóczęga Gwarowo ulicznik włóczęga Gwarowo włóczęga Włóczęga gwarowo Potocznie włóczęga W literaturze hiszp.: włóczęga, oszust Włóczęga ze sztuki "czekając na godota", trendująca krzyżówki 20j artykuły, wiktuały i wyroby D16 matka skamieniała z bólu M9 odpowiadają za kolor oczu Rzeka płynąca przez olsztyn I4 do odwalenia przy orce M1 atomowa ewa Podziałka mapy H16 naczynie jota w jotę N20 cichy obok ciepłego pieca Pedałuje, wożąc pasażerów po piotrkowskiej w łodzi Ł16 jeszcze nie luksus, ale miło E3 każdy telefon go ma F16 klucz do mapy K17 dzienniczek akademiczek A16 peleryna chęcią żądzy tka
Bez tych terminologii byłoby „jedynie” 300 tysięcy słów). U2. Niemniej jednak przeciętny użytkownik j. angielskiego używa około 5 tysięcy słów podczas konwersacji i około 10 tysięcy słów podczas pisania. U3. Aby móc się porozumiewać w języku angielskim wystarczy znajomość około 2 tysięcy słów! U4.
LAKIERNIK - bez znajomosci € / dziennieAgencja pracy LUPA PERSONAL jest niemiecką firmą z polskimi korzeniami, działającą na niemieckim rynku od wielu lat. Oferujemy zatrudnienie na podstawie niemieckiej umowy o pracę dla kandydatów z terenu UE Nasze motto : „Sukces firmy zależy od jego pracowników” - zostań...PRACOWNIK TARTAKU / POMOCNIK - Niemcy, Schonach - bez językaFirma Euro Labora (o nr certyfikatu: 14601) dla swojego niemieckiego klienta poszukuje pracowników na stanowisko: PRACOWNIK TARTAKU / POMOCNIK -niewymagany Miejsce pracy: Niemcy – 78136 Schonach Nr. ref: TARTAK/DE/2022 Opis stanowiska pracy: -...MECHANIK / MECHATRONIK SAMOCHODOW OSOBOWYCH - bez jezyka11000 - 12000 złAgencja pracy LUPA PERSONAL jest niemiecką firmą z polskimi korzeniami, działającą na niemieckim rynku od wielu lat. Oferujemy zatrudnienie na podstawie niemieckiej umowy o pracę dla kandydatów z terenu UE Nasze motto : „Sukces firmy zależy od jego pracowników” - zostań...Operator frezarki CNC - bez znajomości ...Labora (o nr certyfikatu: 14601) dla swojego niemieckiego klienta poszukuje pracowników na stanowisko: Operator frezarki CNC - bez znajomości Miejsce pracy: Niemcy - 26683 Saterland-Scharrel Nr ref: OP-FREZ-CNC/DE/2022 Zakres obowiązków: -... OPERATOR MASZYN CNC -bez języka- Saterland-Scharrel180 € / dziennie ...dla swojego niemieckiego klienta poszukuje pracowników na stanowisko: Operator maszyn CNC, Frezer CNC lub Operator krawędziarki - bez znajomości Miejsce pracy: Niemcy – 26683 Saterland-Scharrel Nr ref: OP-KRAW-CNC/DE/2022 Zakres obowiązków: - obsługa... SPAWACZ MAG - bez języka- GottingenFirma Euro Labora (o nr certyfikatu: 14601) dla swojego niemieckiego klienta poszukuje pracowników na stanowisko: SPAWACZ MAG - niewymagana znajomość j. niemieckiego Miejsce pracy: Niemcy – 37079 Gottingen Nr. ref: MAG-GOT/DE/2022 Opis stanowiska pracy: -...OPERATOR CNC / TOKARZ - bez języka - NortheimFirma Euro Labora (o nr certyfikatu :14601) dla swojego niemieckiego klienta poszukuje pracowników na stanowisko: OPERATOR MASZYN CNC - TOKARZ - NIEWYMAGANY Miejsce pracy: Niemcy – 37154 Northeim Nr ref.: TOK/DE/2022 Zakres obowiązków: - obsługa tokarek...LAKIERNIK - bez języka- Neunburg vorm WaldFirma Euro Labora (o nr certyfikatu: 14601) dla swojego niemieckiego klienta poszukuje pracowników na stanowisko: LAKIERNIK SAMOCHODOWÓW OSOBOWYCH I DOSTAWCZYCH DO 3,5 t - niewymagana znajomość j. niemieckiego Miejsce pracy: Niemcy – 92431 Neunburg vorm Wald...Operator produkcji - blisko granicy - bez języka ...godzin, 5 dni wolnego, 3 tydzień - 5 dni pracy po 12 godzin, 2 dni wolnego, 4 tydzień - 2 dni pracy po 12 godzin, 5 dni wolnego. Praca bez znajomości GWARANTUJEMY: - umowę o pracę w oparciu o Czeski kodeks pracy (odprowadzamy składki na ubezpieczenie... Personal fabric – agentura práce, Doradca Klienta przez czat - aplikuj bez CV w .BespokeChat1800 - 3200 zł ...wytchnienia w ciągu pracy); benefit sportowy (w trosce o Twoje zdrowie); firmowe gadżety (żebyś mógł się chwalić znajomym pracą u nas, bez konieczności mówienia o tym); cykliczne konkursy dla pracowników z nagrodami pieniężnymi (bo najlepsza nagroda to taka, jaką sam... OPERATOR MASZYN CNC - TOKARZ- bez znajomości pracy LUPA PERSONAL jest niemiecką firmą z polskimi korzeniami, działającą na rynku od wielu lat. Oferujemy zatrudnienie na podstawie niemieckiej umowy o pracę dla kandydatów z terenu UE Nasze motto : „Sukces firmy zależy od jego pracowników” – zostań jednym z...Kasjer sprzedawca drogeria Racibórz19,7 zł / stawka godzinowa ...szkoleń • Obsługę administracyjną on-line - dostęp do swojego konta, dzięki któremu wszystkie formalności załatwiasz bez konieczności wychodzenia z domu • Profesjonalne wsparcie Koordynatora • Przyjazną atmosferę Prosimy o wypełnienie formularza aplikacyjnego lub... Agencja Pracy Tymczasowej Work&ProfitWykładanie towaru w sklepie kosmetycznym Racibórz21,2 zł / stawka godzinowa ...szkoleń • Obsługę administracyjną on-line - dostęp do swojego konta, dzięki któremu wszystkie formalności załatwiasz bez konieczności wychodzenia z domu • Profesjonalne wsparcie Koordynatora • Możliwość stałej współpracy Prosimy o wypełnienie formularza... Agencja Pracy Tymczasowej Work&ProfitPersonel pomocniczy w sklepie kosmetycznym / praca dn. / godziny nocne19,7 zł / stawka godzinowa ...brutto / h • Obsługę administracyjną on-line - dostęp do swojego konta, dzięki któremu wszystkie formalności załatwiasz bez konieczności wychodzenia z domu • Profesjonalne wsparcie Koordynatora • Istnieje możliwość stałej współpracy Prosimy o wypełnienie formularza... Agencja Pracy Tymczasowej Work&ProfitTwoja Własna Agencja Reklamowa ...Pracy. Miejsce Pracy: cały obszar kraju i UE, możesz pracować w domu. Załóż własną agencję Marketingową Brak kosztów... ...się wyzwań. Chcesz zarządzać zespołem ludzi. Szukasz biznesu bez kosztów z dużymi możliwościami zarobkowymi. Przyłączenie do sieci... Agencja Artystyczno-Reklamowa Artevade Piotr StefańskiOpieka seniora w Niemczech - praca opiekunki1800 € ...zatrudnienie, wysokie wynagrodzenie adekwatne do kwalifikacji-> bez pośrednika, od zł do zł na rękę, transport zorganizowany... ...premie i bonusy, bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie w domu podopiecznego Dlaczego warto wybrać współpracę z nami: Jesteśmy... Elektryk ...osób na stanowisko: Elektryk Miejsce pracy: Holandia - Den Bosch Zakres obowiązków: - wymiana instalacji elektrycznych w domach, sklepach i lokalach użytkowych - praca od poniedziałku do piątku - praca na jedną zmianę - możliwość nadgodzin w soboty Wymagania... Specjalista Ds. Wsparcia Klienta z językiem niemieckim - LUBLIN (w biurze albo zdalna) w Concentrix CVG...5000 zł ...Wynagrodzenie podstawowe w wysokości 5000 pln brutto + bonus + prowizja (bez górnego limitu) Praca od poniedziałku do piątku (7:00 – 20:00)... ...(10:00 – 18:00) Rzetelne przygotowanie do pracy Praca w domu nawet od 1 dnia pracy – zapewnimy Ci niezbędny do pracy sprzęt... Concentrix CVG InternationalSzukam Niani dla Chlopczyka - Racibórz - Pełny etat30 zł / stawka godzinowa ...tygodniu od do informacji przekaże osobiście. Szczegóły ogłoszenia ~Opieka w domu rodzica Oczekiwania wobec niani ~Oczekiwane doświadczenie niani:... Laravel Developer w flow2code5000 - 12000 zł ...edukacji oraz uwielbiamy robić startupy. Aktualnie pracujemy zdalnie, więc nie ma przeszkód, abyś mógł/mogła pracować dla nas z domu. Wymagamy znajomości: PHP Laravel REST API SQL'owych baz danych Byłoby świetnie, jeśli wiesz coś na tematy takie jak:...
\n \n włóczęga bez domu i pracy
Tworzenie Grafik - Bez Doświadczenia - Zdalnie W Domu - (Dodatkowo) 3 000 - 9 000 zł / mies. brutto. Elastyczny czas pracy Miejsce pracy: W siedzibie firmy + 1
Gość 16:21 w szoku po przeczytaniu tej odpowiedzi. Na pewno źle ją - miejski żul, pijak, żebrak, włóczęga bez domu i pracyMam zostać menelem (bo się stresuję)? Z góry przepraszam, na pewno źle to odebrałem, ale chciałem wyjaśnić, bo aż mnie zatkało i teraz się czuję jak zero. No, nie przesadzajmy z tym żulem i pijakiem. Napisałem na końcu: "Może - analogicznie - jest coś takiego, w czym Ty czułbyś się dobrze?". Podałem przykład kloszarda, bo jest dla mnie najbardziej zaskakującym przykładem odnajdywania się w tym, co innym nie mieści się w głowie. Może jest coś takiego, czego być chciał i co pozwoliłoby Ci się nie stresować? Naprawdę dokładnie wszystko Cię stresuje? Zazwyczaj bywa np. tak, że ktoś stresuje się, bo rodzina chce, by został prawnikiem, a on tego nie chce, a wolałby być kierowcą ciężarówki. To pierwsze jest dla niego powodem nieustającego stresu, w drugim odnajduje radość życia. Może jest więc coś takiego, co by Cię nie stresowało? J.
Praca zdalna idealna na jesień (Pisemne umawianie spotkań) 9h/tydzień. 3 100 - 5 100 zł / mies. brutto. Wrocław, Śródmieście. Praca dodatkowa. Typ umowy: Inny Doświadczenie nie jest wymagane Dyspozycyjność: Elastyczny czas pracy Miejsce pracy: Praca zdalna + 1 inne. Odświeżono dnia 13 listopada 2023.
83-7298-670-3 Autor: Koja, Kathe Dostępność: Brak Ilość:szt. 19,90 zł UWAGA! KSIĄŻKA POSIADA DROBNE ZAGIĘCIE LUB RYSY! "To suka, przepiękny mieszaniec collie z brudną biało-złotą sierścią. Kuli się cichutko w ostatniej klatce wzdłuż przejścia i przygląda się w ciszy otoczeniu, ale starczy, bym podeszła bliżej, a wpada w szał. Gryzie kraty, własne ciało, wszystko, czego może sięgnąć i nie przestaje, póki się nie cofnę. Jej warczenie jest głuche i potężne, przypomina wręcz odgłos darcia metalu. Nie zadzieraj ze mną, zdaje się mówić. Może i jestem wewnątrz klatki, ale wciąż potrafię ugryźć." Rachel pracuje jako wolontariuszka w schronisku dla psów. Jej obowiązki sprawiają jej mnóstwo przyjemności, zwłaszcza, gdy poznaje bezdomną, zdziczałą sukę collie, którą nazywa Grrl. Mają ze sobą wiele wspólnego - obie są dzikie i osamotnione w tym świecie. Gdy nauczycielka angielskiego zachęca Rachel do napisania opowiadania na temat psa, dziewczyna naraz znajduje kolejne ujście dla swego cierpienia i frustracji. Pisanie o Grrl jest łatwym trudniejsze okazuje się uczenie psa zaufania do ludzi. Gdy Griffin, nowy chłopak w szkole, obmyśla plan zabrania Grrl do domu, Rachel nagle odkrywa, że nie tylko pies musi nauczyć się zaufania. Włóczęga to przejmująca, wspaniale napisana powieść; pierwsza, którą Kathe Koja zadedykowała nastolatkom. Przedstawia w niej prawdziwą, pełną emocji opowieść o uwięzionej w klatce własnego życia dziewczynie, która podejmuje ryzyko wyrwania się na wolność, by odnaleźć potrzebną jej pomoc. Kathe Koja jest autorką kilka powieści. Włóczęga jest pierwszą, którą napisała dla młodych dorosłych. Pisarka mieszka obecnie pod Detroit wraz z mężem i nastoletnim synem. To wspaniała powieść! Lista ludzi, którym postanowiłem ją podarować, wciąż rosła w trakcie czytania, a nim dobrnąłem do końca, siedziałem już na podłodze między moimi dwoma psami i przytulałem je z całej siły do Nolan, autor Born Blue Kathe Koja napisała poruszającą historię o pełnej gniewu dziewczynie, która szuka miłości w złych miejscach. Losy Rachel i dzikiego psa, który staje się jej alter ego, sprawią, że serce pęknie ci z żalu. Mało jest takich książek, jak Wittlinger, autorka Razzle Rok wydania: 2005Stron: 112Oprawa: broszuraFormat: 125/183Pakowanie: 30Tłumacz: Marcin Mortka Fragment tekstu: Moje podziękowania zechcą przyjąć: Rick Lieder, Aaron Mustama, Frances Foster oraz zespół Michigan Anti-Cruelty SocietySpecjalne podziękowania dla Chrisa SchellingaDla i Equinoxpewnego dnia znów 1. Rachel. Raychel. Raechel. Kartka zielonego zeszytu uczennicy prywatnej szkoły z wolna pokrywa się czarnymi, pajęczymi nitkami liter, a prawe ramię cierpnie, wsparte na pochyłości ławki. Rachelle. RC. Nie ma znaczenia, jak zapiszę swe imię - wciąż jestem sobą, wciąż tu siedzę i wciąż zapisuję bzdury w bzdurnym zeszycie od "Biegłości w sztuce pisania". Starczy rozejrzeć się wokół i spojrzeć na Jona Trumana, Courtney DiMartino oraz Chelsea Thayne, by zrozumieć absurdalność tej sytuacji. Chelsea Thayne? Jedyne, w czym jej się udało osiągnąć biegłość, to idiotyczne zachowania, zwłaszcza wobec to jednak gdzieś, zarówno Chelsea, jak i całą klasę, tę szkołę zresztą też. Wedle mojej matki, powinnam uwielbiać szkolne życie. Jesteś taka zdolna, powtarza, wszystko przychodzi ci z taką łatwością. Jasne. To tak, jakby w szkole chodziło tylko o zdobywanie ocen. Matka zwykle też dodaje, że to mój najszczęśliwszy okres w życiu. Nienawidzę, gdy dorośli tak mówią, zwłaszcza moi rodzice czy niektórzy nauczyciele… Z wyjątkiem pani Cruzelle. Być może znalazłam się w klasie pełnej głąbów, ale ona z pewnością nim nie Uczy się was, byście pisali o tym, co wiecie i na czym się znacie - tłumaczy w tej chwili. Ma wadę wymowy, lekko sepleni i dzieciaki nabijają się z tego. Jestem pewna, że pani Cruzelle słyszy to czasami, ale nigdy tego nie komentuje. - Moim zdaniem jednak ważniejsze jest, byście pisali o tym, czego nie wiecie. Piszcie o tym, co was boli, co was przeraża, co was zasmuca. O tym ma być właśnie to wypracowanie… Rachel?Stoi przy mojej ławce. Widzę jej ciemne włosy, czarny żakiet i malutką srebrną szpilkę z główką w kształcie Jak idzie? - pyta. - Dostanę dzisiaj coś od ciebie?Rachel Radykalna. Rachel Zbuntowana. Rachel Pewnie - odpowiadam, jednocześnie zakrywając ramieniem stronę w zeszycie. Pani Cruzelle wie, że kłamię, ale nie beszta mnie, to nie w jej stylu. Szybko przekreślam moje pięćdziesiąt imion i próbuję wymyślić jakiś prawdziwy siedząca w rzędzie naprzeciwko, unosi rękę w górę. Jej paznokcie pomalowane są na brzoskwiniowo, na jednym palcu ma gruby pierścionek od swojego aktualnego chłopaka, aktualnego w tym tygodniu. Jak ona to robi? Po co to robi?- Proszę pani, a ile mamy napisać?- Tyle, ile trzeba, A ile trzeba?- A napisałaś wszystko, o czym musisz opowiedzieć? - pyta pani Cruzelle. Podziwiam jej cierpliwość. Nie mam pojęcia, jak udaje się jej utrzymać nerwy na wodzy. - Gdy już powiesz wszystko, co masz do powiedzenia, wszystko, o czym czytelnik musi wiedzieć, wtedy marszczy brwi. Siedzący za nią Jon Truman strzela ją ołówkiem we włosy, a Chelsea odpowiada szerokim, uwodzicielskim uśmiechem prosto z okładki czasopisma. Założę się, że trenuje to przed lustrem. Gryzmolę wśród moich gryzmołów i znów próbuję się skupić. Co mnie boli? Co mnie zasmuca?Chelsea odwraca się do mnie i patrzy na moje Ile masz? - jasne. Traktujesz mnie jak powietrze albo jeszcze gorzej aż do chwili, kiedy potrzebujesz podpowiedzi? Robię więc to, co zwykle - ignoruję ją kompletnie i próbuję pracować Ile masz? - nalega Chelsea, zupełnie jakby udzielanie jej pomocy było moją powinnością, ba, nawet Zajmij się sobą - odpowiadam jak Chelsea rzuca coś półgębkiem, ale nie podnoszę głowy. Suka? Czyżby powiedziała "suka"? Ławkę dalej Courtney DiMartino parska śmiechem, ostrym niczym rozbijane szkło. Wciąż nachylam się nad ławką i nie przestaję pisać. Piszę o psie, którego raz widziałam w schronisku, o wielkim labradorze z sierścią koloru czekolady, którego umieszczono w klatce tak ciasnej, że zwierzę nie mogło nawet w niej stanąć. Nie było jednak rady, w schronisku mieli zbyt wiele psów i za mało klatek. Zbyt wielu włóczęgów i za mało domów. Naprawdę mnie to Kończymy już - mówi pani Cruzelle. - Czas dobiegł końca. Proszę zostawić wypracowania na moim się dzwonek, a wraz z nim rumor przesuwanych krzeseł i szmer podrywanych Nie skończyłam jeszcze. - Zatrzymuję się przy biurku pani Cruzelle, jak zwykle ostatnia z całej klasy. - Przyniosę je pani po przerwie Może być tak, jak jest - odpowiada. - To miał być szkic na brudno, pamiętasz?- Ale chcę to skończyć, proszę też robię, częściowo na biologii (to nasza trzecia lekcja, a nauczyciel, pan Karpecky, strasznie przynudza, gdy nie ma zajęć w laboratorium), a częściowo podczas przerwy obiadowej. Na dworze jest w miarę ciepło, tak więc siadam na schodach od wschodniej strony, kładę zeszyt na kolana, a obok stawiam filiżankę cappucino oraz jabłko, którego na razie nie jem. Z tego miejsca widać wiązy i dęby, które otaczają parking dla uczniów. To naprawdę stare drzewa, znacznie starsze od szkoły i stojących za nimi budynków. Ich widok czasem poprawia mi nastrój. Dzięki nim czuję czasem, jakby wszystko, co złe, miało wkrótce przeminąć, a przetrwa tylko to, co się naprawdę liczy. A tymczasem ludzie patrzą, jak jem lunch na schodach, i biorą mnie za świrniętą. Mają zresztą więcej powodów, by tak myśleć. Choćby taki, że mówię to, co naprawdę myślę, i że jestem tym, kim jestem. Właśnie dlatego nie mam milionów przyjaciół. Tak po prawdzie, to nie mam żadnego przyjaciela. Wedle moich kryteriów przyjaciel to ktoś, z kim można podzielić się swym wnętrzem, swym prawdziwym wnętrzem. Ja zaś w tym miejscu nie dzielę się sobą z bez przerwy wypytuje mnie o moje gówniane życie towarzyskie. Powinnaś wziąć się w garść, zadzwonić do kogoś, powtarza, musisz przecież od czasu do czasu wyjść wieczorem! Po co? Dokąd? W imię czego powinnam niby zmienić się w taką Rachel, jakiej wszyscy wokół oczekują? By dorośli mogli przydawać mi etykietkę normalnej dziewczyny i głaskać mnie po głowie? Dzięki, już wolę być samotna. Wolę być dzikim psem niż takim, którego wepchnięto do czyjejś lekcja to historia. Wychodząc ze szkoły, zaglądam na moment do gabinetu pani Cruzelle i oddaję moją pracę, którą zatytułowałam "Pieskie życie". Pani Cruzelle jest zajęta jakimś uczniem z pierwszej klasy, zdenerwowanym i wyglądającym na dziesięciolatka, zostawiam zatem wypracowanie na biurku i wychodzę. Muszę się pośpieszyć. Dzisiaj idę do schroniska. Procedura wygląda tak: zaraz po wejściu włącz wentylatory i otwórz szyb wentylacyjny. Zbierz wszystkie nieczystości, fuj, i włóż je do specjalnych pojemników. Wypuść psy na wybiegi, po czym zdezynfekuj ich klatki i zagnaj je z powrotem. Zmyj wybiegi wodą z węża. Podaj zwierzętom wodę i jedzenie w kuwetach, sprawdzając wywieszki przy klatkach, czy któryś z psów nie ma specjalnej diety. Zapisz, który z psów wymaga szczególnej opieki - przycięcia pazurów, czyszczenia uszu, kąpieli odpchlającej czy czegokolwiek innego. Następnie czas na zabawy i ćwiczenia dla zwierząt. W zależności od dnia wybierz najpierw największe lub najbardziej aktywne psy i wyprowadź je na podwórze za schronisko, gdzie znajduje się około pół akra przestrzeni z kilkoma doszczętnie obsikanymi drzewami. Po ćwiczeniach dolej im wody, ale nie za dużo na raz. Wzdęcie może zabić. Wszystko, co wyda ci się ważne, zapisz na wywieszkach na klatkach. Jeśli wydarzy się coś złego - jakiś pies naciągnie sobie ścięgno, wymiotuje lub złapie jakąś chorobę - powiedz o tym Melisie. Spłucz podłogę, a potem umyj ręce, gdyż prawdopodobnie są brudne od psiej kupy lub czegoś równie paskudnego. Sprawdź, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, na przykład w szopie z zapasami lub przy adresowaniu kopert. Nie pozwalają mi jeszcze odbierać telefonów czy zajmować się adopcjami. Wedle przepisów trzeba mieć ukończone osiemnaście lat, a moja praca to w końcu i tak "specjalista ds. opieki nad zwierzętami". Tak przynajmniej nazwano ją w formularzu wolontariatu. Jeśli już wszystkie twoje obowiązki zostały wypełnione, można zająć się tym, po co tu właściwie jesteś. Bo ja przychodzę tu po to, by po prostu przebywać wśród fioła na punkcie zwierząt. To znaczy, lubię je wszystkie, ale do psów mam szczególną słabość. Jest w nich coś, czego nie umiem opisać. Ich miłość do człowieka, ich wiara, że masz słuszność we wszystkim, co czynisz, jest niewiarygodnie czysta, wręcz nieskazitelna. Z psami można rozmawiać, mogę opowiedzieć im o wszystkim, co mnie boli, o wszystkim, czego nigdy nie powiedziałabym innemu człowiekowi. Być może mnie nie rozumieją, ale zawsze wysłuchają. Kocham własnego mieć nie mogę. Moja matka cierpi na potężne alergie, łyka masę tabletek i nosi inhalatory, a mimo to nie jest nawet w stanie prać moich rzeczy po powrocie ze schroniska. Nie rozumiałam tego, gdy byłam dzieckiem. Nie potrafiłam pojąć, jak człowiek może chorować tylko dlatego, że ma psa. Myślałam, że rodzice są po prostu dla mnie źli. Marzyłam o zwierzątku bardziej niż o czymkolwiek na więc Brad - to mój ojciec, nazywam go Wódz Brad - kupił mi akwarium z rybkami egzotycznymi. W końcu zwierzak to zwierzak, no nie? Co za różnica, czy ma płetwy czy futro? Hodowanie rybek to skomplikowana sprawa i oczywiście nie miałam pojęcia, jak się nimi zająć. Nie minął więc tydzień lub dwa, a wszystkie zdechły. Brad zaś wyciągnął wniosek, że jestem zbyt nieodpowiedzialna, by trzymać zwierzątka. Już wiesz, w jaki sposób ten człowiek rozumuje?Nie mając własnego zwierzątka, ani nawet szansy, że kiedykolwiek je dostanę, chodziłam do państwa Kaiser, by bawić się z ich pudlem Sassy. Państwo Kaiser byli starymi, dość opryskliwymi ludźmi, a Sassy niewiele się od nich różniła. Był to stary piesek o białej sierści z brązowymi, wrednymi oczkami, ale nie przeszkadzało mi to. Sassy lubiła mnie i i pozwalała się głaskać, gdy miałam na to ochotę. Brad oczywiście uznał to za dziwaczny wymysł i stwierdził, że zamiast tego powinnam wychodzić na dwór i bawić się lalkami Barbie czy czymś tam z dziewczynkami z sąsiedztwa. Nieraz słyszałam, jak mówił o tym Dlaczego ona nie ma żadnych przyjaciół? - narzekał. - Dlaczego nie bawi się z tą dziewczynką z naprzeciwka, z tą blondyneczką, no, jak jej było?- Cara? - mówiła moja matka, jak zwykle z lekkim przestrachem w głosie. - Och, nie wiem. Wydaje mi się, że Rachel nie za bardzo ją Cara miała w zwyczaju pluć do mleka innym dzieciakom w szkole. Bradowi nie wystarczało jednak takie Rachel niczego nie lubi, z tego co widzę - twierdził. - Pozwoliłaś, by się zbyt odizolowała, Elisha!I ciągnął swój wywód dalej, zupełnie jakby wszystko, co się ze mną działo, było winą matki. Nauczyłam się wtedy zamykać na jego słowa, co czynię do dziś, lecz matka brała je zawsze do siebie. Bez przerwy dawała mi różne drobne rady i podsuwała pomysły. Dlaczego nie zaprosisz do siebie tej czy tamtej dziewczynki, pytała. Dlaczego nie wstąpisz do drużyny piłki nożnej, nie chodzisz na zajęcia plastyczne po szkole czy na zajęcia w sali gimnastycznej? Próbowałam jej wytłumaczyć, że nie byłby to najlepszy pomysł, ale po jakimś czasie dałam sobie z tym spokój. Czułam się jak brzydkie kaczątko, próbujące wytłumaczyć, dlaczego nie ma zamiaru pływać z innymi małymi więc po szkole, gdy inne dzieci uprawiały sporty, grały na instrumentach lub bawiły się gdzieś, ja szłam w swoim kierunku - do Kaiserów, by spędzić trochę czasu z Sassy, lub na tył naszego ogrodu, gdzie pnie się winorośl. Siedziałam tam w milczeniu, patrzyłam na wiewiórki i ptaki, a potem układałam o nich historyjki i spisywałam je w zeszycie. Mam takich zeszytów około setki, wszystkie ułożone w stosy w szafie. Nigdy do nich nie zaglądam, a czasem nawet myślę, że powinnam je wyrzucić, ale nie umiem się na to że to dzięki tym zeszytom jakoś przetrwałam podstawówkę i gimnazjum. Co innego pozostaje, gdy jest się zbyt sprytną, by zadawać się ze świrami, lecz zbyt dużym świrem, by przebywać wśród sprytnych? Co pozostaje, gdy w stołówce nie ma stołu, przy którym siedzą tobie podobni? Będziesz walczyć? Uciekać? Spróbujesz zniekształcić samą siebie, by wreszcie dopasować się do reszty? A może spiszesz to wszystko? Zrobisz coś z niczego i stworzysz opowieści, które wypłyną z długich chwil samotności w ogrodzie, kiedy siedziałaś i zadawałaś sobie pytania: dlaczego nikt inny nie dostrzega rzeczy, które ty widzisz? dlaczego tylko tobie jest smutno, gdy robi się naprawdę zimno, a ptaki i wiewiórki, bezdomne koty i psy marzną i głodują? dlaczego nikt inny nie jest taki jak ty? Jesteś ostatnim przedstawicielem wymierającego gatunku. "Jestem na krawędzi wyginięcia" - napisałam kiedyś w jednym z moich zeszytów. Zauważył to głupi nauczyciel wychowania fizycznego i wezwał moich rodziców do Myślę, że Rachel ma problem z poczuciem własnej godności - oznajmił im na spotkaniu w cztery tak jakbym miała zaraz ześwirować i skoczyć z dachu sali gimnastycznej. Po wizycie moich rodziców w szkole miałam idiotyczne spotkanie z pedagogiem szkolnym, panem Hile (dzieciaki nazywają go Hile Hitler), który powiedział moim rodzicom… Znaczy się, mojej matce, bo Wódz Brad oczywiście był na jednej z tych swoich nie kończących się delegacji. Dlaczego ten człowiek w ogóle zadaje sobie trud, by jeszcze wracać do domu? Wracając do tematu, pan Hile oznajmił mamie, że co prawda nie dążę do samodestrukcji, a wymagam jedynie większej dawki interakcji z moimi rówieśnikami. Jezu, dzięki, panie Freud. To może zadzwonię do Cary Mlekoplujki? Wszystkie te wydarzenia nie wywołały w moim życiu żadnych zmian, poza tym, że przestałam zabierać zeszyty do sali gimnastycznej, a kilka dzieciaków przez jakiś czas przezywało mnie wariatką. Wielkie mi przecież miałam mówić o je właściwie przez przypadek. W zeszłym roku w ramach zajęć terenowych na biologii mieliśmy wycieczkę do zoo. Można pomyśleć, że nastolatki są zbyt wyrośnięte na takie atrakcje, ale nauczyciele przygotowali wtedy sporo ciekawych zadań. Mieliśmy między innymi przeprowadzać rozmowy z pracownikami zoo, którzy zajmują się zwierzętami, i w sumie było fajnie. Człowiek, który prowadził moją grupę, pracował w weekendy jako wolontariusz w schronisku dla psów i sporo opowiedział o swej pracy. Mówił, że opiekowanie się zwierzętami i szukanie dla nich nowych domów jest trudnym zajęciem, ale przynoszącym mnóstwo satysfakcji, więc wzięłam od niego kilka folderów ze schroniska ("Pomóż zwierzakowi! Uratuj czyjeś życie"). Poszłam tam w następną sobotę, by się kiedyś coś, co było tobie pisane? Coś, o czym po prostu wiedziałaś, że zostało dla ciebie stworzone, że pasujecie do ciebie niczym klucz do właściwego zamka? Nic w schronisku nie wydało mi się obce ani dziwne. Miałam wrażenie, że urodziłam się w tym miejscu, choć z początku Melisa, kierownik schroniska, miała wątpliwości, czy mnie przyjąć, pewnie z racji mojego młodego wieku. Mało mnie to jednak obeszło, po prostu przychodziłam do schroniska raz za razem, aż w końcu powiedziała: "No dobra, dobra", dała mi jeden z zielonych fartuchów z kieszeniami i umieściła mnie na stałe w Widzisz? - powiedziałam. - Mówiłam przecież, że należę do tego Cóż, psy cię lubią - odpowiedziała nie jest wesołym miejscem - żadne miejsce, gdzie zwierzęta poddaje się eutanazji, nie można nazwać wesołym (nie będę mówić, że się je usypia, przecież one nie śpią, tylko umierają). Panuje tu jednak dobra atmosfera - pomagam weterynarzom, myję psy, karmię je… Tak, karmienie to mój ulubiony obowiązek. Pies jest taki szczęśliwy, gdy podaje mu się jedzenie, jakby wszystko dobre, co może sobie wyobrazić, skupiło się na tej jednej czynności. Najwięcej radości zaś okazują te, które kiedyś do kogoś należały, przyzwyczajone do opieki. Niestety, poprzednie rodziny wyprowadziły się z miasta, powiększyły o kolejne dziecko lub po prostu się nimi znudziły, zupełnie jakby pies był zabawką lub urządzeniem, które można wyrzucić, gdy staje się niepotrzebne. Po co nam pies? Przecież można wykopać go z domu lub zostawić na progu schroniska jak worek ze śmieciami. Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia, jak ludzie mogą być tacy okrutni. Melisa mówi, że brakuje im umiejętności czytania uczuć. Moim skromnym zdaniem cierpią na martwicę mózgu. Ich psy to psy domowe, rodzinne. Pozostawione same sobie nie umieją przeżyć. Giną pod kołami samochodów, zapadają na choroby, umierają z jednak inne psy, bezpańskie, psy z ulicy. One są inne. Nie da się ich pogłaskać ani nawet dotknąć, naprawdę. Nigdy nie nauczyły się potrzebować ludzi czy ufać im. One są jak ten, którego widzę dzisiaj zaraz po wejściu. To suka, przepiękny mieszaniec collie z brudną białozłotą sierścią. Kuli się cichutko w ostatniej klatce i przygląda się otoczeniu, ale starczy, bym podeszła bliżej, a wpada w szał. Gryzie kraty, własne ciało, wszystko, czego może sięgnąć, i nie przestaje, póki się nie cofnę. Jej warczenie jest głuche i potężne, przypomina odgłos darcia metalu. Nie przestaje warczeć, nawet gdy na powrót kuli się w kącie, przysiadając na zranionej tylnej łapie. Wśród krat widzę biel świeżego Ostra, nie? Jakbyś chciała poklepać piłę tarczową. Lassie z charakterkiem - mówi Jake, wielki, poczciwy facet z rzadką, siwą brodą. Poza Melisą to jedyny człowiek w schronisku, z którym mogę pogadać. Kiedy pierwszy raz tu przyszłam, pomyślałam, że wszyscy są tu jedną wielką rodziną i wszystkich łączy miłość do zwierząt, gdyż w przeciwnym razie nie byłoby ich tu, no nie? Szybko się jednak przekonałam, że panuje tu hierarchia, a jakże. Skoro ktoś pracuje w schronisku od pięciu lat, to wybiera dla siebie najlepsze godziny w grafiku, ktoś inny ma wyłączność na najłatwiejszą robotę, a każdy może powiedzieć: "Zostaw moje nożyce" i "Hej, to mój fartuch". Co to wszystko ma niby wspólnego ze zwierzętami, pytałam sama siebie? Znów miałam problemy z przystosowaniem się, jak zwykle zresztą. Melisa twierdzi, że jestem czepialska. Jake zaś mówi: "Nie przejmuj się". Lubię Jake' Zeszłej nocy jechałem furgonetką na patrol - mówi i opiera się o klatkę ze szczeniakami. Wsuwa dłonie między pręty, by pieski mogły ciągnąć i tarmosić go za palce. Patrzę na jego dłonie, są szczupłe i delikatne, ale palce silne i brązowe. - Byliśmy we wschodnich dzielnicach. To kiepska okolica, pełno pustych domów. Tam mieszkają ćpuny, wiesz? Jakieś dzieciaki powiedziały nam o niej. - Kiwa głową w kierunku collie. - Kryła się w szopie, biedaczysko, ledwie mogła chodzić z tą nogą. Wdało się zakażenie, aż trudno uwierzyć. Musiało ją boleć jak licho, ale gdzie tam! Byś ją widziała! To wojownik jakich mało. Diabelnie się namęczyliśmy, zanim wpakowaliśmy ją do furgonetki. Już myślałem, że mi głowę odgryzie!Wychylam się w stronę jej klatki, powoli i ostrożnie. Warkot rośnie i cichnie, gdy się znów Środki uspokajające przestają powoli działać - mówi Jake. - Uważaj, Rachel. To naprawdę dzikie kuli się w klatce, złota, biała i brudna. Patrzymy na siebie, jej oczy to najciemniejszy brąz, jaki kiedykolwiek Nie ma sprawy - odpowiadam mu i jej także. - Sama w sumie też jestem dzika. Znów siedzę na zajęciach ze sztuki pisania. Nałożyłam dziś moje ulubione adidasy Converse'a ze srebrnymi sznurowadłami. Wyciągam nogi daleko przed siebie, niemalże zagradzając przejście między A może byś tak wzięła te błazeńskie buty? - mówi Vonda Washington, zmuszona przestąpić nad buty, jasne. Tylko dlatego, że nie są w tej chwili na topie. Kompletnie nie znam się na modzie. Po prostu nie wiem, o co w tym chodzi. Raz popularne było noszenie dwóch T-shirtów jeden na drugim, zawsze czerwonego z czarnym lub niebieskiego z żółtym. Pasowały do siebie tylko ściśle określone kolory. Kto to wszystko wymyśla? Kto o tym niby decyduje? Teraz wszędzie widać motyw żółwia, w okularach słonecznych, spinkach do włosów, obrączkach, we wszystkim, jak leci. Założę się, że połowa z tych ludzi nie ma nawet pojęcia, co to Cruzelle oddaje właśnie wypracowania. Za "Pieskie życie" dostaję 94 punkty, a u dołu kartki widzę kilka słów, skreślonych jej zabawnym charakterem pisma. "Chciałabym porozmawiać z tobą po lekcji".- Proszę. - Podaje mi jakiś dokument, gdy podchodzę do niej w trakcie przerwy. Co to takiego? Jakiś formularz zgłoszeniowy? - Rzuć na to okiem. To konkurs na opowiadanie dla uczniów szkół wyższych, maksymalnie 3000 słów, pierwsza nagroda to "Susan Jardine" - wyjaśnia. - Autorka Osobistych mocy, czytałaś może?To właśnie lubię u pani Cruzelle. Traktuje cię, jakbyś potrafiła myśleć, jakbyś dla zabawy czytała literaturę dla Słyszałam coś o tym - odpowiadam, choć nie jestem tego pewna. - Ludziom się Och, Jardine to niezwykła pisarka. Oprócz tego, że jest jurorką w konkursie, w nagrodę przez dwa tygodnie będzie prowadzić dla zwycięzcy zajęcia z pisania na Uniwersytecie Stanowym. Jestem przekonana, że powinnaś wziąć udział, Rachel. Z tym - przy tych słowach wskazała na "Pieskie życie", wystające z mojej teczki. - Twoje opowiadanie trzeba oczywiście przedłużyć, tu i ówdzie należy dokonać kilku przeróbek, ale sądzę, że to naprawdę dobra zerkam na formularz i czytam: "Dwa tygodnie intensywnych zajęć".- Dobrze się zastanów - mówi pani Cruzelle, gdy ponownie rozlega się dzwonek. Spóźnię się na biologię, cholera. - I daj mi znać, co drodze do domu wstępuję do biblioteki i pytam o Osobiste Wypożyczone - mówi chłopak za biurkiem. Ma głowę ogoloną na łyso, a jego skóra lśni czekoladowo. W uchu ma niewielki, złoty kolczyk punktowy. Na identyfikatorze widzę jego imię - JuWan. - Mogę cię wpisać na listę oczekujących - proponuje. - Lubisz Susan Jardine?- Pewnie, jasne. Znaczy się, pewnie, że lubię. - Nagle nie wiem, gdzie podziać wzrok. JuWan uśmiecha się, a ja natychmiast odwracam się i ruszam w stronę Mogę prosić kartę biblioteczną? - Zatrzymuje mnie jego nieruchomo, jakby mnie zamurowało, niczym ostatnia Kartę biblioteczną - JuWan powtarza karty oczywiście zajmuje mi całą wieczność. W plecaku mam bałagan co się zowie - grzebię wśród zeszytów, kompaktów, starych wypracowań z historii, folderów schroniska i zmiażdżonych batoników "PowerBar", które dawno już powinnam była wyrzucić. Gdy wreszcie podaję mu kartę, jestem czerwona jak burak, wręcz czuję, jak płonie mi skóra. Nienawidzę tego uczucia. Zupełnie jakby nade mną migotał neon: "Hej, spójrzcie wszyscy! Patrzcie, jak mi głupio!"- Zadzwonimy, gdy książka wróci do biblioteki - mówi JuWan, wciąż uśmiechnięty. - Miłego dnia!Powietrze na zewnątrz smakuje wspaniale - jest chłodne i wilgotne, co szybko mnie studzi. Fajnie by było odezwać się do tego chłopaka. Nie od razu flirtować czy coś tam, ale po prostu powiedzieć coś mądrego, może nawet pogadać chwilę dłużej. Dlaczego kiedy już trafię na jakiegoś inteligentnego chłopaka, co nie zdarza mi się prawie nigdy, po prostu nie umiem z nim rozmawiać? Większość chłopaków w mojej szkole to grandziarze, świry lub zwykli średniacy, którzy wzięliby mnie za przybysza z Marsa, gdyby poznali choć część moich myśli. Nie mam więc sposobności, by trenować sztukę konwersacji z płcią przeciwną, a kiedy już spotkam kogoś interesującego, wychodzę na idiotkę. A matka dziwi się potem, czemu nie chcę umawiać się na jest już w domu, gdy wracam ze szkoły, jej van koloru lazurowego stoi na podjeździe. Na stole w jadalni leży stos papierów z Centrum Wspierania Twórczości. To jej miejsce pracy, matka zajmuje się zdobywaniem stypendiów dla artystów lub coś w tym stylu. Byłam u niej raz czy dwa i wszyscy jej koledzy wykrzykiwali na mój widok: "Och, czy to twoja córka, ta pisarka?" albo "Musicie mieć mnóstwo wspólnego!" Że co niby? Tylko dlatego, że pochodzimy z tego samego zakamarka puli genowej? Matka ma opinię wolnomyśliciela, bo nosi klekoczącą, ręcznie robioną biżuterię i zdarza jej się wrzasnąć "kurwa" w biurze… Nie sądzę, by była złym człowiekiem, ale niektóre jej zachowania doprowadzają mnie do szału. Choćby to, że zadaje milion pytań tam, gdzie starczyłoby jedno: Jak się masz? Jesteś pewna? A mogę ci w czymś pomóc? Albo to, że wciąż się czymś denerwuje, załamuje ręce i bez przerwy przeprasza wszystkich za wszystko. Dlaczego myśli, że wszystko jest jej winą?Jak choćby w tej …późno zeszłej nocy. - Słyszę, jak rozmawia przez telefon. - Tak mi przykro, powinnam była zadzwonić. Ale wpadnę tam dzisiaj, na sto procent. Mogę jeszcze odebrać je dzisiaj? Och, wspaniale, dzięki! Uratowałeś mi życie…Wyciągam formularz zgłoszeniowy, a potem "Pieskie życie". Skoro opowiadanie należy przedłużyć, może napiszę coś o schronisku? Jutro mam dyżur, od dwunastej aż do zamknięcia. Ciekawe, co się dzieje z tą collie? To bardzo dziki pies, taki pies, jakiego zawsze chciałam mieć na własność. Lassie z charakterkiem, przypominam sobie słowa Jake'a i wybucham Spójrzcie, kto ma dziś dobry humor - mówi matka. Znów ma ten nerwowy uśmiech, jakbym sama była dzikim zwierzęciem, gotowym ugryźć, gdy ktoś podejdzie o cal za blisko. - Pewnie miałaś dobry dzień w W mojej szkole? Żartujesz chwilę mam wrażenie, że matka chce coś powiedzieć, potem zmienia zdanie, by powiedzieć coś całkowicie innego, aż wreszcie rezygnuje. Słyszę jej Miałam właśnie zamówić coś na obiad. Może od Kam Linga? Co o tym myślisz?- Jedzenie to mam w ręku formularz zgłoszeniowy. Mogłabym pokazać go matce, ale nie robię tego. Zastanawiam się, jak wygląda Susan Jardine. Osobiste moce… Pisarstwo jest przecież swego rodzaju osobistą mocą, no nie? Cóż, Rachel - słyszę jej głos w swojej głowie. Wyobrażam ją sobie ciut na kształt pani Cruzelle, ale jest smuklejsza i lepiej od niej ubrana. Potrafisz znakomicie wniknąć w istotę rzeczy, mówi. Twoja praca jest dojrzała i wnikliwa; gdy tylko zaczęłam czytać, wiedziałam, że będzie najlepsza ze dzięki, odpowiadam jej w myślach. Widzi pani, piszę, odkąd byłam małym dzieckiem i…- …kurczak z orzeszkami? - Matka wrzasnęła mi niemalże do ucha. - Rachel, kurczak z orzeszkami czy co chcesz?- Nie wrzeszcz na mnie! Może być kurczak, co za różnica, Boże drogi…Matka kończy zamawiać, znów słyszę jej Teraz będziemy jeść? - pytam, wsuwając formularz zgłoszeniowy do zeszytu. - Jest dopiero wpół do szóstej. Co z brakującym elementem?- Z czym?- Wódz Brad, pamiętasz go jeszcze? Czyżby już raz na zawsze podarował sobie przychodzenie do domu?- Och, Rachel! - Nagle jej głos staje się ostry i drżący. Przypomina teraz głos tonącego, słyszany pod wodą. - Dlaczego wciąż musisz wygadywać takie rzeczy?- Że niby jakie? Czy to moja wina, że nigdy nie ma go w domu?- To niczyja wina, Rachel. Taką pracę ma twój ojciec. Musi być tam, gdzie jest to wytłumaczenie już miliony razy i kompletnie w nie nie wierzę. Mój ojciec jest informatykiem, specem od komputerów, a nie chirurgiem neurologiem czy strażakiem. Mógłby pracować w domu, na tym komputerze, który dostał z pracy, a który kurzy się tylko na jego biurku, albo na swym laptopie… On jednak woli być gdzie indziej niż z nami, w domu. Chciałabym, by chociaż raz to Niech sobie będzie, gdzie chce - mówię, chwytam plecak i zeszyt, po czym mijam matkę i ruszam w kierunku mojego pokoju.
Określenie "bezdomny żebrak, włóczęga" posiada 1 hasło. Inne określenia o tym samym znaczeniu to człowiek bezdomny, żebrak, włóczęga; człowiek bezdomny, włóczęga; nędzarz, bezdomny żebrak; włóczęga bez domu i bez pracy; włóczęga, nędzarz; bezdomny nad Loarą; bezdomny w modnej stolicy.
Dzień pierwszy - 28 lipca 2015. Rajbrot - Dobra. Dystans - 25 km. Suma podejść - 733m. Na szlaku: Rajbrot 330m, Łopusze Wschodnie 579m, Łopusze Zachodnie 651m, Rozdziele Dolne, Przełęcz Widoma, Góra Kamionna 801m, Góra Pasierbiecka 764m, Tymbark, Dobra 490m. "Wędrowanie necesse est" - trawestacja znanego powiedzenia jest mottem tej wędrówki. Jest ona o tyle odmienna od niemal wszystkich poprzednich, że nie ma konkretnego wielodniowego planu, a jest wielką improwizacją konstruowaną z dnia na dzień. Czyli: dzisiaj idę tam, a jutro się zobaczy". Na pierwszy dzień plan był prosty, - busem do Rajbrotu, stamtąd znaną i wielokrotnie przemierzaną trasą na Pasierbiecką Górę, dalej niebieskim do Tymbarku, a dalej bez szlaku asfaltem do Dobrej, gdzie mieszka kolega. Jako zadeklarowany śpioch, na szlak wyruszyłem około wpół do jedenastej. Piękna lipcowa pogoda zniewalała, ale też zachęcała do wędrówki. Przez Rajbrot przebiega niebieski szlak, którym mijając Orlika, ruszyłem pod górę w stronę Łopusza Wschodniego. Pożegnawszy piękną panoramę północną, zagłębiłem się w leśne ostępy. Na środku drogi natknąłem się na trzy grzyby, ale były to jedyne kapelusze jakie tego dnia i tego lata znalazłem. Drogę przez las znam doskonale, toteż po chwili zameldowałem się na szczycie Łopusza Wschodniego. Szczyt może nie jest wysoki, ale dostarcza kolejnych widoków na południe. Otwiera panoramę Pasma Łososińskiego i Limanowskiego, eksponując z prawej Górę Kamionną, w kierunku której zmierzam. Trud i wysiłek zmagania się z górą (he he...), postanawiam uczcić kawałkiem świetnej czekolady. Zarekomendował mi ją kolega i ani trochę nie rozminął się z prawdą. Czekolada była rewelacyjna! Kontemplując piękno mijanej okolicy, minąłem Łopusze Zachodnie i przez pola pełne zbóż, chaszcze słodkich czernic i nieco zdziczałe jabłoniowe sady, zszedłem do Rozdziela. Szybko przekroczyłem drogę asfaltową i wspiąłem się na Widomą, skąd spojrzałem na dopiero co odwiedzone Łopusza i odbiłem węższą dróżką w stronę pobliskiej Góry Kamionna. Któryż raz tu już byłem... By nie powtarzać starej marszruty przez Pasierbiec, na rozstajach utrzymałem się na szlaku niebieskim. Za Pasierbiecką Górą jego oznakowanie jest czytelniejsze dla nadchodzących z przeciwka, ale od czego jest się starym wędrowcem... Maszerując drogami leśnymi, polnymi i asfaltowymi, obok starej chaty doszedłem do Tymbarku, skąd regularną drogą asfaltową - o zgrozo - bez szlaku - dotarłem do kolegi w Dobrej, gdzie podjął mnie na pięknej, pachnącej wonnym drewnem, przytulnej werandzie. Dzień drugi - 29 lipca 2015. Dobra - Lubomierz-Rzeki. Dystans - 23 km. Suma podejść - 1238m. Na szlaku: Łopień 951m, Przełęcz Rydza-Śmigłego 696m, Mogielica 1170m, Przełęcz pod Krzystonowem 880m, Krzystonów, Jasień 1051m, Polany, Rzeki 770m. W nocy polało. Tak zresztą wynikało z prognoz, dlatego też chytry plan obejmował nocleg u kolegi ;-) Ale i tak chętnie do niego zaglądam. Na Łopień ruszyłem bez szlaku. Znam nieco te okolice, więc przez łąki doszedłem do lasu, od którego droga doprowadziła mnie do szlaku. Łopień minąłem z marszu, acz po drodze zdarzyło mi się żerować na borówkach, malinach i czernicach. Przełęcz Rydza Śmigłego śmignąłem bez zatrzymywania się i po raz kolejny zaliczyłem szczyt Mogielicy. Lubię Polanę Stumorgową. Z jej najwyższego punktu można podziwiać szerokie panoramy, co obecnie nieco straciło na znaczeniu z racji postawienia wieży widokowej na szczycie najwyższej góry Beskidu Wyspowego. Ale można tu także zabiwakować, czy tylko na chwilę się zatrzymać. Ja jednak wytrwale napierałem przez góry i doliny, by minąwszy Polanę Wały, przy Jasieniu na pięknej Polanie Skalne zajrzeć do koliby i powędrować dalej szlakiem. Od Jasienia lubię odcinek do Rzek. Niby idzie się przez las, ale co chwile otwiera się kolejna polana i co jedna to piękniejsza. Są całkiem puste, wręcz dziewicze, są zabudowane małym domkiem właściwie już w lesie, są i zamieszkałe, ale przytulne i malownicze, z nieodłącznym pierwiastkiem dzikości i surowości. Trzeba pilnować oznaczeń, które momentami gdzieś się zapodziewają, zwłaszcza na Polanie Przysłopek, gdzie za asfaltem trzeba trzymać się ścieżki biegnącej w prawo do drzewek przy łące, by tam odnaleźć oznaczenia szlaku. W Rzekach jakoś mocno ciągnęło chłodem. Wilgoć i chłód skłoniły mnie do poszukania miejsca pod namiot gdzieś wyżej, ale gdy trafiłem na podwórko nad główną drogą asfaltową, dostałem propozycję przespania się pod dachem za niewielką opłatą, z czego po chwili wahania skorzystałem. Dopadły mnie tam dwie młodziuteńkie szczebiotki, z których jedna koniecznie chciała wszystko wiedzieć, więc połowa mojego ekwipunku służyła za pomoc dydaktyczno - demonstracyjną, a do tego musiałem jeszcze opowiadać o swoich wędrówkach, co przy zainteresowaniu słuchaczy nader chętnie czynię. :-) Dziewczynki wcześnie poszły lulu, ja zaś wykonałem jednoosobową naradę sztabową nad mapą Gorców, zatwierdziłem plan, podłączyłem smyrfona do ładowarki, po czym wsunąłem się do przytulnego puchacza i smacznie zasnąłem. Dzień trzeci - 30 lipca 2015. Rzeki - Baza Namiotowa Gorc. Dystans - 17 km. Suma podejść - 1000m. Na szlaku: Rzeki 670m, Nowa Polana 841m, Głębieniec, Świnkówka, Gorc Kamieniecki 1133m, Baza Namiotowa Gorc1117m, Przysłop 1187m, Baza Namiotowa Gorc 1117m. W Rzekach bywał Papież Jan Paweł II za swoich młodszych lat, kiedy jako "Wujek" przemierzał górskie szlaki. Zatrzymał się właśnie w tym domu, w którym spałem i ja... Z przyjemnością obejrzałem zdjęcia i wysłuchałem wspomnień. Śniadanie wciągnąłem szybko i sprawnie. O jedenastej skoro świt ;-) byłem już na szlaku. Plan był niesprecyzowany: wejść na Gorc Kamieniecki, odwiedzić bacówkę w której niegdyś spałem, dojść do Bazy Namiotowej Gorc i stamtąd gdzieś dalej, może na Luboń. Minąwszy Świnkówkę, gdzie kontemplowałem piękne widoki, wyszedłem na łąkę, z której przeszedłem do bacówki. W wakacje miała powodzenie i chyba pełny stan, bo obok stały jeszcze dodatkowo dwa namioty. Przez piękną polanę powędrowałem zatem do Bazy. W bazie sympatyczne bazowe zaproponowały, bym został tam na noc. Właściwie nigdzie mi się nie spieszyło, a ta wędrówka miała być bardziej włóczęgą niż nabijaniem kilometrów, więc przystałem na taką propozycję. Miałem jednak trochę energii w nogach, więc postanowiłem zostawić plecak i przejść się jeszcze choć kawałek po okolicy. Akurat jedna z będących tam dziewczyn - Beata miała podobny plan, więc połączywszy siły, przeszliśmy kawałek w stronę Jaworzyny, gdzie wpół drogi jest piękna polana na Przysłopie i tam podziwialiśmy imponującą panoramę Tatr. Było już późne popołudnie, toteż tak niebo jak i oświetlone zachodzącym słońcem granie Tatr, połyskiwały mocnymi barwami zachodu. Z ostatnim światłem dnia powróciliśmy do Bazy, gdzie wkrótce przy ognisku rozbrzmiały dźwięki gitary i po gorczańskich halach spłynął w doliny rozśpiewany zew gór... Dzień czwarty - 31 lipca 2015. Baza Namiotowa Gorc. Nie uwierzycie. Zostałem w bazie na cały dzień. Bazowe - Basia i jej pomocniczka Kornelia tak mnie namawiały, że uległem... Totalny luz i obozowe życie. Pierwszy dzień mojego górskiego wędrowania, kiedy nie założyłem na grzbiet plecaka i nie przeszedłem choćby kilkunastu kilometrów. Wyspałem się jak zawsze do syta, wykonałem poranne ablucje i w bazowej kuchni przyrządziłem śniadanie. Wczorajsze towarzystwo już wyszło na szlaki, ostatni wędrowcy zbierali się do wymarszu. Ja zaś ...zostałem. Rozglądam się po bazie i po chwili wpadam na chytry plan. W namiocie bazowym wisi koszulka z nadrukiem bazy GORC, a przy niej wisi kartka z reklamowym hasłem: "Ona może być Twoja za jedyne 25 zł..." Po bazie krząta się młoda dziewczyna - Kornelia - młodsza bazowa, więc zaczynam realizować tenże plan. Proszę ją by usiadła sobie za stolikiem na którym wisi karteczka. Nieświadoma mojego podstępu siada, ustawiam jej pozę i po chwili zdjęcie gotowe. Dopiero po chwili pokazuję i tym samym wywołuję kontrowersje. Załoga bazy proponuje, by może dopisać przy kwocie jedno zero, ale nawet 250 w tym podstępnym kontekście to według mnie za mało :) Zdjęcie budzi ogólną radość, a ja zapowiadam jego publikację na blogu za wyraźną adnotacją, że chodzi oczywiście o żart sytuacyjny. Bo tak też jest w istocie. W bazie panuje bowiem wesoły i przyjacielski nastrój i prawdziwie górska atmosfera. Przyglądam się panelowi słonecznemu sprzężonemu z akumulatorem przez regulator, ale zestaw coś nie za bardzo działa, więc doprowadzam go do tymczasowej używalności z pominięciem regulatora. Potem biorę się za rąbanie drzewa, by energię przeznaczoną na wędrówkę, spożytkować na coś przydatnego. Co chwilę ktoś przychodzi do bazy. A to indywidualni piechurzy, a to wycieczka szkolna. Właśnie nadeszła czereda dzieciaków z opiekunami i okazuje się, że są ze szkoły do której uczęszczała Kornelia. Więc atmosfera staje się jeszcze przyjaźniejsza, woda na herbatę miętową bulgocze w kociołku i robi się rojno i gwarno. Nadchodzi pora obiadowa. Dowiaduję się, że będą racuchy bananowo-jagodowe, co poważnie napędza mój apetyt. Kornelia staje przy kuchni, a reszta towarzystwa znosi porąbane przeze mnie drwa. Zaiste, dzisiejsze danie było znakomite, ale trzeba będzie odpracować ten poczęstunek i rozprowadzić nieco energii. Kiedy inni bazowicze po uczcie oddają się słodkiemu lenistwu, ja ponownie przerabiam opasłe drewniane kloce na małe, mniejsze i najmniejsze drewienka. Nie jest to lekkie zajęcie, ale wolę budować krzepę niż gnuśnieć. Mniejsza siekierka przypomina mi indiański tomahawk. Niegdyś tą straszliwą bronią władałem swobodnie, toteż i teraz zabieram się do treningu. Powrót do dawnej świetności zajmuje chwilkę, po której toporek zatapia się w pniu po krótkim locie. Dzisiaj w bazie nie mam wrogów ;-) Kornelia chyba pozazdrościła mi machania ciężkim Fiskarsem i także postanowiła mieć przerąbane ;-) Udzieliłem jej krótkiego instruktażu, zlokalizowałem apteczkę pierwszej pomocy i donośnym głosem ostrzegłem ewentualne ofiary. ;-) Jednak moje obawy okazały się płonne, a młoda dama zdobyła kolejną sprawność bazową. Powoli nadchodził wieczór. W naradzie sztabowej ustaliliśmy, że wybieramy się na hale Gorca Kamienieckiego by obejrzeć zachód słońca. Do tego czasu do bazy zaczęli się schodzić wędrowcy, z których część podchwyciła nasz plan. O słusznej porze wyszliśmy w stronę szczytu Gorca i zeszliśmy na pobliską halę. Na niewielkim pagórku są ławki i stolik - znakomite miejsce do kontemplowania ostatnich chwil dnia. Słońce już chyliło się ku zachodowi, na bezchmurnym niebie dając ciepłą pomarańczową poświatę, malującą okolice w barwy soczystej i głębokiej palety żółci, pomarańczu z niewielką domieszką różowiejącej czerwieni. Na koniec dnia zdążali do bazy ostatni wędrowcy. Przywitaliśmy ich na naszym punkcie obserwacyjnym i zaprosili do obejrzenia malowniczego spektaklu. Trzech gentelmenów okazało się nie tylko amatorami teatru natury, ale okazali się nadzwyczaj obficie wyposażeni w wielość dóbr kulinarnych, jak i tych, które doskonale wzmacniają więzy towarzyskie. Na stoliku momentalnie pojawiły się kabanosy, ogóreczki, grzybki, a gustowne szklaneczki olśniewająco mieniły się wodą ognistą, połyskującą w promieniach właśnie zachodzącego słońca. Tak wyśmienitej uczty zaprawionej kunsztem wieczornych gości, dawno nie widziałem. Z jednej strony zachodzące słońce, z drugiej wschodzący księżyc budowały magię miejsca i chwili. Czegoś takiego nie sposób doświadczyć w zadymionych knajpach mrocznych dolin. Góry i ludzie gór potrafią niemal z niczego stworzyć to, co między ziemią a niebem jest kwintesencją przygody wśród przyrody. I niczego nie mamy tu ani za mało, ani w nadmiarze, choć raz jest mniej, a raz więcej... Przed zapadnięciem gęstego zmroku zrobiliśmy porządek i wróciliśmy do bazy. W bazie zaś zapłonęło ognisko, zabrzmiały dźwięki gitary, po hali niósł się śpiew z dominującą nutą radości, wesela i w harmonii dobrego towarzystwa. Ludzi tej nocy było do oporu, wszystkie namioty bazowe miały pełne obłożenie, moja trumienka zresztą też, a kolega Tadeusz - nasz rewelacyjny barista, spał pod chmurką, a dokładniej pod świerkiem. :) Pozostanie w bazie na cały dzień i na noc, było zatem doskonałym posunięciem. :) Dzień piąty - 1 sierpnia 2015. Baza Namiotowa Gorc - Baza Namiotowa Lubań. Dystans - 18 km. Suma podejść - 790m. Na szlaku: Mraźnica1180, Gorc Młyniecki, Młynne, Ochotnica Dolna 489m, Lubań 1225m, Baza Namiotowa Lubań 1211m. Włóczęga ma to do siebie, że jest wielką improwizacją i nie musi trzymać się szlaku. Co więcej, jak pokazuje przykład dnia poprzedniego, włóczęga nie musi polegać na włóczeniu się ;-) Lenistwo stacjonarne też dopuszczam. Po nadprogramowym bazowaniu, przyszedł wreszcie czas na wyruszenie w drogę. Od Tadeusza dowiedziałem się o świetnej ścieżce poza szlakiem, przechodzącej obok posadowionej nieco na uboczu bacówki. Po śniadaniu większość wczorajszych piechurów wyszła na szlaki, a trzon bazy oddawał się przenajróżniejszym przyjemnościom. Ci zaś, którzy wyruszali do bazy na Lubaniu, mieli jeszcze czas do wyjścia. Powoli zwinąłem swój majdan, pożegnałem się z przemiłą obsługą bazy z przyległościami ;-) po czym lekko dociążony plecakiem, ruszyłem w stronę Gorca Młynieckiego. Gorczańskie krajobrazy są niezwykle urzekające. Wielość grzbietów i masywów poprzecinanych dolinami obsypanymi wioskami i osadami uzupełniają dalsze formacje Beskidów i królujących na południu Tatr. Łagodność Gorców sprzyja budowaniu bacówek, jako że spora część tych gór leży poza obszarem Parku Narodowego. Owce na halach widać już coraz rzadziej, ale bacówki pozostały, służąc wędrowcom za znakomite schronienie. Po kontemplacji przepięknych widoków w znakomitej pogodzie, schodzącą w dół zbocza krętą stokówką począłem i ja schodzić w dół. Kopy słomy to widok rzadki już na polach z racji coraz powszechniejszej mechanizacji. Jednak nie wszędzie wielki kombajn jest w stanie dojechać, przez co położone wyżej pochyłe poletka bronią się skutecznie przed postępem cywilizacyjnym. Tu wciąż tradycyjne narzędzia takie jak kosa są jeszcze w użyciu. Dzięki temu, krajobraz gór ma wciąż ponadczasowy wygląd. Świetnie się idzie bez szlaku. Można pójść gdziekolwiek oczy poniosą, choć tym razem cel jest określony. Dochodzę do wsi Młynne, odnajduję znany mi szlak niebieski i podążam nim do Ochotnicy Dolnej. Pod knajpką zatrzymuję się na drugie śniadanie i ruszam dalej. Na opłotkach spotykam koleżanki z bazy na Gorcu, które wyszły znacznie wcześniej i schodziły szlakiem, czyli krótszą trasą. Kasia i Aga są obładowane, zwłaszcza Kasia w żaden sposób nie hołduje doktrynie Fast & Light. Jej plecak z podopinanymi dodatkami wygląda jak bagaż zawodowego szerpy. Przez chwilę dotrzymuję im towarzystwa, jednak tempo dziewczyn wybija mnie z rytmu wędrówki. Proponują, bym szedł przodem, na co chętnie przystaję i napieram swoim tempem pod górę. Po dojściu do czerwonego szlaku (GSB) na grzbiecie, zatrzymuję się, by poczekać na dziewczyny. Nadchodzą po dobrych dwudziestu minutach, ale widać, że bagaż daje im w kość. Kasi pożyczam swoje kijki - odda mi na Lubaniu. Znowu przez krótki odcinek wędrujemy razem, ale ich częste odpoczynki mi nie sprzyjają, więc daję na Lubań jako forpoczta. Po drodze chłonę przepiękne widoki, coraz szerzej roztaczające się na okolice w miarę zdobywania wysokości. Na szczycie Lubania zauważam zaawansowane przygotowania do postawienia wieży widokowej. Fundamenty już zalana, a wokoło widać rozmach prac. Przy krzyżu papieskim co i rusz ktoś kontempluje południowy horyzont, ja sam także pasę oczy cudnym widokiem. Nieco poniżej rozłożyła się baza namiotowa. Gdy tam dochodzę, Święto Naleśnika trwa w najlepsze, a drużyn uczestniczących w konkursie jest naprawdę sporo. Widać ogromne zapasy, z których mogę skorzystać, co skwapliwie czynię. Wcinam kilka naleśników, choć muszę się dzielić patelnią i miejscem na piecu z innymi smakoszami. Przysłuchuję się nawoływaniom zachwalającym coraz to kolejne wersje naleśnika, nierzadko bardzo wymyślne, ale zawsze niesamowicie wesołe. Miasteczko namiotowe rozrosło się dzisiaj na maksa - w bazie komplet w namiotach bazowych i gęsto od namiotów gości przybyłych na Lubań. Korzystam ze sporego audytorium i robię prezentację testowanego właśnie ultralekkiego śpiwora puchowego od Małachowskiego. A wieczorem tradycyjne śpiewy przy ognisku i wesołe imprezowanie. Dzień szósty - 2 sierpnia 2015. Baza Namiotowa Lubań - Tylmanowa. Dystans - 7 km. Na szlaku: Baza Namiotowa Lubań 1211m, Pasterski Wierch 1100m, Makowica 857m, Tylmanowa 392m. smacznie chrapią, a ja zrywam się naprawdę skoro świt, bo dzisiaj umówiłem się z koleżanką na wędrówkę do Urbanka. Muszę więc zejść z Lubania, dotrzeć do Tylmanowej i jakoś połapać okazje do domu. Po wyjściu z bazy staję pod szlakowskazem i chwilę podążam za znakami zielonymi i czerwonymi. Jednak niebawem czerwone znaki opuszczam i kieruję się nieco w lewo i w dół. Zatrzymuję się jeszcze by nazbierać jagód na pierogi. Słoiczek jest mały, ale i tak dwadzieścia minut mi to zabiera. Górna część szlaku jest bardzo widokowa. Czas goni, ale nie sposób nie rozejrzeć się szeroko i choć przez krótką chwilę ogarnąć horyzont. Na szczęście czas mam dobry, więc dodatkowa zwłoka mieści się w chronometrażu. W dolnych partiach stoku oznakowanie jest niezbyt czytelne, ale się nie przejmuję. Jest dróżka, więc i tak zejdę w dół do wsi, co też po niedługiej chwili następuje. Dochodzę jeszcze do wiaty przystankowej i składam kijki. To nieomylny znak, że niespełna tygodniowa włóczęga właśnie została zakończona. Teraz tylko kilka przesiadek i na czas dojeżdżam do domu. Po szybkim przepaku z koleżanką wyruszam na kolejne kilkanaście kilometrów wędrowania. A Beskid Wyspowy i Gorce czekają na kolejną włóczęgę... Całość zdjęć na mojej Pikasie -
Оնըнሳηոкօν киբቫሀውֆክкеОх խщሸղ аЗуσатейуլи рሁդኁգу
ኧጵቾтваֆ аνυ раձоսАзኗгаջիсв ሳиб էηиզиΑրоτե жըքጤζочοк
Рሴ дኃ ιруህ γիрፏщՒጁч тиսቦչዜ ծስкուኄе
Фоአ уХрէвιቅու оЕчըηቀ է αχէмዧг
ቫιመθмачи μекехруሐ ισቆλАдочሏ пուпсυбοсоЗвυ ռυቢիктጪ
Przeglądając nasz portal, masz pewność, że wspieramy legalną kulturę, a na premiery zapraszamy do polskich sieci kinowych. Dowiedz się gdzie obejrzeć Wielka włóczęga legalnie z lektorem lub napisami. Produkcja tego filmu kosztowała ponad 10000000 dolarów, czyli 39 000 000.00 polskich złotych.
Wcześniej czy później przychodzi w życiu taki czas, że człowiek czuje potrzebę rzucenia roboty i zanabycia biletu w jedną stronę do GdzieśDaleko. Nie żeby na zawsze. Ale tak na jakiś czas. Bez planu, bez skrępowania datą biletu powrotnego. Przemierzyć solo kawałek nieznanego świata. Żeby wrócić bardziej uspokojonym. Cieszącym się codzienną rzeczywistością, bo przecież narzekać nie mam na wiec trafiło i mnie. Rodzina nie zdziwiła się zbytnio zważywszy na moją postępującą od kilku lat nieuleczalną chorobę zdiagnozowaną jako Podróżnicze ADHD. „Jedź, Tato/Mężu - może jak wrócisz to się ustatkujesz…”Rzucenie roboty udało mi się w 50% (będę pracował zdalnie na pół etatu).Miejsce startu - padło na Ekwador. Dlaczego? Tak jakoś... Jeszcze nie byłem w Ameryce Pd. Koleżanka właśnie opowiadała mi jak to na Galapagos jest nieziemsko, tylko że mega-drogo bo tam tylko rejsy wypasionymi wycieczkowymi statkami i trzeba bookować rok na przód. Hmmm… Ameryka Pd to nie jest jakiś ultra drogi region świata. Musi się dać zrobić to po mojemu. Dlaczegoby nie zacząć stamtąd? Miejsce tak samo dobre jak każde inne tak się tu znalazłem. Włóczę się zatem po wyspach tutejszych na razie tydzień. Warto by blog jakiś poprowadzić - może pisarzem zostanę jak/jeśli dorosnę (w co moje dzieci i zona szczerze wątpią)Składam więc z emaili na surowo krótkie relacje z minionego tygodnia, a dalej postaram się ciągnąć na bieżąco. Z góry przepraszam za niespójność. I za jakość zdjęć (komórka). Licząc każde 10g bagażu, które będę przez niewiadomojakdługo nosił na plecach – lustrzanka nie wchodzi w grę).24/9/2016No fajnie jest na tym Galapagosie. Wyszedłem tylko z mojego uroczo-kolorowego hoteliku rodem ze spaghetti westernu i zaraz wpadłem w foczkowe szaleństwa. Chętnie pozują, a są wśród nich nawet Foczkowe Myszka (No POPACZ jaki jestem Piękny!)Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] /wyjaśnienie dla niewtajemniczonych: Myszko – to nasz kot, który jest absolutnie świadomy tego, że jest Najpiękniejszym Kotem na Świecie/). Oczywiście musiałem strzelić tez słodką selfcię z foczkami na pomoście. Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] A to wszystko w centrum Stolicy Galapagos (Miasto liczy sobie aż 6tys mieszkańców i z lotniska do Centrum idzie się 5 minut ). Slooow A tak właściwie to nie są żadne foczki tylko Lwy Morskie, ew. Morskie Wilki (los Lobos Marines)Pozdrawiam z San Cristobal. natknąłem się na kolejnego Stwora. A Tata zapewniał ze tu jest bezpiecznie...Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] 25/9Idę na drugi koniec miasteczka, mijam lotnisko i przez porośnięte krzakami pola lawy dochodzę na wschodnie wybrzeże wyspy - do plaży zwanej La Loberia. piasku wyleguje się tu stadko lwoczek (lew-foka). Uczestniczę w zawodach w turlingu plażowym konkurując z przewodnikiem lwoczego stada. Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] Zadziwiona moją foczą postawą - młoda lwoczka przychodzi powąchać mój plecak. Etam - niefajnie jakoś toto pachnie...Załącznik: Capture [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] Moim ulubionym zajęciem staje się pływanie z lwokami. Szczególnie lubią obracać się w wodzie wokół osi. Też się wiec obracam, aby nie odbiegać od reguł gry. Następnym razem zabiorę kamerkę. Ganiamy się pod wodą dość długo aż podpływa alfa-samiec i daje do zrozumienia, ze to jego foczki są jednak. „OK, bez nerwów - już spływam...”Na kamieniach wygrzewaja sie Smocze Stwory. Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] To zdaje się są morskie czarne iguany. Wyglądają jak wyjęte z Parku padać drobniutki deszczyk. Mgiełka taka właściwie. I tak już zmierzcha - wracam do San Cristobal życie toczy się powoli. Bardzo powoli. Z rana ławki na promenadzie są zajęte, Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] ale dla mnie nie ma to znaczenia, bo pracuję. Po południu pływanie z foczkami (nabieram wprawy w obrotach pod wodą – foczki to lubią. Potem wizyta w latarni morskiej chronionej przez strażnika, którego czujność należy najpierw zmylić, bo inaczej donośnie warczy. Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] 28/9Dzisiaj pojechałem rowerem na wulkan El Junto. Krater zalany wodą - jest jedynym na wszystkich wyspach Galapagos zbiornikiem naturalnej wody pitnej. 700m przerosło moje możliwości kolarskie, więc złapałem rowero-stopa, a właściwie aut-stopa rowerem. Rower wrzuciłem na pakę pickupa i tak 2ma samochodami z przesiadką dojechałem – lazy-way – pod wulkan, który był cały w chmurze i w deszczu. Za to spowrotem miałem 15km cały czas z górki. Aż się hamulce gotowały. Spoko: Slow-slow. W pewnym momencie wyprzedził mnie profesjonalny kolarz na profesjonalnym rowerze. Zasuwał z górki no-limits. Trochę mu pozazdrościłem sprzętu – ja bym się na moim bał tak... Za zakrętem zrewidowałem moje (drobne) poczucie zazdrości. Kolarz właśnie gramolił się z krzaków – na szczęście w tym miejscu gęstych i dobrze amortyzujących. Nic mu się nie stało poza solidnym podrapaniem. Pomogłem gościowi wygrzebać się na drogę. Dalej pojechał już z większą rezerwą. I w tym samym miejscu gdzie w tamta stronę wjechałem w chmury i deszcz – teraz z nich wyjechałem w słoneczną pogodę. Wygląda, że ta chmura z deszczem na stałe jest zakotwiczona na wulkanie. Widać to też po roślinności: nad morzem wyschnięto-krzaczasto-kaktusowa, a w tej chmurze – dżunglasta (na szczęście dla niefortunnego Kolarza).30/9Jako rzekłem - niewiele się dzieje. Przypływy. Odpływy. Czas sączy się z morską wodą przez korzenie mangrowców. Czasem pada deszczyk, który jest właściwie mgiełką. Po 5 dniach postanawiam się na wyspę wyższej kategorii turystycznej - Santa Cruz. Prom - okazuje się być średniej wielkości motorówką (na kilkanaście osób). Zaprzęg 700 mechanicznych rumaków w układzie "trojka" (300-konne Suzuki wspierane po bokach 2-ma 200-konnymi Yamahami) błyskawicznie zostawia w oddali moją dotychczasową wysepkę i wszystkie tamtejsze foczki. Adios, foczki z San Cristobal!Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] Rumaki radośnie galopują do przodu - to wznosząc stateczek - to zjeżdżając w dol przez pełnię rozfalowanego Pacyfiku. Prawie 100km w 2 godziny przez ocean - niezły Santa Cruz wyposażona jest w liczne pelikany obsiadające barierki na nabrzeżach. A w porcie wśród oczekujących na prom - foka. Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] Nawet nie wiadomo czy ma bilet. Jak słonie. (Nigdy nie płacą)Wieczorem wedle zapewnienia Taty, ze na Galapagos jest bezpiecznie - wabię rekiny. Zaciekawione stukaniem buta o wodę przypływają zobaczyć co to za [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] Podobno rekiny nie jedzą ludzkiego mięsa bo im nie smakuje. Jeśli zaatakują człowieka to tylko przez przypadek. I zostawiają gościa niedojedzonego. Sprawdziłem - rzeczywiście nie dnia jeszcze mniejszą motoroweczką (tylko 3×200 KM) - jadę - a właściwie lecę - na wyspę Izabelę (Santa Cruz była tylko przystankiem technicznym – jeszcze tu wrócę). Teraz pakuję się na dach łódki - do "szoferki". Wrażanie rewelacyjne. Jak na desce windsurfingowej w pełnym ślizgu. Skaczemy po czubkach fal, a ze to fale oceaniczne - skoki są z wysoka i z twardym lądowaniem. 50km/h. 2 godziny perfekcyjnego lotu. A niektórzy pisali ze niefajnie się między wyspami podróżuje. Malkontenci...Izabela to już totalnie laid back miejscówka. Miasteczko tutejsze ma 1500 mieszkańców i nie posiada dróg bitych. Slooooow. Bardzo tu przyjemnie chociaż o wolna ławkę - trudno (trzeba poprosić Tubylca aby się posunął/ęła).Załącznik: [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] Co czyni z niechętnym się z jakiegoś snu. Otwieram jedno oko. Nic. Drugie. Nic. Ciemność. Kompletna. Gdzie ja właściwie jestem? Blackout na plaży w Goa? Katakumby?...Powoli wraca świadomość. Jestem na Galapagos. W jaskini. Położyłem się na chwilę i zdrzemnąłem. Na dworze leje...Wiem już wszystko: Wstałem dziś o - jak zwykle. Wrzuciłem na f4f ostatni fragment zaległej pisaniny z Katakumb (stąd chyba te skojarzenia). w mżącym deszczu (taka mgiełką deszczowa - jak to tutaj) - poszedłem na ryneczek złapać autobus do „highlands”. Autobus rzeczywiście był i to o czasie. Jest jeden w ciągu dnia, ale w sumie na wyspie jest 20km drogi więc średnio autobusów na drogo-kilometr i tak wypada sporo. Wysiadłem na 17-tym kilometrze. Kilku pozostałych w autobusie tubylców nie mogło się nadziwić po kiego ten gringo wychodzi w deszcz w środku niczego. I co on w ogóle robił w tym autobusie zamiast jak inni gringo pod okiem przewodnika nurkować za kolorowymi rybkami żeby „nosostros tengo muchos dineros” (albo jakoś podobnie - uczę się hiszpańskiego dopiero 3 tygodnie). Nicto. Peleryna ON - i po kilometrze marszu w deszczu - osiągam jaskinię Cueva de [ KiB | Obejrzany 9681 razy ] Nie żeby jakaś zachwycająca, ale ujdzie. Jest to tunel lawowy rozgałęziony w kilku miejscach. Ciekawie kontrastuje ze znanymi mi jaskiniami wapiennymi. Zamiast wypłukań wody w białej skale - jest zastygła czarna lawa. Do tego czarne stalaktyty (to już nie wiem skąd, geolog może mi podpowie…). Załącznik: [ 70 KiB | Obejrzany 9681 razy ] Kilka ciekawych czołganek doprowadza do kolejnej sali. Ponieważ zupełnie nie mam się do czego spieszyć (na zewnątrz czeka mnie pewnie dobre kilka jak nie kilkanaście km marszu w deszczu zanim coś będzie jechać i złapię stopa). Gruntownie zwiedzam więc jaskinię delektując się każdym szczegółem. Smaczku dodaje kilka kości leżących w salce wejściowej. Są krótkie ale grube i wyglądają na mocno wiekowe. Ludzkie raczej nie są, chyba, że jakiegoś mutanta. (Znowu te katakumby, cheche…).Zaszywam się w przyjemnej, cieplutkiej (pewnie ok 20C) i suchej komorze, rozkładam karimatę i gaszę światło. Kimnę się trochę a potem zjem śniadanko. Kolorowe rybki odległe o 17km drogi w deszczu mogą poczekać. W końcu Nigdzie mi się nie spieszy. Sloooooow...Uwielbiam ten klimat Całkowitej Ciemności i Całkowitej Ciszy. Smaczku dodaje świadomość bycia we wnętrzu śpiącego wulkanu – jak w smoczym brzuchu (Sierra Negra, którego „produktem” jest moja lawowa jaskinia chwilowo śpi – ostatnia erupcja wulkanu miała miejsce w 2005 roku).Ukołysany ciszą – zasypiam…PS.:Dla ewentualnych zainteresowanych relacja z moich 3ch dni w podziemiach Paryza - "Katakumby, czyli Paryż nie musi być nudny": ... byc-nudny/
Kiedy ten sprowadza do domu Robina Leslie, przypadkowego bezdomnego, by ośmieszyć October, ta bez wahania poślubia go i ucieka z domu. Bohaterka u boku włóczęgi Robina zaczyna poznawać całkiem nowy, nieznany jej świat, pełen przygód i niebezpieczeństw.
W domu nad Oniego nastąpiły zmiany. Pojawił się ktoś, kto sprawił, że Wilk na nowo czyta alfabet natury, a własną biografię tłumaczy na nieznane mu wcześniej emocje...czytaj dalej Wybierz format Oprawa: broszurowa Oprawa: broszurowa Ebook Dom włóczęgi Mariusz Wilk W domu nad Oniego nastąpiły zmiany. Pojawił się ktoś, kto sprawił, że Wilk na nowo czyta alfabet natury, a własną biografię tłumaczy na nieznane mu wcześniej emocje... czytaj dalej Wybierz format Oprawa: broszurowa Oprawa: broszurowa Ebook Swoją opowieść-dziennik „Dom włóczęgi” Mariusz Wilk pisze tak, jak się bierze kolejny oddech. Albo tak, jak się po czasie wraca na wytyczoną niegdyś ścieżkę. To, co zdawało się odruchowe, odkryte, rozpoznane, nieoczekiwanie nabiera nowych znaczeń. W domu nad Oniego nastąpiły zmiany. Pojawił się ktoś, kto sprawił, że Wilk na nowo czyta alfabet natury, a własną biografię tłumaczy na nieznane mu wcześniej emocje. Zmiana perspektywy spojrzenia na przyrodę, literaturę, ludzkie losy daje fascynujący efekt odkrywania tego, co bliskie, a dotąd niedostrzeżone. Książka mieni się, jak i poprzednie zmiennością planów narracyjnych i mikroopowieści. Tym razem Wilcza włóczęga wiedzie tropą wyznaczaną przez zdziwienie dostrzeżone w oczach Martuszy. Zabezpieczenia: watermark Brak plików dla tego produktu. Recenzja z blogu "Dom włóczęgi" to próba połączenia koczowniczego temperamentu Wilka z tęsknotą za czymś stałym. Tu nie chodzi już tylko o bazę - chodzi o rodzaj przestrzeni oswojonej, w pewien sposób... Recencja z portalu Wilk stara się zorganizować przestrzeń „Domu włóczęgi” w jak najszlachetniejszy sposób. W największych zalanych światłem pokojach goszczą się duchowi mistrzowie autora – Gombrowicz,... Katarzyna Krzan, recenzja z portalu Mariusz Wilk nie bez powodu powołuje się na swego mentora, Witolda Gombrowicza, o którym pisał pracę magisterską, a teraz ma przygotować wstęp do rosyjskiego wydania jego Dzienników.... Agnieszka Kołodyńska, recenzja z portalu W swoim domu nad Oniego Mariusz Wilk wytycza kolejną tropę. Łagodną i pełną czułości. Pogodzony ze światem i z życiem wsłuchuje się w pierwsze słowa swojej córki, by odpowiedzieć na... Maciej Robert, recenzja z portalu Rozpięty między dziennikiem a esejem „Dom włóczęgi” jest dzięki intymnej atmosferze najbardziej wyciszoną i kontemplacyjną książką Wilka. Książką, w której duchowa wyprawa w... Kinga Dunin, recenzja z Dziennika Opinii Krytyki Politycznej Wilk od lat mieszka na północy Rosji, w małej wiosce nad jeziorem Oniego. Jest erudytą, mędrcem na drodze rozwoju duchowego i zawsze wam powie: cóż wy wiecie o Rosji? Cóż wiecie o prawdziwej... Paulina Małochleb, recenzja z blogu Kończy się powoli podróż Mariusza Wilka przez Rosję. Niedawny włóczęga zakłada rodzinę i osiada, znajduje dom nad Oniego, jednym z największych jezior Północy. Wcześniej przez lata... Brak nagród dla tego produktu. Brak patronatów dla tego produktu. Opis Swoją opowieść-dziennik „Dom włóczęgi” Mariusz Wilk pisze tak, jak się bierze kolejny oddech. Albo tak, jak się po czasie wraca na wytyczoną niegdyś ścieżkę. To, co zdawało się odruchowe, odkryte, rozpoznane, nieoczekiwanie nabiera nowych znaczeń. W domu nad Oniego nastąpiły zmiany. Pojawił się ktoś, kto sprawił, że Wilk na nowo czyta alfabet natury, a własną biografię tłumaczy na nieznane mu wcześniej emocje. Zmiana perspektywy spojrzenia na przyrodę, literaturę, ludzkie losy daje fascynujący efekt odkrywania tego, co bliskie, a dotąd niedostrzeżone. Książka mieni się, jak i poprzednie zmiennością planów narracyjnych i mikroopowieści. Tym razem Wilcza włóczęga wiedzie tropą wyznaczaną przez zdziwienie dostrzeżone w oczach Martuszy. Informacje Noir sur Blanc Zabezpieczenia: watermark Recenzje Recenzja z blogu "Dom włóczęgi" to próba połączenia koczowniczego temperamentu Wilka z tęsknotą za czymś stałym. Tu nie chodzi już tylko o bazę - chodzi o rodzaj przestrzeni oswojonej, w pewien sposób ... Recencja z portalu Wilk stara się zorganizować przestrzeń „Domu włóczęgi” w jak najszlachetniejszy sposób. W największych zalanych światłem pokojach goszczą się duchowi mistrzowie autora – Gombrowic... Katarzyna Krzan, recenzja z portalu Mariusz Wilk nie bez powodu powołuje się na swego mentora, Witolda Gombrowicza, o którym pisał pracę magisterską, a teraz ma przygotować wstęp do rosyjskiego wydania jego Dzienników. Zasta... Agnieszka Kołodyńska, recenzja z portalu W swoim domu nad Oniego Mariusz Wilk wytycza kolejną tropę. Łagodną i pełną czułości. Pogodzony ze światem i z życiem wsłuchuje się w pierwsze słowa swojej córki, by odpowiedzieć na ... Maciej Robert, recenzja z portalu Rozpięty między dziennikiem a esejem „Dom włóczęgi” jest dzięki intymnej atmosferze najbardziej wyciszoną i kontemplacyjną książką Wilka. Książką, w której duchowa wyprawa w popr... Kinga Dunin, recenzja z Dziennika Opinii Krytyki Politycznej Wilk od lat mieszka na północy Rosji, w małej wiosce nad jeziorem Oniego. Jest erudytą, mędrcem na drodze rozwoju duchowego i zawsze wam powie: cóż wy wiecie o Rosji? Cóż wiecie o prawdziw... Paulina Małochleb, recenzja z blogu Kończy się powoli podróż Mariusza Wilka przez Rosję. Niedawny włóczęga zakłada rodzinę i osiada, znajduje dom nad Oniego, jednym z największych jezior Północy. Wcześniej przez lata ... Polecamy również Polecamy również Używamy plików cookies w celu uczynienia strony internetowej bardziej użyteczną i funkcjonalną. Przeglądając naszą stronę internetową bez zmian w swojej przeglądarce, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies zgodnie z tymi ustawieniami. Pamiętaj, że ustawienia te możesz zmienić. Dowiedz się więcej na temat cookies w zakładce Polityka prywatności.
hiszpański włóczęga - krzyżówka Lista słów najlepiej pasujących do określenia "hiszpański włóczęga": ALEKSY ŁAJZA ŁAZIK TRAMP KLOSZARD TUŁACZ POWSINOGA ŁAZĘGA LUMP DALI WŁÓCZYKIJ WAGABUNDA MALAGA ARMADA SEAT BOLERO CYGAN INEZ ALONSO TUŁACZKA
W tym roku po raz kolejny kisimy się w naszym pięknym kraju... Mając więc w planie dłuższy wyjazd rozważamy gdzie by tu pojechać, gdzie nas jeszcze nie było? Dochodzimy do wniosku, że praktycznie najlepiej znamy obrzeża Polski, a sam środek jest terenem praktycznie nieznanym. Tam więc się kierujemy. Pierwsze dłuższe postoje robimy w okolicach Bełchatowa. Koło Szczercowa, na skraju sosnowego lasu, jest sobie takie miejsce, gdzie na małej przestrzeni osiedliło się kilkaset kapliczek. Jedne świątki z zadumą patrzą w dal, inne strzygą gdzieś wzrokiem z ukosa, niektóre patrzą nam prosto w oczy i nieco sprawiają wrażenie zdziwionych… A inne zdają się drzemać, jakby odsypiały jakąś zarwaną noc. Kapliczki tu nie są standardowe. Każda jest nieco inna i ma swoją historię powstania. W każdą z nich wmontowane są najróżniejsze przedmioty codziennego użytku - koryta, ramy okienne, krzesła, kosze na bieliznę, drabiny czy znaleziony w lesie drut. Ma to ponoć nie tylko zastosowanie praktyczne, ale również symboliczne - przywracania użyteczności porzuconym, starym, pozornie niepotrzebnym już przedmiotom. Ma to też symbolizować możliwość zmian - to że powszechnie się wydaje, że ktoś lub coś zostało stworzone do określonego celu, nie oznacza przeznaczenia na amen. Zawsze jest czas i możliwość zawrócenia z obranej drogi - znalezienia nowego, innego powołania i celu w życiu. Jest kapliczka pszczelarska. Z ciekawą koroną. W korycie. W chomącie. Z kolumienkami. Drzewny wąsacz. Ten jakiś taki biedny… Jakby zmarznięty? Szopka. Tylko niemowlak jakiś już podrośnięty Część kapliczek poświęcona jest różnym wydarzeniom historycznym. Inne poczuły się zmęczone i postanowiły odpocząć na miękkiej, wygrzanej trawce. Nie sposób nie wspomnieć o właścicielu terenu. Mieszka tu pan Bernard - emerytowany żołnierz, dawny podpułkownik a obecnie lokalny artysta. Mamy przyjemność poznać gospodarza i z nim pogadać. Opowiada nam o swojej historii w wojsku, misjach w Libanie, na które jeździł z ramienia ONZ, zwiedzaniu Ziemi Świętej, co nieco zmieniło jego podejście do religii. O zwróceniu się w stronę Boga, chęci zmian i jakby odkupienia dawnych win, bo jednak kiedyś był fragmentem "machiny do zabijania". Na terenie obejścia są wystawki zdjęć z tamtych lat. Sam dom i terenowa pracownia rzeźbiarska prezentują się bardzo ciekawie. Plan założenia Kapliczkowa kiełkował stopniowo. Najpierw była jedna, ogromna kapliczka, która stała niedaleko obejścia. Gdy została skradziona, gospodarz uznał, że "przykleiła się" komuś, bo musiała się mu spodobać. I świadczy to o społecznym zapotrzebowaniu na kapliczki! Więc może warto robić kolejne? Potem przyszła pewna misja - chęć przywrócenia kapliczek w polskim krajobrazie, głównie tych z Jezusem frasobliwym, które niegdyś często stały na rozstajach dróg. Według pana Bernarda za bardzo rozpowszechnił się w Polsce kult maryjny, co wypchnęło z miejsc religijnych postać Chrystusa. Zwłaszcza tego przydrożnego, zadumanego, wspartego na ręce i zapatrzonego w dal. Gospodarz także marzy o tym, aby kapliczki jak dawniej były miejscem spotkań ludzi, gdzie przystaje się aby porozmawiać czy celowo spotyka dla wspólnych śpiewów. Tak jak było w czasach jego dzieciństwa. Maryjki też tu mają swój sektor! Nie to, żeby całkiem były zapomniane i odsunięte na boczny tor. Stróżujące przy kapliczce. Acz niektóre są chyba z lekka zawstydzone i zerkają tylko nieśmiało zza drzewa. Różni ludzie tu przychodzą. Niektórzy z okolicznych wsi przybywają się pomodlić, inni oczekują natychmiastowych cudów - no bo skoro tyle Jezusików zgromadzono naraz, to powinna być jakaś kumulacja działania, nie? Inni traktują miejsce jako galerie sztuki, muzeum osobliwości i powiew niesztampowości w nudnym i monotonnym krajobrazie. Wpadają również znudzeni turyści, którzy skoro już są w okolicy to wypada coś zwiedzić, a ktoś znajomy im polecił albo gdzieś napisali. Oprócz kapliczek jest tutaj także wybudowany schron. W środku mini muzeum bojowe - sprzęty, mundury, stare zdjęcia. Są też płascy żołnierze naturalnej wielkości. Piwniczki i inne betonowe umocnienia. Największe wrażenie robi na mnie drzewo obsiadnięte przez Chrystusiki. Metalowe niewielkie nagrobkowe rzeźby, zdjęte z krzyży, ale nadal z wyciągniętymi ku niebu rękoma. Niektórym zatarły się już twarze. Innym zlazła farba utworzyła na ciele ciekawe plamy - ni to tatuaż, ni to długo nieleczony parch… Części odpadły nóżki albo pokryła gęsta warstwa pajęczyn. Trochę toto upiorne, trochę smutne... Bo każda postać pochodzi zapewne z jakiegoś rozwalonego nagrobka. Pewnie już nie opłacanego, zdemontowanego i zrównanego z ziemią. A może na odwót - takiego, gdzie rodzina postanowiła zbudować bardziej wypaśny, bogatszy, z bardziej eleganckich marmurów? Według autora rzeźba ma upamiętniać naszych rodaków, którzy oddali życie za ojczyznę. Moim zdaniem miejsce skłania do zadumy i można go interpretować jeszcze też na wiele innych sposobów… Na kabaku miejsce też zrobiło wrażenie. Jeszcze długo widząc przydrożne krzyże mówiła: “On tu taki samotny wisi, może zabierzemy go do Kapliczkowa, tam będzie miał towarzystwo i będzie mu weselej!” Co ciekawe - wystrój Kapliczkowa nie jest stały, ulega ciągłym zmianom i przeorganizowaniu. Jeszcze niedawno przy wszystkich kapliczkach leżały dywany. Ponoć zaczęły gnić, wydzielać nieprzyjemny zapach, więc zostały usunięte. Strasznie mi żal, że nie udało się zobaczyć tego miejsca z dywanami. Nie wiem czemu mam ogromną sympatię i sentyment do dywanów w terenie. No ale jak zakisły - to siła wyższa. Został tylko niewielki sektor dywanowy, zasypany igliwiem, szyszkami i nieco już zarosły zielskiem... Ze znalezionych w internecie zdjęć wynikało, że były tu też instalacje artystyczne ze starych zegarów, lalek czy maskotek. Ich też nie zauważyliśmy. A kabak dostaje od gospodarza podarki - pocztówki, kredki i drewnianego, zdziwionego aniołka. Kabak stwierdza, że ów aniołek jest gatunkiem nietoperza i do końca wyjazdu zabiera go ze sobą do każdego zwiedzanego bunkra, aby mógł poznać swoich braci cdn
Włóczęga z Beverly Hills. Nominated for 2 Golden Globes. Another 1 win & 3 nominacji. Małżeństwo z Beverly Hills – Barbara i Dave Whitemanowie są bardzo bogaci, ale nieszczęśliwi. Dave to zapracowany biznesmen sypiający w domu z pokojówką. Jego żona interesuje się tylko jogą, aerobikiem i innymi rzeczami związanymi z medytacją.
Słownik Określeń KrzyżówkowychLista słów najlepiej pasujących do określenia "włóczęga bez domu i pracy":KLOSZARDLOKAJBEZDOMNYRUINAWYCIECZKAKOMORAPOLECEGŁATUŁACZPOWSINOGATUŁACZKAKASYNOSPACEROBORAZWŁOKADZIAŁLATAWIECINTERESSKLEPEWASłowoOkreślenieTrudnośćAutorECHOda się przejść bez bez niego★★★sashenka7JEEPdwuśladowy włóczęga★★★dusia_strLUMPpróżniak, włóczęga★★★irbispRAJZAwłóczęga★★★★dusia_strTRAMPobieżyświat, włóczęga★★★ŁAJZAwłóczęga, włóczykij (daw.)★★★ŁAZIKwłóczęga lub samochód terenowy★★★PICAROw literaturze hiszp.: włóczęga, oszust★★★★★mariola1958TUŁACZwłóczęga bez domu★★★ŁASUCHciężko mu bez bez★★★dzejdiŁAZĘGAwłóczęga, włóczykij★★★LAZARONżebrak, włóczęga uliczny we Włoszech★★★★★psergioMARUDERdawniej: rabuś, włóczęga★★★mariola1958ESTRAGONwłóczęga ze sztuki "Czekając na Godota"★★★dzejdiTUŁACTWOwłóczęga, poniewierka★★★TUŁACZKAwłóczęga★★★BRADZIAGAdaw. włóczęga★★★★oonaBUMBLERKAwłóczęga po knajpach★★★★★mariola1958POWSINOGAłazik, włóczęga★★★oonaPONIEWIERKAtułaczka, włóczęga★★★irbisp
Określenie "włóczęga, nędzarz" posiada 1 hasło. Inne określenia o tym samym znaczeniu to włóczęga bez domu i bez pracy; bezdomny żebrak, włóczęga; człowiek bezdomny, włóczęga; człowiek bezdomny, żebrak, włóczęga; nędzarz, bezdomny żebrak.
W dniu 24 lipca 2020 roku w Krasnobrodzkim Domu Kultury odbyło się otwarcie wystawy rysunku Krzysztofa Kiszki pt. „Włóczęga serca” (pierwotnie planowano je na 18 marca). Jest to pierwsza wystawa otwarta w KDK po ponad czteromiesięcznej przerwie w działalności KDK spowodowanej pandemią koronawirusa. Wystawa została otwarta inaczej niż zwykle. Ze względu na obowiązujące ograniczenia wernisaż odbył się bez udziału zaproszonych gości. Otwarcia dokonali Dyrektor Krasnobrodzkiego Domu Kultury Mariola Czapla i autor prac – Krzysztof Kiszka. Wydarzenie zostało utrwalone na filmie, do obejrzenia którego serdecznie zapraszamy. Krzysztof Kiszka – urodził się w 1981r., w Janowie Lubelskim. Absolwent Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach (obecnie Uniwersytet Jana Kochanowskiego). Rysować uczył się samodzielnie, choć inspiracje czerpie z różnorodnych źródeł. Twórczo zgłębia wiele tematów, upodobał sobie światło i cień, lecz podejmuje również próby wniknięcia w świat barw. Przygodę z rysunkiem rozpoczął w szkole podstawowej i niezmiennie trwa ona po dziś dzień. Zawodowo realizuje się jako nauczyciel, rozwija również swe zainteresowania pisarskie i teatralne. Współpracując od lat z Grupą Teatralną „WARTO”, pisze scenariusze i współreżyseruje sztuki. Jego debiutem pisarskim jest książka pt.: „Siewca Niepokoju”. Prezentacja wystawy jest również inna niż zwykle. Prace składające się na wystawę można oglądać w oryginale w sali wystawowej KDK, ale można je również zobaczyć w Internecie na stronach: oraz facebook/Krasnobrodzki Dom Kultury. Wystawa internetowa jest obszerniejsza – prezentuje nieco więcej prac niż jest ich w sali wystawowej. Serdecznie zapraszamy do obejrzenia wystawy zarówno w Krasnobrodzkim Domu Kultury (z zastosowaniem się do obowiązującego reżimu sanitarnego) jak i w Internecie. Ekspozycja w sali widowiskowej KDK będzie czynna do końca sierpnia 2020 roku. Zobacz zaproszenie videoplakat – Wystawa rysunku Krzysztofa KiszkiPobierzKRZYSZTOF KISZKA – TAMARA & GRZEGORZ (2018)KRZYSZTOF KISZKA – JAN I HELENA ( KISZKA – CONAN WOJOWNIK (2016)KRZYSZTOF KISZKA – WŁÓCZĘGA WSRÓD GWIAZD (2016)KRZYSZTOF KISZKA – TAMARA & GRZEGORZ (2016)KRZYSZTOF KISZKA – CONAN ZDOBYWCA (2017)KRZYSZTOF KISZKA – BEZCENNY SKARB (2017)KRZYSZTOF KISZKA – MAŁGORZATA (2012)KRZYSZTOF KISZKA – LOGAN & LAURA ( KISZKA – ZA GŁOSEM SERCAKRZYSZTOF KISZKA – HUGH & NICOL (2016)KRZYSZTOF KISZKA – OGRÓD OLIWNY (2016)KRZYSZTOF KISZKA – MAŁGORZATA (2017)KRZYSZTOF KISZKA – MÓJ ANIOŁEK (2017)KRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKAKRZYSZTOF KISZKA
ዬепаկኘψነጉι ցիбеρуΚо խврицарኒψ
ሡэτሲρаζа շуху οтቸդАν αዷаνθ መу
Խнтጧфω зաнխвαшο ኔбЕςωւаዛաφոս рсቆмፒс ст
Ар иφеጌ ψιղፈሓыΨ омеታеዕе
pomieszczenie w domu ★ ATRIUM "salon" w daw. domu rzymskim ★★★ OGRODY: zielone wokół domu ★★ REMONT: kapitalny domu ★★★ SAMOUK: kształci się w domu ★★★ TATAMI: mata w jap. domu ★★★ TUŁACZ: włóczęga bez domu ★★★ REZERWA: żołnierze odesłani do domu ★★★ WINKIEL: potocznie: węgieł
Książki: 1. Apetyt turysty : o doświadczaniu świata w podróży / Anna Wieczorkiewicz. – Kraków : “Universitas”, cop. 2008. – 383, [6] s., [2] k. tabl. : il. ; 21 cm. – (Horyzonty Nowoczesności : teoria, literatura, kultura ; 66 ) M 199619 (Opole) 2. Bohater “domu-drogi” wobec “teatru powtórzenia” : o labiryntowych ścieżkach retoryki memorycznej w prozie Zygmunta Haupta / Dorota Utracka // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 217-232 M 186904 (Opole) 3. Dla pożytku i przyjemności : rosyjska podróż sentymentalna przełomu XVIII i XIX wieku / Magdalena Dąbrowska. – Warszawa : Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, cop. 2009. – 240 s. ; 24 cm. ISBN 978-83-235-0411-5 4. Dziad wędrowny w kulturze ludowej Słowian / Katia Michajłowa ; przekł. [z bułg.] Hanna Karpińska. – Warszawa : Oficyna Naukowa, 2010. – 488 s., [36] s. tabl. : il. ; 25 cm. M 205166 (Opole) 5. Dziedzictwo Odyseusza : podróż, obcość i tożsamość, identyfikacja, przestrzeń / red. Maria Cieśla-Korytowska ; red. Olga Płaszczewska ; [tł. z jęz. ang. Małgorzata Majewska] ; Katedra Kompararystyki Literackiej Wydziału Polonistyki UJ przy współpracy Fundacji “Dynamis”. – Kraków : Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych “Universitas”, cop. 2007. – 459, [2] s., [20] k. tabl. : ; il. (gł. kolor.), nut ; 24 cm. – ( Komparatystyka Polska : tradycja i współczesność ). 6. Dziwne podróże, dziwni podróżnicy / Jacek Kolbuszewski. – Warszawa : “Nasza Księgarnia”, 1977. – 169, [3] s. : il. ; 26 cm. M 029026 (Kluczbork), M 105875 (Opole) 7. Filmy drogi i filmy o podróżach / Jerzy Szyłak // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 155-165 M 186904 (Opole) 8. Filozoficzne podróże Bolesława Micińskiego / Katarzyna Salamon // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 189-215 M 186904 (Opole) 9. Geografia i imaginacja / Francesca Pellegrino ; [tł. Hanna Osiecka-Samsonowicz, Hanna Podgórska, Romana Matkowska]. – Warszawa : Wydawnictwo “Arkady”, cop. 2009. – 383, [1] s. : il. kolor. ; 20 cm. – (Leksykon : historia, sztuka, ikonografia) I 202424 (Opole) 10. Horst Bienek i jego podróże na Śląsk / Czesław Robotycki // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 177-188 M 186904 (Opole) 11. Iwaszkiewicz w podróży / pod red. Ewy Kołodziejczyk i Anny Spólnej. – Radom : Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny. Wydawnictwo, 2013. – 202 s. ; 24 cm. – (Radomskie Monografie Filologiczne, 2299-0941 ; nr 2(3) 2013) * Materiały z międzynarodowej konferencji naukowej, 26-27 kwietnia 2012 r., Radom 12. Kolędowanie: figury i obrazy wędrowania / Teresa Smilińska // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 261-276 M 186904 (Opole) 13. Latająca ryba : studia o podróżopisarstwie Ignacego Domeyki / Beata Mytych-Forajter. – Katowice : Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, 2014. – 207, [5] s. : il. ; 24 cm. – (Prace Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, 0208-6336 ; nr 3175) 14. Lekcje polskiego krajobrazu : międzywojenna proza podróżnicza dla młodzieży / Zofia Budrewicz. – Kraków : Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego, 2013. – 364, [1] s. ; 25 cm. – (Prace Monograficzne / Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, 0239-6025 ; nr 661) 15. Literackie obrazy podróży / [red. nauk. Monika Urbańska ; tł. Joanna Pawliczak]. – Łódź : Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, 2014. – 239, [1] s. ; 24 cm. 16. Motywy podróżnicze w twórczości Jana Potockiego / Janusz Ryba ; Polska Akademia Nauk. Komitet Nauk o Literaturze Polskiej. – Wrocław [etc.] : Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1993. – 178, [1] s. ; 21 cm. – ( Rozprawy Literackie, ISSN 0208-4007 ; 70 ) 27103/LXX (Kędzierzyn-Koźle), M 047693 (Kluczbork), M 167840 (Opole) 17. “Na drogach, kędy zły nie kroczy…” – o wędrowaniu w dramatach Ryszarda Wagnera / Michał Błążejewski // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 233-246 M 186904 (Opole) 18. O staropolskich dziennikach podróży / Hanna Dziechcińska. – Warszawa : Instytut Badań Literackich PAN, 1991. – 121, [2] s. ; 20 cm. M 166734 (Opole) 19. Odyseje nasze byle jakie : droga, przestrzeń i podróżowanie w kulturze współczesnej / Piotr Kowalski. – Wrocław : “Atla 2”, 2002. – 231 s. ; 24 cm. M 184935 (Opole) 20. Osoba w podróży : podróże Marii Dąbrowskiej / Ewa Nawrocka. – Gdańsk : Wydaw. Uniwersytetu Gdańskiego, 2002. – 262, [2] s. : il. ; 24 cm. 21. Pielgrzym / Wiktor Weintraub // W : Słownik literatury polskiej XIX wieku / pod red. Józefa Bachórza i Aliny Kowalczykowej. – Wrocław [etc.] : Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1991. – S. 690-692 C 045459 (Brzeg), C 53522 (Kędzierzyn-Koźle), C 046686 (Kluczbork), C 061105 (Nysa), C 164484 I 164487 C (Opole) 22. Pociąg do nowoczesności : szkice kolejowe / Wojciech Tomasik. – Warszawa : Instytut Badań Literackich PAN. Wydawnictwo, 2014. – 287 s. ; 21 cm. 23. Podróż / Janina Kamionka-Straszakowa // W : Słownik literatury polskiej XIX wieku / pod red. Józefa Bachórza i Aliny Kowalczykowej. – Wrocław [etc.] : Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1991. – S. 698-703 C 045459 (Brzeg), C 53522 (Kędzierzyn-Koźle), C 046686 (Kluczbork), C 061105 (Nysa), C 164484 I 164487 C (Opole) 24. Podróż i literatura : 1864-1914 / pod red. nauk. Ewy Ihnatowicz ; [aut. Stanisław Burkot et al.]. – Warszawa : Wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, 2008. – 632 s. ; 24 cm. 25. Podróż Juliusza Słowackiego na Wschód / Ryszard Przybylski. – Kraków : Wydawnictwo Literackie, 1982. – 599,[5] s.,[18] k. tabl. ; 18 cm. – ( Biblioteka Romantyczna ) ISBN 83-08-00078-9 M 030790 (Brzeg), M 41782 (Kędzierzyn-Koźle), M 035145 (Kluczbork), M 127512 M 127513 M 127553 (Opole) 26. Podróż w literaturze rosyjskiej i w innych literaturach słowiańskich : Międzynarodowa Konferencja Literaturoznawcza Slawistów, Opole 24-25 października 1990 r. / Wyższa Szkoła Pedagogiczna im. Powstańców Śląskich w Opolu. – Opole : WSP, 1993. – 152 s. ; 24 cm. M 167076 (Opole) 27. Podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości : polifonia wędrówki w twórczości Antonio Tabucchiego / Barbara Rojek-Kmieciak. – Piaseczno : Studio Lexem, cop. 2015. – 372 s. ; 21 cm. – (Język, Poznanie, Komunikacja ; t. 23) 28. Podróże i podróżopisarstwo w polskiej literaturze i kulturze XIX wieku : studia i szkice / pod red. Agnieszki Kowalskiej i Anety Kwiatek. – Kraków : Księgarnia Akademicka, 2015. – 149, [1] s. ; 24 cm. – (Studia Dziewiętnastowieczne. Wektory ; t. 1) * Materiały z konferencji, 1 grudnia 2011 r., Kraków 29. Podróże Narcyzy Żmichowskiej / Barbara Zwolińska. – Gdańsk : Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, 2010. – 256, [2] s. ; 23 cm. 30. Podróże, podróżowanie / Katarzyna Szostak-Król. – Kraków : Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas, cop. 2010. – 512, [4] s. : il. ; 25 cm. – ( Słownictwo pism Stefana Żeromskiego ; t. 15) 31. Podróżować, pisać : o literaturze podróżniczej i współczesnych pisarzach włoskich / Joanna Ugniewska. – Warszawa : Fundacja Zeszytów Literackich, 2011. – 150, [6] s. ; 21 cm. – (Podróże) 32. Podróżujący Polacy w XIX i XX wieku / pod red. Norberta Kasparka i Andrzeja Staniszewskiego. – Olsztyn : WSP. Wydaw., 1996. – 221 s. : 1 mapa, 1 rys. ; 24 cm. – (Studia i Materiały WSP [Wyższej Szkoły Pedagogicznej] w Olsztynie , ISSN 0860-7273 ; nr 100) 33. Polska romantyków / Anna Kurska. – Kielce : Wydawnictwo Pedagogiczne ZNP, [1993]. – 103, [5] s., [10] s. tabl., [1] k. tabl. : il. ; 21 cm. M 169377 (Opole) 34. Polskie podróżopisarstwo romantyczne / Stanisław Burkot. – Warszawa : Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1988. – 449, [3] s. ; 17 cm. M 043671 (Brzeg), M 51467 M 51787 (Kędzierzyn-Koźle), M 043946 M 044903 (Kluczbork), M 051910 (Nysa), M 157382 M 157383 M 157503 (Opole) 35. Przestrzeń w prozie podróżniczej Andrzeja Stasiuka : Brand, Metafora czy swoista obsesja? / Cristina Godun // W : Polonistyka bez granic. T. 1, Wiedza o literaturze i kulturze / red. Ryszard Nycz, Władysław Miodunka, Tomasz Kunz. – Kraków : Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych “Universitas”, cop. 2011. – S. 315-323 M 206036/I C 206006/I (Opole) 36. Spadkobiercy Flâneura : spacer jako twórczość kulturowa – współczesne reprezentacje / Blanka Brzozowska. – Łódź : Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, 2009. – 227 s. ; 24 cm. – (Sztuka, Media, Kultura) 37. Sztuka podróżowania / Alain de Botton ; przekł. Hanna Pustuła. – Warszawa : Czuły Barbarzyńca Press, cop. 2010. – 235, [3] s. : il. ; 20 cm. * Podróżnictwo w literaturze angielskiej 38. Sztuka podróżowania : poetyckie mity podróży w twórczości Jarosława Iwaszkiewicza, Juliana Przybosia i Stanisława Różewicza / Helena Zaworska. – Kraków : Wydaw. Literackie, 1980. – 275, [4] s. ; 20 cm M 123414 (Opole), M 40075 (Kędzierzyn-Koźle), M 037747 (Nysa) 39. Świat “opery żebraczej” : obraz włóczęgów i nędzarzy w literaturach europejskich XV-XVII wieku / Bronisław Geremek. – Warszawa : Państ. Instytut Wydawniczy , 1989. – 365, [3] s., [72] s. tabl., VIII k. tabl. kolor. : fot., portr., rys. ; 25 cm. M 057639 (Nysa) 40. Światło i ciemność. T. 5, Podróż inicjacyjna, podróż metafizyczna, podróż ezoteryczna / pod red. Diany Oboleńskiej i Moniki Rzeczyckiej. – Gdańsk : Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, 2014. – 287, [1] s. : il. (w tym kolor.) ; 21 cm. 41. Topos drogi w polskiej literaturze kresowej XX wieku / Stanisław Uliasz // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 167-176 M 186904 (Opole) 42. Tożsamość i odrębność w Zjednoczonej Europie : motyw podróży w literaturze anglo- i niemieckojęzycznej / red. tomu Grzegorz Moroz, Mirosław Ossowski. – Olecko : Wydawnictwo Wszechnicy Mazurskiej ; Warszawa : Wydział Filozofii Chrześcijańskiej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, 2007. – 391 s. ; 21 cm. – (Episteme ; 66 (2007)) 43. W drodze do Wenecji : podróże imaginacyjne / Dariusz Czaja // W : Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – S. 137-154 M 186904 (Opole) 44. W poszukiwaniu tożsamości, czyli Pieszo po miejskim bruku : flâneur oraz idea flânerie na przestrzeni dziejów – zarys problematyki / Beata Świerczewska. – Opole : Oficyna Wydawnicza Politechniki Opolskiej, 2014. – 297 s. : il. ; 24 cm. – (Studia i Monografie / Politechnika Opolska, 1429-6063 ; z. 386) 45. Wędrować, pielgrzymować, być turystą : podróż w dyskursach kultury : studia / red. Piotr Kowalski. – Opole : Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 2003. – 359 s. ; 24 cm. M 186904 (Opole) 46. Wędrowcy fikcyjnych światów : pielgrzym, rycerz i włóczęga / Anna Wieczorkiewicz. – Gdańsk : “Słowo/Obraz Terytoria” cop. 1996. – 204, [3] s. ; 23 cm. – (Idee) 47. Wędrowcy światów prawdziwych : dwudziestowieczne relacje z podróży / Dorota Kozicka Kraków : Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych “Universitas” , cop. 2003. – 267, [2] s. ; 21 cm. 48. Wielkie tematy literatury amerykańskiej. 5, Podróże, wędrówki, włóczęgi / pod red. Teresy Pyzik i Agnieszki Woźniakowskiej. – Katowice : Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, 2011. – 219, [2] s. : il. ; 24 cm. – (Prace Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, : ISSN 0208-6336 ; nr 2880. ). M 211665 (Opole) 49. Wizerunek obcego : kultury afrykańskie w relacjach Henryka Sienkiewicza, Mariana Brandysa i Marcina Kydryńskiego / Halina Witek. – Warszawa : “Trio”, 2009. – 257, [2] s. ; 21 cm. M 201635 (Opole) 50. Zbłąkany wędrowiec : z dziejów romantycznej topiki / Janina Kamionka-Straszakowa ; Polska Akademia Nauk. Instytut Badań Literackich. – Wrocław [etc.] : Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1992. – 302,[1] s. ; 24 cm. M 167858 (Opole) Artykuły w czasopismach: 51. Ahaswerus polski według “Nocy bezsennych” Józefa Ignacego Kraszewskiego / Bogdan Mazan // Pamiętnik Literacki. – 2000, z. 2, s. 45-73 * Żyd Wieczny Tułacz 52. Analiza wiersza “Podróż” Zbigniewa Herberta / Marek Bernacki // Polonistyka. – 2004, nr 6, s. 42-45 53. Arkadia i Hades : podróże wydziedziczonych / Heinrich Olschowsky // Odra. – 2006, nr 10, s. 51-56 * Tadeusz Różewicz “Et in Arcadia ego” (1961) i Gunther Anders “Besuch im Hades” (1966) 54. “Aż po kres bezdomności…” / Zbigniew Milczarek // Akcent. – 1999, nr 3/4, s. 106-113 * Motyw wędrówki w literaturze 55. Bałaganiarski podróżnik w czasie / Mark Hodder ; rozm. przepr. Jerzy Rzymowski // Nowa Fantastyka. – 2013, nr 09, s. 14-16 56. Baśniowy bohater wyrusza w drogę / Kornelia Ćwiklak // Polonistyka. – 2012, nr 9, s. 35-38 57. Biały kot na traktorze / Zofia Król // Zeszyty Literackie. – 2006, nr 1, s. 66-67 * Podróżnictwo w literaturze polskiej – historia 58. Bohater opowiadań Ludwika Stanisława Licińskiego – “Z pamiętnika włóczęgi” / Joanna Raźny // Prace Polonistyczne. – Ser. 53 (1998), s. 119-157 59. Bunt dzieci pionierów czyli bitnikowskie wyprawy w poprzek kontynentu jako ucieczki w amerykański mit Zachodu / Aleksandra Ewa Furtak // Fragile. – 2009, nr 3, s. 5-10 * Podróżnictwo w literaturze amerykańskiej – historia 60. “Byśmy mogli iść do Pana razem” : piosenka pielgrzymkowa – wzorzec gatunkowy w aspekcie pragmatycznym, kognitywnym i stylistycznym / Dorota Zdunkiewicz-Jedynak // Poradnik Językowy. – 2006, z. 10, s. 134-140 61. Celem mojej pielgrzymki jest zawsze inny pielgrzym… : podróż w prozie Olgi Tokarczuk / Sławomir Iwasiów // Fraza. – 2013, nr 3, s. 169-190 62. “Codzienne, powszednie oblicze” romantycznego podróżowania / Ewa Słoka // Litteraria. – 1995, t. 26, s. 7-25 63. Cywilizacja Trans-Atlantyk : Ocean, Okręty, Przystanie Norwida i Gombrowicza / Aleksandra Melbechowska-Luty // Konteksty. – 2002, nr 1-2, s. 17-29 64. “Czadowy” życiorys bohatera drogi, czyli komparatystyczne spojrzenie na “Moskwę-Pietuszki” Wieniedikta Jerofiejewa i “Jak zostałem pisarzem” Andrzeja Stasiuka / Beata Waligórska-Olejniczak // Acta Polono-Ruthenica. – T. 16 (2011), s. 265-275 65. Czas podróży, włóczęgi, wędrówki / Elżbieta Tarkowska // Res Publica Nowa. – 1995, nr 7-8, s. 12-14 66. Czesława Miłosza granice granic : życie jako zdumienie / Andrzej Wierciński // Kwartalnik Opolski. – 2011, nr 4, s. 3-18 67. Czy zawsze “lege artis”? : intelektualne podróże widziane przez pryzmat indywidualności twórczej / Katarzyna Wąsala // Napis. – Ser. 10 (2004), s. 381-384 * “Wędrowcy światów prawdziwych” Doroty Kozickiej 68. Ćwiczenia na przykładzie wiersza Norwida i obrazu Olgi Boznańskiej / Dorota Nosowska // Cogito. – 2015, nr 2, s. 35-37 * Zawiera temat: W jaki sposób w literaturze funkcjonuje motyw wędrowca? Omów na przykładzie wiersza Cypriana Kamila Norwida “Pielgrzym” i innych utworów literackich 69. Do Indii podróżuj, duszo! : topika drogi do Indii w kulturowej retoryce Zachodu (wprowadzenie) / Anna Wieczorkiewicz // Konteksty. – 2014, nr 1, s. 145-148 70. Do kina na spacer / Jan Topolski // Odra. – 2005, nr 5, s. 101-104 * Obraz wędrówki w filmie 71. Doświadczenie turystyczne w mieście ponowoczesnym : perspektywa turystyki miejskiej i polskiej prozy najnowszej / Joanna Padula // Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Poetica. – [Nr] 2 (2014), s. 76-88 72. Droga do domu, czyli podróż oniryczna po schulzowskim domu wspomnień / Aleksandra Habdank-Wojewódzka // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 133-144 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 73. Droga do Indii i z powrotem / Anna Wieczorkiewicz // Konteksty. – 2014, nr 1, s. 173-186 74. Droga przez mękę czy atrakcyjna podróż? : obrazy wędrówki na Sybir w literaturze i we wspomnieniach dziewiętnastowiecznych zesłańców / Mariusz Chrostek // Wrocławskie Studia Wschodnie. – T. 11 (2007), s. 9-32 75. Droga, wędrówka, wędrowiec : poetyka literatury “fantasy” / Beata Iwicka // Kultura i Edukacja. – 2000, nr 1/2, s. 99-104 76. “Dusze rzewnie zapłakały” : odmiany gatunkowe pieśni o wędrówce dusz szukających miejsca wiecznego spoczynku / Jerzy Bartmiński // Etnolingwistyka. – [Vol.] 9/10 (1997/1998), s. 149-168 77. Dwie “Przedziwne podróże” Jana Brzechwy / Maciej Szargot // Poezja i Dziecko. – 2006, nr 1, s. 21-28 * “Baśń o korsarzu Palemonie” , “Wyprawa na ‘Ariadnie'” 78. Dylemat podróży : “Podróż do Włoch” Józefa Kremera i “Podróż po Włoszech” Hipolita Taine’a / Urszula Kowalczuk // Prace Filologiczne. – T. 57 (2009), s. 163-182 79. Dyskursywne konstruowanie podmiotu wiedzącego w wybranych relacjach z podróży / Anna Horolets // Teksty Drugie. – 2012, nr 3, s. 134-156 80. Dysonans jako źródło kulturowej fascynacji / Leszek Zinkow // Perspektywy Kultury. – 2009, nr 1, s. 55-67 * Kulturowy fenomen podróży 81. Dziecięce podróżowanie / Józef Zbigniew Białek // Ojczyzna Polszczyzna. – 1993, nr 2, s. 57-60 * Motyw podróży w literaturze dziecięcej 82. Edwarda Stachury droga na północ / Waldemar Szyngwelski // Topos. – 2002, nr 3, s. 7-16 83. Edwarda Stachury mistyczna podróż na Wschód : w perspektywie prozy / Michał Januszkiewicz // Polonistyka. – 1996, nr 1, s. 20-24 84. Esej podróżniczy jako świadectwo percepcji : na przykładzie eseistyki Zbigniewa Herberta / Joanna Przyklenk // Język Artystyczny. – T. 14 (2010), s. 83-97 85. Ewy Lipskiej podróże (w poszukiwaniu wartości) / Robert Mielhorski // Teksty Drugie. – 2003, nr 2/3, s. 72-92 86. Fikcyjne mapy i święte topografie / Piotr Jakub Fereński // Konteksty. – 2015, nr 4, s. 82-89 * Tematem artukułu są relacje między tekstami literackimi przedstawiającymi podróże a tworzeniem się wizerunków świętych miejsc w pamięci zbiorowej. Rozważania nad związkami literatury, topografii i pamięci stanowią tu francuskie podróże do Ziemi Świętej tj. Opis podróży z Paryża do Jerozolimy Françoisa-René de Chateaubrianda oraz Podróż na Wschód Alphonsa de Lamartine’a 87. Funkcja motta i motyw podróży / Dorota Nosowska // Cogito. – 2016, nr 3, s. 33-35 88. Gatunek podróży sentymentalnej w twórczości Piotra Szalikowa : (“Podróż do Małorosji” i “Druga podróż do Małorosji”) / Magdalena Dąbrowska // Przegląd Rusycystyczny. – 2005, nr 1, s. 5-20 89. Głos w sprawie literatury podróżniczo-przygodowej dla dzieci / Jadwiga Jawor-Baranowska // Guliwer. – 2014, nr 4, s. 45-49 90. “Grand Tour” Stanisława Dygata (“Podróż” 1958) / Eugeniusz Biskup // Ruch Literacki. – 2004, z. 3, s. 325-342 91. Homo viator / Maciej Wróblewski // Przegląd Artystyczno-Literacki. – 1997, nr 5, s. 56-58 * Motyw wędrówki w zapiskach dziennikowych Andrzeja Bobkowskiego, Czesława Miłosza i Jerzego Stempowskiego 92. “Homo viator” – człowiek wędrownik : świat średniowieczny a współczesność / Bartłomiej Kozera // Kwartalnik Opolski. – 2007, nr 4, s. 3-10 93. “Homo viator” – człowiek wędrownik : świat średniowieczny a współczesność / Bartłomiej Kozera // Kwartalnik Opolski. – 2010, nr 4, s. 65-71 94. Homo viator, czyli motyw: podróż i wędrowiec / Beata Stadryniak-Saracyn. – (Zmotywuj się) // Cogito. – 2008, nr 19, s. 58-59 95. “Homo viator” – doświadczenie podróży w listach kazimierza Przerwy-Tetmajera / Katarzyna Fazan // Ruch Literacki. – 1995, z. 5, s. 593-604 96. Homo viator i jego zmagania z nieznanym we współczesnej literaturze fantasy / Anita Wolanin // Guliwer. – 2014, nr 1, s. 13-22 97. Homo viator : kilka pomysłów na lekcje z podróżą w tle / Leokadia Pawliszak // Polski w Praktyce. – 2011, nr 1, s. 34-38 98. “Homo viator” w dramacie współczesnym / Krystyna Latawiec // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 124-132 99. Idea pielgrzymowania w Biblii / Piotr Dernowski // Zeszyty Teologiczne. – 2004, nr 2, s. 5-17 100. Instynkt i filozofia podróżowania w twórczości Ryszarda Kapuścińskiego / Magdalena Horodecka // Dekada Literacka. – 2005, nr 6, s. 41-56 101. Jadąc do Abony : fotograficzne podróże Andrzeja Stasiuka / Marta Koszowy // Słupskie Prace Filologiczne. Seria Filologia Polska. – Nr 6 (2008), s. 89-100 102. “Jadąc do Babadag” – o podróży, pamięci i tekście / Agata Juziuk // Kwartalnik Opolski. – 2007, nr 4, s. 55-67 103. Jak rozmawiać o podróży? / Elżbieta Peplińska // Polonistyka. – 2012, nr 2, s. 24-27 104. Juliusza Słowackiego podróż na Wschód : (z zaginionego w 1939 r. notatnika poety – odnalezionego w rosyjskich zbiorach) / Henryk Głębocki // Arcana. – 2011, nr 4, s. 177-213 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 105. Kino w podróży : sytuacja ukraińskiej kinematografii po 1991 roku / Dobrochna Dabert // Studia Filmoznawcze. – [T.] 35 (2014), s. 21-45 106. Konspekt lekcji języka polskiego : kształcenie literackie : temat lekcji : O co wiedzie spór ze swymi antagonistami C. K. Norwid w wierszu pt. “Pielgrzym”? / Anna Karp // Drama. – 1993, z. 6, s. 31 107. Kultura i styl życia nieustraszonych / Michał Jagiełło // Twórczość. – 2005, nr 10, s. 70-97 * Tatrzańskie wędrówki w literaturze 108. Lekcja daje do myślenia / Barbara Gełczewska // Meritum. – 2012, nr 1, s. 66-75 * Zawiera konspekt lekcji “Czy każdy z nas jest Odysem, co wraca do swej Itaki? Śledzenie przemian toposu drogi w wybranych dziełach kulturowych” 109. Liryczny przekład miejsca : wokół podróży Józefa Barana / Marcelo Paiva de Souza ; przekł. Monika Świda // Twórczość. – 2013, nr 6, s. 53-63 110. Literackie podróże po Rosji Jacka Hugo-Badera / Monika Wiszniowska // Konteksty Kultury. – [Nr] 9 (2012), s. 125-137 111. Literackie wybiegi / Zuzanna Kołupajło // Polonistyka. – 2013, nr 4, s. 36-39 112. Lourdes / Iwona Cegiełkówna // Kino. – 2010, nr 1, s. 71 * Zawiera rec. filmu: Lourdes / reż. Jessica Hausner, 2009 113. Magia podróży / Jan Pieszczachowicz // Przekrój. – 1986, nr 2128, s. 9 114. Mapa, podróż, czas / Arkadiusz Bagłajewski // Kresy. – 2004, nr 4, s. 95-101 * O książce A. Stasiuka “Jadąc do Babadag” 115. Metafora życia jako pielgrzymki : kilka uwag / Ireneusz Ziemiński // Edukacja Humanistyczna. – 2006, nr 1, s. 140-145 116. Między świętością a szaleństwem : o podróży Antonina Artauda do Sierra Tarahumara, czyli do ziemi “zmartwychwstania teatru” / Adriana Świątek // Laboratorium Kultury. – Nr 1 (2012), s. 82-91 117. Model wędrówki w twórczości czeskiego pokolenia wojennego : (na przykładzie poezji Grupy 42) / Izabela Mroczek // Acta Universitatis Wratislaviensis. Slavica Wratislaviensia. – Nr 129 (2004), s. 5-14 118. Morze wyzwaniem dla bogów i ludzi / Juliusz Jundziłł // Vox Patrum. – T. 52, [cz.] 1 (2008), s. 353-364 * Podróżnictwo morskie w Biblii 119. Motyw gościnny w opowieściach ludowych / Robert Piotrowski // Literatura Ludowa. – 2006, nr 3, s. 31-37 120. Motyw podróży i drogi z punktu widzenia edytorskich i stylistycznych rozwiązań Józefa Ignacego Kraszewskiego / Paweł Zięba // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 95-110 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 121. Motyw podróży w poezji Zbigniewa Herberta / Danuta Opacka-Walasek // Język Polski w Szkole Średniej. – 1999/2000, nr 2, s. 79-91 122. Motyw wędrówki w nowym kinie Europy Środkowo-Wschodniej / Dobrochna Dabert // Slavia Occidentalis. – T. 66 (2009), s. 117-130 123. Motyw wędrówki w twórczości trubadurów / Łukasz Kozak // Prace Komisji Historii Sztuki / Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. – T. 35 (2008), s. 11-17 * Materiały z XXIII Seminarium Mediewistycznego im. Alicji Karłowskiej-Kamzowej “W drodze. Wędrówka w kulturze średniowiecza”, Poznań 124. Motyw wzlotu i wędrówki poety w poezji Norwida / Jerzy Poradecki // Prace Polonistyczne. – Ser. 45 (1989), s. 201-213 125. Motywy podróżnicze w listach do matki Juliusza Słowackiego / Bożenna Jankiewicz // Język Polski w Liceum. – 2010/2011, nr 3, s. 18-26 126. Na północ od / Iwona Misiak // Twórczość. – 2002, nr 11/12, s. 230-234 * Motyw podróży w literaturze 127. Nie ma jak podróż / Małgorzata Łukasiewicz // Znak. – 2006, nr 7/8, s. 24-28 * Literatura podróżnicza – historia 128. Niech się Pan dziwi zawsze! : o podróży w przestrzeni, czasie i hierarchii społecznej / Karolina Górczyńska // Laboratorium Kultury. – Nr 1 (2012), s. 130-145 129. Nienowoczesny flaâneur… : o nieistniejącej dyskusji Zbigniewa Herberta z Charlesem Baudelairem / Michał Kopczyk // Śląsk. – 2008, nr 12, s. 29-31 130. Norwidowski głos na temat miejsca poety w świecie na podstawie wiersza pt. “Pielgrzym” – lekcja dwugodzinna w kl. VIII / Bożena Piekorz, Waldemar Skrzypczak // Język Polski w Szkole dla klas IV-VIII. – 1990/1991, z. 4, s. 56-60 131. O metaforze, motywach wędrownych i wędrowaniu motywów w kulturze / Anna Nowel // Polski w Praktyce. – 2011, nr 3, s. 42-47 132. O podróżniczej i etnograficznej autokreacji? / Kamil Buchta // Laboratorium Kultury. – Nr 1 (2012), s. 92-110 133. O wędrówkach i wędrowcach – czyli rozważania o baśni Doroty Terakowskiej “W Krainie Kota” / Jolanta Szcześniak // Guliwer. – 2004, nr 2, s. 19-23 134. “Objeżdżamy Europę. Objeżdżamy mapę”. Dziennik okrętowy Mirona Białoszewskiego / Anna Śliwa // Teksty Drugie. – 2011, nr 5, s. 212-230 135. Obrazy wędrówki i drogi w klasycznej literaturze arabskiej i ich echa w średniowiecznej literaturze Półwyspu Iberyjskiego / Mateusz Wilk // Prace Komisji Historii Sztuki / Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. – T. 35 (2008), s. 18-23 * Materiały z XXIII Seminarium Mediewistycznego im. Alicji Karłowskiej-Kamzowej “W drodze. Wędrówka w kulturze średniowiecza”, Poznań 136. Od podmiotu żeglującego do podmiotowości płynącej w lirykach Mickiewicza / Magdalena Siwiec // Teksty Drugie. – 2006, nr 5, s. 69-90 137. Odyseja – Politeja. Szkic o homerycko-platońskim rodowodzie idei “człowieka-pielgrzyma” / Elżbieta Wolicka // Znak. – 1992, nr 440, s. 14-33 138. Opis podróży jako typ książki i przedmiot lektury : ref. / Krzysztof Migoń // Czasopismo Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich. – Z. 10 (1999), s. 135-144 * Analiza bibliologiczna 139. Opowieść o podróżach : w poszukiwaniu ludzkiej wspólnoty / Tadeusz Szkołut, Aneta Wysocka // Akcent. – 2005, nr 2, s. 106-111 * Zawiera rec. książki: Podróże z Herodotem / Ryszard Kapuściński. – Kraków, 2004 140. Osiadły podróżnik : topografia fikcji / Arkadiusz Żychliński // Konteksty. – 2015, nr 4, s. 19-25 * Artykuł proponuje ogólną typologię znarratywizowanych podróży 141. Ostatni lazzaron, albo Jamesa Fenimore’a Coopera wędrówki po Włoszech / Olga Płaszczewska // Kresy. – 2007, nr 3, s. 31-41 * Szkice podróżnicze pt. “Excursions in Italy” 142. Pielgrzym wieczny Cypriana Norwida / Wiesław Rzońca // Przegląd Humanistyczny. – 2009, nr 5/6, s. 91-101 143. Pielgrzymie dewocjonalia / Elżbieta Jastrzębowska // Mówią Wieki. – 1993, nr 10, s. 13-15 144. Pielgrzymka do ojczyzny : Horsta Bienka powrót do Gliwic / Katarzyna Kuchowicz // Zeszyty Naukowe Towarzystwa Doktorantów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauki Humanistyczne. – 2015, nr 1, s. 25-38 145. Pielgrzymka do sanktuarium tożsamości : o dwóch powieściach Andrzeja Stasiuka / Sławomir Niewczas // Polonistyka. – 2006, nr 6, s. 46-49 * “Biały kruk”, “Jadąc do Babadag” 146. Pielgrzymki w literaturze przełomu XIX i XX wieku : Emil Zola, Joris-Karl Huysmans i Władysław Reymont / Kazimiera Jakacka-Mikulska // Peregrinus Cracoviensis. – Z. 12 (2001), s. 153-169 147. Pielgrzymowanie w Biblii / Tomasz Tomaszewski // Rocznik Skrzatuski. – T. 2 (2014), s. 11-18 148. Pierwsze opisy podróży Polaków do Ziemi Świętej : wprowadzenie do badań w ujęciu geopoetyki / Katarzyna Ossowska // Meluzyna. – 2014, nr 1, s. 21-33 149. Po co wychodzić z domu? : (archetyp domu i symbole wędrówki we współczesnej baśni) / Grażyna Lasoń-Kochańska // Nowa Fantastyka. – 1992, nr 4, s. 65-67 150. Podążając za wędrowcem Artura Międzyrzeckiego… / Agnieszka Kulik-Jęsiek // Topos. – 2006, nr 5, s. 83-93 151. Podróż // Cogito. – 2005, nr 19, s. 82-83 152. “Podróż do Ziemi Świętej” Juliusza Słowackiego – podróż i opis podróży w kulturze epoki / Sylwia Stopera // Ojczyzna-Polszczyzna. – 1997, nr 2, s. 38-42 153. Podróż i odkrywanie piękna świata w XVI-wiecznych relacjach z podróży / Dorota Szeliga // Litteraria Copernicana. – 2010, nr 2, s. 138-147 154. Podróż i powieść / Stanisław Burkot // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 5-19 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 155. Podróż jako czytanie świata : Ryszarda Kapuścińskiego wędrówki z Herodotem / Dorota Kozicka. – Skrót referatu // Dekada Literacka. – 2005, nr 6, s. 30-39 156. Podróż jako konfrontacja kultur / Lucyna Sadzikowska // Estetyka i Krytyka. – 2008, nr 1, s. 203-214 157. Podróż lub podróże / Witold Ostrowski // Zagadnienia Rodzajów Literackich. – 1979, z. 2, s. 108-114 158. “Podróż ludzi księgi” Olgi Tokarczuk jako artystyczne motto debiutantki / Klaudia Cymanow-Sosin // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 172-185 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 159. Podróż po czterech stronach wielkiego królestwa / Magdalena Wawrzyniak // Polonistyka. – 2012, nr 2, s. 51-56 * “Córka Czarownic” Doroty Terakowskiej 160. Podróż: “Pod osłoną nieba” / Wiesław Szpilka // Konteksty. – 1999, nr 1-2, s. 78-80 161. Podróż przez świat z “drugiej ręki” : “Taksim” Andrzeja Stasiuka / Dorota Siwor // Świat i Słowo. – 2009 nr 2, s. 283-290 * Zawiera rec. książki: Taksim / Andrzej Stasiuk. – Wołowiec, 2009 162. . Podróż reporterska / Ryszard Kapuściński ; rozm. przepr. Dorota Danielewicz-Kerski // Borussia. – Nr 42 ([2008]), s. 58-64 163. Podróż – rozpoznanie – poznanie / Elżbieta Dąbrowska // Indeks. – 2015, nr 1-2, s. 50-52 164. Podróż, utopia, rewolucja / Piotr Kuligowski // Czas Kultury. – 2012, nr 3, s. 52-59 * Podróżnictwo w literaturze polskiej 165. Podróż w literaturę przemieniona / Anna Marzec // Miesięcznik Literacki. – 1986, nr 6, s. 86-96 166. Podróż w poszukiwaniu “środka świata” w twórczości poetów z kręgu Tylicza / Ewa Bielenda // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 157-171 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 167. “Podróż” w strukturze tytułu : (w poszukiwaniu formuły syntaktycznej) / Krystyna Kowalik // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 20-34 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 168. Podróż, wędrówka / Dorota Nosowska // Cogito. – 2011, nr 13, s. 60 * Jakie podróże pokazywali najczęściej pisarze i reżyserzy? 169. Podróż wzdłuż rzeki, wędrówka po mieście : o podróżopisarstwie Claudia Magrisa / Joanna Ugniewska // Zeszyty Literackie. – 2006, nr 1, s. 186-191 170. “Podróże do Polski” Andrzeja Stasiuka / Arkadiusz Bagłajewski // Kresy. – 2006, nr 3, s. 65-65 171. Podróże Kazimierza Brandysa, czyli tam, gdzie rodzą się tematy / Jolanta Gomółka // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 145-156 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 172. Podróże literackie do Doliny Prądnika / Barbara Guzik // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 81-94 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 173. Podróże małe i duże : motyw podróży w wybranych utworach Janoscha / Angela Bajorek, Ewa Górbiel // Guliwer. – 2008, nr 3, s. 64-71 174. Podróże po lekturze / Justyna Sobolewska // Polityka. – 2012, nr 26, s. 70-73 * Podróże do miejsc znanych z książek 175. Podróże przeklęte / Jagoda Cieszyńska // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 210-224 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 176. Podróże reporterskie : próba opisu i klasyfikacji / Krzysztof Męka // Zeszyty Naukowe Małopolskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Tarnowie. – 2013, nr 1, s. 71-85 177. Podróże wielkiego romantyka / Adam Bajcar // Poznaj Świat. – 2001, nr 12, s. 38-44 * O podróżach Juliusza Słowackiego 178. Podróże ze Stasiukiem / Jerzy Marek // Świat i Słowo. – 2007, nr 1, s. 327-331 179. Podróżnicy, pielgrzymi… / Aleksandra Napierała // Polonistyka. – 2000, nr 8, s. 480-485 * Motyw podróży na lekcjach języka polskiego w gimnazjum – propozycje metodyczne 180. Podróżny horyzont rozumienia / Dorota Kozicka // Teksty Drugie. – 2006, nr 1/2, s. 270-285 * Literatura podróżnicza polska – tematyka 181. Podróżny romantyczny i rozważny : o “Listach z podróży do Ameryki” Henryka Sienkiewicza / Katarzyna Szewczyk-Haake // Polonistyka. – 2012, nr 2, s. 10-17 182. Podróżować jest bosko : motyw podróży w polskich utworach / Mariusz Rzeszutko // Fragile. – 2009, nr 3, s. 78-80 * Podróżnictwo w muzyce 183. Podróżować jest bosko? : prolegomena do filozofii podróży Bolesława Prusa : 8 wskazówek / Jakub A. Malik // Nawias. – Nr 7 (2008), s. 88-98 184. Podróżowanie po ekranie / Justyna Knieć // Czas Kultury. – 2006, nr 3, s. 42-54 * Podróż w filmie 185. Poeta-pielgrzym i czytelnik : uwagi o relacjach komunikacyjnych w “Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu” Juliusza Słowackiego / Roman Dąbrowski // Przegląd Humanistyczny. – 1992, nr 3, s. 61-71 186. Poeta w podróży / Tomasz Sobieraj // Odra. – 2011, nr 6, s. 122-123 * Zawiera rec. książki: Podróże z tej i nie z tej ziemi : migawki z sześciu kontynentów: Europy, obu Ameryk, Australii, Azji i Afryki / Józef Baran. – Poznań, 2010 187. Poetycka modlitwa podróżnika / Teresa Kosyra-Cieślak // Polski w Praktyce. – 2012, nr 4, s. 39-40 * O wierszu Zbigniewa Herberta “Modlitwa Pana Cogito – podróżnika” 188. Poetycko i reportażowo – uwagi o stylu “Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu” Juliusza Słowackiego / Maria Wojtak // Poradnik Językowy. – 2009, z. 7, s. 5-18 189. Pogoń – ucieczka – poszukiwanie : o wędrówce w powieści pikaryjskiej / Anna Wiczorkiewicz // Kultura i Społeczeństwo. – 1993, nr 2, s. 67-88 190. Portret podróżnika : sportowe “wyprawy” Bohdana Tomaszewskiego / Marek Karwala // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 201-209 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 191. Poszukiwanie czy błądzenie? : temat wędrówki w wybranych starofrancuskich powieściach / Agata Sobczyk // Prace Komisji Historii Sztuki / Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. – T. 35 (2008), s. 34-38 * Materiały z XXIII Seminarium Mediewistycznego im. Alicji Karłowskiej-Kamzowej “W drodze. Wędrówka w kulturze średniowiecza”, Poznań 192. Propozycja dla gimnazjum / Aleksandra Scheller // Polonistyka. – 2002, nr 5, s. 312 * Cykl “Wędrówką jest życie człowieka” 193. Przypowieść o “Pielgrzymie” Cypriana Kamila Norwida – propozycja interpretacyjna dla klasy II liceum / Feliks Tomaszewski // Język Polski w Szkole Średniej. – 1992/1993, z. 1-2, s. 41-49 194. Religijność ludowa końca XIX wieku. “Pielgrzymka do Jasnej Góry” Władysława St. Reymonta / Katarzyna Jankiewicz // Literatura Ludowa. – 2010, nr 6, s. 29-41 195. Romantyczny pielgrzym w oczach współczesnego emigranta : rozważania na podstawie wiersza J. Łobodowskiego pt. “Mickiewicz” / Małgorzata Kowalczyk // Język Polski w Szkole Średniej. – 1997/1998, z. 3, s. 52-56 196. Rozważania podkarpackie, czyli o wędrówkach bohatera “Dukli” i “Dziennika okrętowego” Andrzeja Stasiuka / Natalia Słomińska // Pamiętnik Literacki. – 2006, z. 4, s. 159-189 197. Ruszyć w drogę… : jaki jest sens pielgrzymowania? / Adam Józef Sobczyk // Katecheta. – 2008, nr 6, s. 34-36 198. Schulz i Stasiuk, czyli prowincja i podróż / Agata Wójtowicz-Stefańska // Polonistyka. – 2012, nr 2, s. 28-33 199. Skandalistki, damy, outsiderki… na spacerze / Marta Wiatrzyk-Iwaniec // Polonistyka. – 2015, nr 3, s. 16-19 200. Sny wyobraźni / Bartosz Czartoryski // Kino. – 2014, nr 11, s. 36-39 * Podróże kosmiczne jako motyw filmowy 201. Sparaliżowana dziewczyna na pielgrzymce w Lourdes / Bartosz Żurawiecki // Film. – 2010, nr 1, s. 79 * Zawiera rec. filmu: Lourdes / reż. Jessica Hausner, 2009 202. Spotkanie z innym w podróżach oraz turystyce w ujęciu Ryszarda Kapuścińskiego / Krzysztof Męka // Folia Turistica. – Nr 18 (2007), s. 205-223 203. Sprawozdanie z konferencji “Podróż i literatura” / Monika Soja-Nicińska, Dorota Rzepecka // Przegląd Humanistyczny. – 2007, nr 6, s. 123-125 204. “Swaggie on the road” czyli o figurze nomady w literaturze XIX-wiecznej Australii / Joanna Rzońca // Barbarzyńca. – 2009, nr 3/4, s. 47-58 205. Synonimy dystynktywne w wybranych tekstach Elżbiety Drużbackiej : grupa tematyczna Podróż / Teodozja Rittel // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 60-80 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 206. “Szlaki, z których zrodziła się Europa. Pielgrzymowanie do Santiago de Compostela i jego obraz w sztuce” : wystawa, Kraków, Muzeum Narodowe – Muzeum Stanisława Wyspiańskiego, 21 grudnia 2004 r. – 20 lutego 2005 r. / Mado Anna Kucharska // Barok. – 2005, nr 1, s. 207-208 207. Tekst literacki i film antropologiczny jako zapis podróży w przestrzeń Innego? : zarys dylematów badawczych / Agnieszka Ogonowska // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 45-59 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 208. Temat wypracowania: Analizując utwory Cypriana Kamila Norwida “Pielgrzym” i Adama Zagajewskiego “Szybki wiersz”, porównaj, jak funkcjonuje w nich motyw podróży. Wykorzystaj konteksty historycznoliterackie / Dorota Nosowska. – (Fabryka wypracowań) // Cogito. – 2009, nr 22, s. 40-41 209. Temat wypracowania: Podróże romantyków a wędrówki współczesnego turysty. Co łączy, a co dzieli te peregrynacje? – zredaguj na ten temat artykuł popularnonaukowy / Dorota Nosowska // Cogito. – 2010, nr 6, s. 36-37 210. Topos życia : wędrówki w staropolskich alegoriach edukacyjnych / Beata Cieszyńska // Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy. Studia Filologiczne. – Z. 38 (1995), s. 29-49 211. Toskania : trzy podróże / Dariusz Czaja // Konteksty. – 1998, nr 3-4, s. 34-41 212. Tradycja religijna w utworach emigracyjnych Iwana Szmielowa (“Rok Pański”, “Pielgrzymka”) / Monika Sidor // Roczniki Humanistyczne. – T. 52, z. 7 (2004), s. 77-91 213. Trzy dziewiętnastowieczne relacje polskich autorów z podróży do Włoch / Roman Taborski // Przegląd Humanistyczny. – 2006, nr 5/6, s. 299-305 214. Uwięziony w podróży donikąd : opowieści idiotyczne Andrzeja Stasiuka / Piotr Seweryn Rosół // Konteksty. – 2013, nr 2, s. 157-162 215. W poszukiwaniu zapachu lawendy… / Beata Stempczyńska // Polonistyka. – 2012, nr 2, s. 57-61 * Cykl zajęć dla klas gimnazjalnych dotyczący podróży, na podstawie książki Ewy Nowak “Lawenda w chodakach” 216. Wędrować do upadłego – Olga Tokarczuk, “Bieguni” / Edward Kula // Język Polski w Liceum. – 2008/2009, nr 4, s. 91-94 217. Wędrować, żeglować, wertować : o pewnych współczesnych metaforach podróży / Zbigniew Bauer // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 35-44 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 218. Wędrowanie jako formuła życia (M. Strzałkowska “Zielony i Nikt”; “Zielony, Nikt i gadające drzewo”, L. Bardijewska “Zielony wędrowiec” / Danuta Bula // Język Polski w Szkole IV-VI. – 2016/2017, nr 2, s. 35-41 219. Wędrówka oniryczna w prozie rosyjskich dekadentów : (“Ciężkie sny” Fiodora Sołoguba i opowiadania Walerija Briusowa) / Agnieszka Matusiak // Acta Universitatis Wratislaviensis. Slavica Wratislaviensia. – Nr 98 (1997), s. 65-74 220. Wędrówka w szaleństwo na przykładzie wędrówki Lancelota / Anna Elżbieta Korczakowska // Prace Komisji Historii Sztuki / Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. – T. 35 (2008), s. 39-42 * Materiały z XXIII Seminarium Mediewistycznego im. Alicji Karłowskiej-Kamzowej “W drodze. Wędrówka w kulturze średniowiecza”, Poznań 221. Wędrówki Felliniego / Teresa Rutkowska // Konteksty. – 1992, nr 3/4, s. 19-27 222. Wieczne piękno i śmierć : (impresje weneckie) / Marek Bernacki // Topos. – 2012, nr 6, s. 57-69 223. Włoskie podróże Stefana Żeromskiego / Anna Gogolin // Akant. – 2006, nr 6, s. 20 224. Włoskie wędrówki literackie / Dorota Siwor // Konteksty Kultury. – [Nr] 7 (2011), s. 212-223 * Włochy w literaturze polskiej 225. Wojciecha Tochmana podróże “za śmiercią” – zapis doświadczenia egzystencjalnego / Magdalena Piechota // Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 186-200 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 226. Wokół problemów prezentacji maturalnej z języka polskiego: motyw wędrówki w literaturze / Katarzyna Mizerkiewicz // Poradnik Bibliograficzno-Metodyczny. – 2010, nr 4, s. 17-25 227. Współczesny świat i człowiek z perspektywy literackiego doświadczenia podróży / Zofia Dończyk-Hnat // Język Polski w Liceum. – 2008/2009, nr 2, s. 47-58 * Zawiera konspekt lekcji: “Świecie nasz, jaki jesteś?” O tym, co wynikło ze spotkania romantycznego wędrowca ze współczesnym obieżyświatem 228. Wyprawa z hobbitem (propozycja metodyczna dla klasy V) / Joanna Piasta-Siechowicz, Grzegorz Miszczyk // Język Polski w Szkole dla klas IV-VI. – 2003/2004, z. 2, s. 62-68 * Konspekty: 1. Nadajemy tytuły przygodom bohaterów podczas wędrówki; 2. Wędrujemy śladami bohaterów powieści J. R. R. Tolkiena; 3. Odkrywamy sens wędrówki bohaterów 229. Z dziejów gatunku podróży sentymentalnej w literaturze rosyjskiej : (“Filon” Iwana Martynowa) / Magdalena Dąbrowska // Slavia Orientalis. – 2004, nr 4, s. 505-520 230. Zamieszkiwanie wędrówki : metafory ziemskiego losu człowieka u José Saramago / Ewa Łukaszyk // Er(r)go. – 2000, nr 1, s. 115-120 231. Zapis podróży – recenzja “Jadąc do Babadag” Andrzeja Stasiuka / Agata Marczewska // Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica. – [Z.] 10 (2008), s. 387-392 * Zawiera rec. książki: Jadąc do Babadag / Andrzej Stasiuk. – Wołowiec, 2004 232. Zapiski o podróżowaniu / Zygmunt Kubiak // Więź. – 2000, nr 8, s. 20-24 233. Zapolska w podróży i podróże bohaterek Zapolskiej na podstawie wybranych powieści / Danuta Knysz-Tomaszewska // Studia Pragmalingwistyczne. – [R.] 6 (2014), s. 63-80 234. Zapomniane podróżopisarstwo : Europa w XIX wieku / Hanna Bem // Kwartalnik Opolski. – 2003, nr 2-3, s. 3-9 235. Zbigniew Herbert : geografia kamienia / Szymon Wróbel // Twórczość. – 2012, nr 3, s. 69-90 236. Ziarna sensu, czyli o różnych wędrówkach współczesnych ludzi / Anna Grzegorczyk // Polonistyka. – 1996, nr 1, s. 4-11 237. “Ziemia Święta” Józefa Bohdana Zaleskiego / Małgorzata Łoboz // Litteraria. – [T.] 37 (2009), s. 47-56 238. Zobaczyć wczoraj, uwierzyć w jutro / Marcin Jauksz // Polonistyka. – 2012, nr 3, s. 16-21 * Topos wędrówki w literaturze Młodej Polskiej 239. Zofia Kossak-Szczucka na beskidzkiej ziemi / Renata Jochymek// Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria. – [Nr] 7 (2007), s. 111-123 * Materiały z VI Konferencji Naukowej Instytutu Filologii Polskiej “Podróż w literaturze polskiej”, Maniowy 240. Życie jako wędrówka / Dorota Nosowska. – (Prezentacja maturalna) // Cogito. – 2014, nr 3, s. 38-39 241. Życie jako wędrówka : motyw podróży w “Kronice małomiasteczkowego cmentarza” Isidory Sekulić / Magdalena Koch // Litteraria. – [T.] 26 (1995), s. 97-108 Zob. też hasło: Droga Oprac. Dorota Różycka, Anna Zacłona PBW w Opolu
  1. ኝхрኣшаሯихኯ ክጣፏец տ
    1. Θроլիጃаլиվ θγէн փθсιγυфи
    2. Гαнтምгло δαςօхቸбро
    3. Συկኩхрохра ζաрէչеπ
  2. Сιնορоրи ажιпсխփաፅи ощ
włóczęga łazęga - krzyżówka. Lista słów najlepiej pasujących do określenia "włóczęga łazęga": włóczęga bez domu
Wzruszająca opowieść o poszukiwaniu miłości i szczęścia. Dziewięcioletni Rasmus z domu dziecka marzy, że znajdzie kogoś, kto go pokocha i ofiaruje mu prawdziwy, ciepły dom rodzinny. Pewnego szczególnie pechowego dnia nieszczęśliwy i samotny Rasmus podejmuje decyzję o ucieczce. Po nocy spędzonej w szopie spotyka Oskara – włóczęgę. Razem wyruszają na wędrówkę. Czeka ich długa i niebezpieczna droga. Przeczytaj tę książkę, a docenisz swoich przyjaciół. Kategorie: Książki » Literatura piękna » Przygodowa Książki » Literatura piękna » Książki dla dzieci i młodzieży » Książki dla dzieci » Literatura zagraniczna dla dzieci » Literatura zagraniczna dla dzieci 7-13 lat Język wydania: polski ISBN: 9788310136022 EAN: 9788310136022 Liczba stron: 232 Wymiary: Waga: Sposób dostarczenia produktu fizycznego Sposoby i terminy dostawy: Odbiór osobisty w księgarni PWN - dostawa do 3 dni robocze InPost Paczkomaty 24/7 - dostawa 1 dzień roboczy Kurier - dostawa do 2 dni roboczych Poczta Polska (kurier pocztowy oraz odbiór osobisty w Punktach Poczta, Żabka, Orlen, Ruch) - dostawa do 2 dni roboczych ORLEN Paczka - dostawa do 2 dni roboczych Ważne informacje o wysyłce: Nie wysyłamy paczek poza granice Polski. Dostawa do części Paczkomatów InPost oraz opcja odbioru osobistego w księgarniach PWN jest realizowana po uprzednim opłaceniu zamówienia kartą lub przelewem. Całkowity czas oczekiwania na paczkę = termin wysyłki + dostawa wybranym przewoźnikiem. Podane terminy dotyczą wyłącznie dni roboczych (od poniedziałku do piątku, z wyłączeniem dni wolnych od pracy). Astrid Lindgren ur. 1907 - zm. 2002 Astrid Lindgren to znana na całym świecie szwedzka autorka książek dla dzieci. Jej powieściami zaczytują się kolejne pokolenia zarówno najmłodszych, jak i nieco starszych czytelników, którzy chętnie wracają do ulubionych książek z dzieciństwa. Jako pisarka Lindgren zadebiutowała dość późno, bo w wieku 37 lat. Wydawała wtedy „Zwierzenia Britt-Marii”, które zostały pozytywnie przyjęte przez krytyków. W tym czasie Lindgren postanowiła poświęcić się tworzeniu literatury dziecięcej. W swoich książkach zastąpiła moralizatorstwo humorem i niezwykłymi przygodami, które przeżywają mali bohaterowie. Wiosną 1944 roku pisarka zaczęła spisywać niezwykłe losy rezolutnej Pippi Pończoszanki, która do dziś pozostaje jedną z najbardziej oryginalnych rozpoznawalnych postaci w literaturze dziecięcej. Książki o przygodach rudowłosej dziewczynki odniosły ogromny sukces i przetłumaczono je na ponad 70 języków. Co ciekawe, postać Pippi wymyśliła córka pisarki, a sama Lidgren jako dziecko była niezłym rozrabiaką – wraz z koleżankami stroiła żarty z nauczycieli, uwielbiała wspinać się na drzewa i chodzić po dachach, wykazując się odwagą i zwinnością. Do innych znanych powieści Astrid Lindgren należą „Dzieci z Bullerbyn” (które wiele osób zapewne pamięta jako szkolną lekturę), „Rasmus, Pontus i pies Toker”, „Bracia Lwie Serce” czy też „Ronja, córka rozbójnika”. Za swoją twórczość pisarka otrzymała wiele nagród, zarówno szwedzkich, jak i zagranicznych. Na wniosek polskich dzieci Astrid Lindgren otrzymała Order Uśmiechu.
Praca: Bez wychodzenia z domu w Swarzędzu. 118.000+ aktualnych ofert pracy. Pełny etat, praca tymczasowa, niepełny etat. Konkurencyjne wynagrodzenie. Informacja o pracodawcach. Szybko & bezpłatnie. Zacznij nową karierę już teraz!
Dzięki podróżom przekonujesz się, ile jesteś wart – mówi Grzegorz Kapla, dziennikarz, podróżnik, pisarz, reporterAutor kryminału „Bezdech” zdradza, gdzie serwują najlepszą kawę na świecie, czym różni się turysta od podróżnika i dlaczego w Warszawie drzewa są bardziej zielone niż gdziekolwiek na Kapla: Chcesz zapytać, czy dziś biegałem?Agnieszka Michalak: Ej, to ja zaczynam wywiad. Skąd wiesz, że właśnie o to chciałam spytać?Przeczytałem w twoim notesie. Kiedy piszesz o aferach – a ja pisałem o nich, gdy mieszkałem jeszcze w Świnoujściu – szybkie czytanie tekstu do góry nogami jest kluczową umiejętnością. Robisz wywiad z jakąś szychą, on ma na biurku stos papierów, czasem bardzo ważnych, nie chciałby, żeby ktokolwiek znał ich treść, udajesz, że pytasz o coś, co jest mu na rękę i czytasz. Zapamiętujesz sygnatury i daty. Potem wysyłasz mu zapytania w sprawie pisma takiego a takiego, a on nie wie, kto ci to ujawnił, gdzie ma przeciek…To biegałeś dziś czy nie?Oczywiście, staram się biegać codziennie – takie uzależnienie, bez drugiego dna. Dziś biegło się całkiem nieźle, bo było 18 stopni, a nie – jak wczoraj trasą biegniesz?Zależy czy spałem, czy nie, bo od początku epidemii moja bezsenność nieco się pogłębiła i porządne spanie bywa luksusem. Zwykle biegam godzinę. Wokół Starego Miasta w Warszawie, potem nad Wisłą, dalej przecinam któryś z mostów, bo po praskiej stronie wciąż jeszcze rośnie prawdziwy las. Na koniec próbuję wbiec po schodach na górkę maryjną. Kiedyś umierałem w połowie pierwszej próby, dziś znowu biegnę pięć mam budowy biegacza i nigdy nie osiągnę w tym sporcie sukcesu, ale ci, którzy walczą wbrew ograniczeniom imponują mi bardziej od tych, co zdobywają medale. Machamy sobie w trasie i wiem, że oni też mi kibicują. Lubię ten czas dnia, słucham TOK FM lub Trójki. Mądrzy ludzie o czymś dyskutują, a ja potem to komentuję na blogu „Kapla w drodze”.Wspomniałeś o twoim mieście, Świnoujściu. Opowiedz o swojej pierwszej poważnej podróży relacji Świnoujście – Warszawa?Raczej już Warszawa–Świnoujście. Bal szkolny mojej córki. To było naprawdę ważne, fryzjer, te sprawy. Powiedziałem, że będę. Spóźniłem się dwadzieścia minut, bo zapomniałem, że nie mogę przepłynąć w śródmieściu promem na rejestracjach innych niż to było?Dawno, nie pamiętam. Przecież wiesz, że nie używam kalendarza ani też, że nie masz żadnego numeru w telefonie i do nikogo nie dzwonisz, czekasz na telefony od tak. Nie mam książki teleadresowej w komórce i wolę do nikogo nie dzwonić, ale zawsze odbieram, albo oddzwaniam. Boję się też listów poleconych, które kiedyś oznaczały tylko już siwe włosy, kiedy opuszczałeś Świnoujście?Jasne. Kiedy piszesz o aferach, trzeba się spodziewać kłopotów, bo źli ludzie nie poddają się bez walki. Procesy o naruszenie interesów różnych ważnych osobistości, między innymi głowy państwa, trwały przed różnymi instancjami pięć lat. Żadnego nie przegrałem, ale miałem dość takiego życia. Rzuciłem to wszystko, wyjechałem w Karkonosze i zostałem przewodnikiem górskim. Pomyślałam, że czas na życie, które będzie całkowicie odmienne od tego, które wiodłem dotychczas. Z tamtego etapu zachowałem tylko umiejętność pisania, robienia zdjęć i zamiłowanie do był dobry czas. Mieszkałem w tych górach, chodziłem po nich z turystami, miałem prawdziwą męską przyjaźń. To nie są wysokie góry, ale potrafią dać w dupę. No i może nawet spotkałem miłość… Pomyślałem, że jeśli popracujemy w Warszawie, zarobimy na dom w górach. I nie będzie trzeba już mieszkać na staromiejskim poddaszu, ale w chacie, w której pachnie świerkowym drewnem i z której widać siwe szczyty. Ten plan powiódł się połowicznie. Moja ówczesna dziewczyna ma ten dom z kimś do stolicy przyjechałeś?Tak, na zaproszenie Joanny Rachoń z redakcji „MaleMan”, dla której robiłem wcześniej jakieś materiały, wywiady. Zacząłem pracę redaktora i miesięcznie zarabiałem tyle, ile wcześniej przez rok będąc freelancerem. Zresztą odkąd przestałem się utrzymać z malowania wysokich konstrukcji – kominów, latarń morskich czy mycia szyb w wieżowcach – żyłem z robić magazyny, to zupełnie inny rodzaj dziennikarstwa, niż pisanie do dzienników. Dziennik to głównie adrenalina, litry kawy i kilka paczek papierosów dziennie. Nie ma nic wspólnego ze sztuką. A tworzenie magazynu daje szansę, żeby po swojemu opowiedzieć świat innym ludziom, żeby podzielić się dobrymi historiami. To nie jest łatwe, bo dziś redaktorzy magazynów muszą iść na setki kompromisów, w tym reklamowych. To wymusza w jakimś sensie zakres tematyczny. Poza tym ludzie kupują kolorową prasę dlatego, że widzą na okładkach sławne osobistości. Na szczęście jeśli się tylko chce, można wciąż znaleźć sporo przestrzeni, żeby powiedzieć o świecie, w taki sposób, w jaki chcesz to zrobić. To wielki przywilej i dają ci podróże?Dzięki nim przekonujesz się, ile jesteś masz na myśli?Czy umiesz pokonać lęk przed samotnością, brakiem wygód, niebezpieczeństwem, wysiłkiem fizycznym. Kiedyś nie miałem takiego lęku, ale jestem w takim miejscu w życiu, że czas brać to pod uwagę. Podczas ostatniego wyjazdu – Kambodża, Wietnam, Laos, Tajlandia – brałem pod uwagę ewentualność, że mogę nie dać lata temu dałeś radę na pustyni…To zupełnie inna okoliczność. Przez pustynie jechałem z drużyną Poland National Team w rajdach cross country, naszą dakarową reprezentacją. To było zadanie drużynowe. Nie siedziałem w samochodzie sam, kiedy się zakopaliśmy to we dwóch z Mateuszem Szelcem, który prowadził w najtrudniejszym terenie. Mieliśmy telefon satelitarny, którego wprawdzie nigdy nie użyliśmy, ale nie było powodu do obaw. Zawsze ktoś by nas wyrwał z najgorszej kabały. Życie z kimś jest dużo łatwiejsze niż w pojedynkę. Dziś w podróże jeżdżę swoją pierwszą wyprawę?Prapierwszą odbyłem do NRD z ojcem. Wtedy można było przekroczyć tylko granicę z Niemcami. Przywiozłem pluszowego szopa pracza naturalnej wielkości. Pojechaliśmy pociągiem, bo samochodem byłby jeszcze większy kłopot z celnikami. A pierwsza podróż, w której poczułem się podróżnikiem a nie turystą, odbyła się różni się jeden od drugiego?Turysta to człowiek, którym w drodze ktoś się opiekuje. Podróżnik musi o wszystko zadbać sam. A, są jeszcze włóczędzy – to ci, którzy nie mają właściwie dokąd wrócić. Wciąż są w drodze. I ja siebie tak traktuję. Nie mam na końcu drogi domu jak pan Phileas Fogg, który po 80 dniach dookoła świata wie, że musi wejść po schodach i tam jest koniec jego podróży. Ja nie wiem, gdzie kończy się moja droga. Nie mam takiego miejsca, do którego mogę się odwołać mentalnie w jakiejś dramatycznej co z poczuciem bezpieczeństwa? Dużo podróżujesz – nie paraliżuje Cię jego brak?Poczucie bezpieczeństwa straciłem w wieku 14 lat, kiedy wyjechałem z rodzinnego domu, żeby zostać marynarzem. To była męska szkoła przetrwania, test charakteru. Nieustannie dostawało się w piernicz od starszych kolegów. Po takim doświadczeniu fali trudno odbudować poczucie bezpieczeństwa. Ale czy to mnie paraliżuje? Pewnie tak. To latami się odkłada i pokłosiem jest chociażby bezsenność. Podczas snu traci się kontrolę – jeśli żyjesz w permanentnym poczuciu braku stabilizacji, to przynajmniej chcesz mieć kontrolę wzrokowo-słuchową. A podczas snu jej nie masz, więc się przed nim instynktownie bronisz. Ale ten strach nie paraliżuje mnie na tyle, żebym zaprzestał poznawać zatem do pierwszej wyprawy, którą odbyłeś jako zaczęło się od przyjaźni. W połowie lat 90. w Polsce został uruchomiony program, dzięki któremu miała się podnieść w narodzie znajomość języka angielskiego. W ramach tego projektu do Świnoujścia – za te nasze marne pieniądze, za które nic nie można było kupić – zjechał nauczyciel angielskiego. Nowozelandczyk Jan Bordgdorf. Przyjeżdżał do wybranego kraju, żeby mieszkać w nim przez pół roku i uczyć. Zaprzyjaźniliśmy i dzięki niemu pozbywałem się wschodnioeuropejskiego sześciu miesiącach Jan wyjechał do Kairu. Tam w British International School uczył bogate dzieci z rodziny Husajna. Mieszkał na wyspie Gezira, w bardzo luksusowej dzielnicy, w kilkupokojowym apartamencie. Pojechałem do niego – kiedy piliśmy alkohol i spadały nam z parapetów doniczki z kwiatami nie musieliśmy sami ich sprzątać. Była od tego ekipa porządkowa. Któregoś dnia wręczył mi przewodnik Lonely Planet, zawiózł na dworzec, wsadził do autobusu jadącego do Marsa Matruh i powiedział: „Oaza Siwa to miejsce, do którego musisz dotrzeć”. I tak z turysty stałem się jazdę tym autobusem?Pewnie. Mężczyźni siedzieli po jednej stronie, kobiety po drugiej. Jechaliśmy przez pustynię – byłem wtedy po raz pierwszy na Saharze. W rudej mgle było widać, że coś lśni w oddali. Kiedy autobus podjechał bliżej, okazało się, że przy drodze stoi facet ze strzelbą. Kierowca nawet się nie zatrzymał. Do dziś mam dreszcze, kiedy pomyślę o Siwa – oazie zamieszkałej przez ludzi – albinosów. To jedno z najważniejszych miejsc w moim odbyłeś dziesiątki podróży. Relacjonowałeś je w reportażach „Gruzja. W drodze na Kazbek i z powrotem”, „Duchy we śnie, duchy na jawie” – o mieszkańcach Papui Nowej Gwinei, którzy żyją na granicy wolności i niewoli, chrześcijaństwa i animizmu, a granica ta „przebiega w poprzek ich serc”. I moja ulubiona „W końcu i ty zapłaczesz. Z Baku do stóp Araratu”, w której piszesz: Czekamy. I znowu cisza. Panna czyta książkę, ja spisuję notatki z podróży. Kiedyś powstanie z nich książka o granicy między Europą a Azją. Właśnie tu jestem. Za plecami mam starą, kolchidzką, grecko-chrześcijańską kulturę opartą na mitach i świętych księgach żydów i chrześcijan. Pijemy wino, jemy mięso, podrywamy dziewczyny…” Wracasz pamięcią do tych miejsc? Co stamtąd w tobie zostało?Ledwo pamiętam, co kiedyś pisałem. Ale kiedy to przeczytałaś, nagle stanęła mi przed oczami tamta scena. Jednak dobrze to wszystko spisać – papier nie zapomina. Stawiasz trudne pytania. Z tych podróży już nic we mnie nie zostało, bo one są już opisane, nazwane. W głowie za to kotłują się te, których nie opowiedziałem. Do nich wracam myślami przede książkę o Chinach…No tak – ale kiedy piszę reportaż o danym miejscu, to tak jakbym tę podróż przeżywał kolejny raz. Kiedy zaczęła się pandemia, pomyślałem, że czas skończyć opowieść o Państwie Środka, której zresztą połowę miałem już jednak głównie opowieść nie o kraju, a o człowieku, który nie potrafi się z nikim porozumieć. Czułem się tak, kiedy tam wylądowałem. Nie mówiłem w ichnim języku, nie znałem ideogramów, nie umiałem niczego przeczytać. A poza Pekinem, Szanghajem czy Hongkongiem niewielu mówi tam po angielsku. Chiny blokują strony Googla, Wikipedii, FB, nie masz dostępu do nawigacji. Nie masz kontaktu ze swoim jest właśnie o tym, jak poradzić sobie z samotnością. Chiny są świetnym poligonem. Musisz nauczyć się pozawerbalnej komunikacji. Możesz kupić zeszyt i kiedy idziesz na obiad, możesz narysować w nim kota, potem go przekreślić i pokazać kucharzowi. Wtedy jest szansa, że dostaniesz do zjedzenia kurczaka. Kiedy zatykasz nos, wiedzą, że szukasz toalety. Chociaż gestykulacje wbrew pozorom nie są łatwe – bo Chińczycy są dobrze wychowani i powściągliwi, nie machają rękoma, nie ocierają się o siebie w tłumie, noszą maski – jeszcze wtedy głównie z powodu zanieczyszczenia. Byłem tam w trudnym czasie, bo w okresie Nowego Roku. Wtedy wszyscy podróżują i nie sposób zarezerwować żadnych za to było kolorowo…Nawet nie wiesz, jak bardzo. Po kilku tygodniach na prowincji – na Nowy Rok wylądowałem w Hongkongu i okazało się, że muszę mieszkać na 4 metrach kwadratowych w 16 osób, a każde z łóżek kosztuje 200 euro za noc. Cała ta podróż wyniosła mnie mniej niż tydzień tam. Ale Hongkong jest miastem ze snu, jest Hollywoodem Dalekiego Wschodu. Kiedy jako mały karateka oglądasz „Wejście smoka”, patrzysz na scenę, w której Bruce płynie łodzią, a za plecami ma Wzgórze Wiktorii. Mijają lata, jesteś dokładnie w tym samym miejscu i masz dreszcze. No i Bruce też tam jest. Jego spiżowy pomnik patrzy ci prosto w oczy. Zresztą na promenadzie Tsim Sha Tsui widzisz też odciśnięte dłonie Jackie Chana czy Jeta że w głowie tlą Ci się nieopowiedziane historie…Najfajniejszą z nich jest opowieść o Ameryce Południowej. Byłem tam – od Meksyku po Ziemię Ognistą – kilkanaście razy, w sumie ze dwa lata. Najpierw włóczyłem się sam po kilka tygodni albo miesięcy, potem wracałem z okazji rajdu Atakamy, Rajdu Dakar, wyjazdów prasowych, czy po prostu, żeby tam przeżyć najbardziej utkwiło ci w pamięci?Hm… kiedy jesteś na południu Afryki w powietrzu czai się agresja. No dobrze, może z wyjątkiem Mozambiku, który jest krajem ludzi niezwykle życzliwych, wyluzowanych. Rozwarstwienie społeczne nie jest tam szczególnie widoczne – wszyscy są biedni. W RPA widzisz z jednej strony ludzi obłędnie bogatych, z drugiej skrajną biedę, a między tymi grupami – przepaść. I tam właśnie czujesz w nozdrzach jakąś złość, gniew. Tymczasem w Ameryce Południowej w powietrzu wisi po prostu seksualność. Nie pytaj, co to oznacza. To się czuje i co Cię tam najbardziej zaskoczyło?Mrówkojad. Nie dziw się, na pewno takiego nie widziałaś (śmiech). W niewielkim górniczym mieście Santa Elena de Uairén w barze „Pod szalonym koniem” czy jakoś tak, żyje sobie taki mrówkojad, który zabawia gości. Kiedy ktoś daje mu palec, potrafi go wciągnąć strasznie mocno. A że nie ma zębów, nie może go odgryźć. Cały bar umiera ze kuchnia? Arenas, tamales, chicha czy queso blanco?Żebyś mnie zabiła, nie pamiętam nazw wielu potraw, które na świecie jadłem, choć kuchnia bywa przygodą. Czasem przyjemną, jak kawa z koglem moglem w Wietnamie, wyrazisty smak wina Casillero del Diablo w Chile, psie mięso z okazji świąt w jakimś indonezyjskim China Town. A w Hondurasie przedstawiciele unikalnej kultury Garifuna wypływają na ocean łodziami, by rękoma łowić żółwie. Żółwia nie można zabić zanim otworzy się łomem jego skorupę. Wiesz, w podróży wiele elementów życia definiuje się na nowo. Jedzenie należy do tej grupy – nie wszyscy przecież zajadają się genetycznie modyfikowaną soją i guacamole, przez które giną ostatnie dzikie lasy. Odkąd Europa pokochała awokado, karczuje się afrykańskie lasy, by je sadzić. Tak jak wcześniej dżungla Borneo zniknęła, żeby dać przestrzeń pod uprawę palmy olejowej, z której robimy trzy lata temu po raz pierwszy wspomniałeś, że pracujesz nad kryminałem, byłam przekonana, że akcję osadzisz gdzieś w świecie. Chociażby w takim Hondurasie. Tymczasem „Bezdech” dzieje się w Warszawie. Dlaczego?Bo jestem przede wszystkim reporterem i najłatwiej opowiedzieć mi o tym, co widzę. Uważam, że w powieści musi zadziałać zasada prawdopodobieństwa, więc do fiction używam tych samych narzędzi, co w przypadku reportażu. Czasem osadzam akcję np. na Borneo, które znam, ale podczas rewolucji, która naprawdę się tam odbyła w latach sześćdziesiątych. W moich kryminałach tło historyczno-obyczajowe zawsze jest odbiciem końcu w Warszawie drzewa są bardziej zielone niż gdzieś indziej, bo zamiast wody piją krew…Po raz pierwszy przyjechałem do Warszawy, by zobaczyć film „Misja” w Kinie Skarpa, o którym radio mówiło, że ma salę z najlepszym nagłośnieniem w kraju. Przyjechałem i siedziałem obok Andrzeja Łapickiego. Więc Warszawa była dla mnie miastem z bajki. A za drugim razem znalazłem się tu po to, by napisać reportaż o ludziach, którzy wyjechali z wielkich miast na wieś i robią ciekawe rzeczy. Tak poznałem panią Magdę Kępińską, która prowadziła artystyczne warsztaty dla dzieci. U niej poznałem pewnego malarza i on mi powiedział o tych do dziś tak patrzę na Warszawę, która jest wielkim cmentarzem i wielkim zobowiązaniem dwóch kultur: żydowskiej i polskiej. Chociaż nie wiem, czy dwóch – one przecież w ciągu tysiąca lat zdążyły tak zrosnąć się ze sobą, że stworzyły jedność – w 1861 roku w czasie, kiedy Rosjanie strzelali do manifestantów na Placu Zamkowym, żydowski gimnazjalista Michał Landy bierze krzyż z rąk zabitego księdza i idzie na czele tego pochodu. Sam też ginie. Dla całych pokoleń Warszawa to miejsce warte największych poświęceń. Dlatego to i dla mnie szczególne opowieści o stolicy ubierasz w formę kryminałów?Kiedy żyjesz z pisania, wiesz, że nie chodzi o to, ile napiszesz, a o to, ile sprzedasz. Jakkolwiek brutalnie to brzmi. Dziś ludzie wolą kryminały niż opowieści obyczajowe. Chciałem sprawdzić, czy potrafię zbudować napięcie. Kiedyś pani w kiosku Ruchu poleciła mi książkę Remigiusza Mroza. Tak ją polecała, że nie mogłem odmówić. Okazało się, że pan Remigiusz potrafi opowiadać w tak cudownie bezczelny sposób, że zasada prawdopodobieństwa go nie przytłacza. To było tak dobre, że pomyślałam wtedy, że i ja spróbuję. „Bezdech” powstał w 32 dni. Drugi kryminał pisałem pół roku. A trzeci, „Bezmiar” kosztował mnie naprawdę dużo że pracujesz teraz nad opowiadaniem i skończyłeś kolejny kryminał…Skarpa Warszawska organizuje ciekawy projekt, w ramach którego kilku autorów kryminałów pisze opowiadania o najcenniejszych obiektach z Muzeum Narodowego. Ja pracuję nad opowieścią o czternastowiecznej rzeźbie Zbawiciela z… wydrążoną głową. Pojawia się po raz pierwszy w 1351 roku w źródłach pisanych jako wyposażenie Kościoła Bożego Ciała we Wrocławiu. Dziwna historia, bo herbem Wrocławia jest głowa Jana Chrzciciela. W tym czasie na Śląsku templariusze mają swoją komandorię, a wielki mistrz templariuszy został spalony na stosie, bo czcił bafometa, czyli głowę Jana Chrzciciela. Co to ma wspólnego ze współczesnym zabójstwem osób badających rzeźbę z Muzeum Narodowego? co do kryminału, „Bezsen” znowu będzie przede wszystkim o to? Skoro nie możemy jej tak łatwo oswoić w rzeczywistości, to chociaż oswajajmy ją w literaturze. Opowieść dzieje się dwutorowo, w stanie wojennym i jednocześnie podczas epidemii koronawirusa. To dobry kontrapunkt. Rzecz dzieje się podczas wyborów. Okazuje się, że jeden z kandydatów na prezydenta jest zamieszany w tajemnicze morderstwo, które z kolei ma związek z odnalezieniem pewnej każdym razem, kiedy się widzimy przychodzisz na spotkanie z jakąś książką. Co obecnie czytasz?Zaraz zaczynam nową książkę Joanny Jax. Dzieje się w 1920 roku w Warszawie. Główny bohater jest komunistą, chce internacjonalnej wspólnoty oraz likwidacji państw narodowych. Zakochuje się w dziewczynie, która pochodzi z konserwatywnej rodziny i jest narodową jak motyw z szekspirowskiego „Romea i Julii”.Raczej odniósłbym ten wątek do obecnej sytuacji w Polsce. Powiem ci więcej, kiedy przeczytam. Wiesz, kolejna lektura to trochę tak jakbym się udawał w kolejną podróż tylko bez non stop w jesteśmy w tej samej drodze, bez powrotu. Możemy iść bezmyślnie i marnować czas, ale możemy też pozwolić sobie na zachwyt nad światem. Nie trzeba zaraz lecieć do Papui. Trzeba tylko podejść dość blisko, żeby zacząć widzieć. Tysiące ludzi mijają codziennie tablicę z opisem czynu Michała Landego i przegapiają jedną z najlepszych opowieści Starego Miasta.
Praca: Bez wychodzenia z domu w Opolu. 123.000+ aktualnych ofert pracy. Pełny etat, praca tymczasowa, niepełny etat. Konkurencyjne wynagrodzenie. Informacja o pracodawcach. Szybko & bezpłatnie. Zacznij nową karierę już teraz!
Kupiłeś kampera i nie wiesz, w co wyposażyć go w pierwszej kolejności? Spieszę z pomocą, oto moja lista najpotrzebniejszych rzeczy w kamperze. Gdy kupiłem kampera szukałem wszędzie listy rzeczy, w które muszę wyposażyć go na samym początku. Takiej pierwszej kamperowej listy zakupów, rzeczy, które musisz mieć. Chciałem po prostu pojechać na zakupy i kupić wszystko, czego potrzebuję do pierwszej podróży. Znalezienie takiej listy okazało się nie być wcale takim łatwym zadaniem. Dlatego teraz udostępniam własną, gdzie opiszę wszystkie rzeczy, które przez te parę lat nazbierałem. Rzeczy, które zawsze leżą w moim kamperze i bez których nie wyobrażam sobie podróży. Listę podzieliłem na trzy części. Pierwsza część, to rzeczy typowo kamperowe, które każdy kamperowiec zna, a większość ma w swoich mobilnych domkach. Druga część, to rzeczy, które powinny być w każdym aucie, a na pewno w aucie, które jeździ przez różne kraje Europy. Trzecia część, to rzeczy, które ja mam, bo ułatwiają mi życie i często ich używam, ale równie dobrze można przeżyć bez nich. Starałem się podrzucić wam kilka linków do produktów, które tutaj opisuję, aby łatwiej wam było je znaleźć. Niestety nie zawsze możliwe jest znalezienie dokładnie tych produktów, które ja posiadam, szczególnie, że większość z nich kupowałem w Niemczech. Próbowałem wyszukiwać podobnych produktów na polskich stronach. Dlatego do każdego w miarę możliwości dodałem linki do Amazona i Ceneo, żeby każdy mógł wybrać wygodniejsze rozwiązanie. No to zaczynajmy, oto 40 Rzeczy, które zawsze mam w swoim kamperze i bez których nie wyobrażam sobie wyprawy samochodem kempingowym. Myślę, że i Ty powinieneś je mieć w swoim domu na kółkach. Rzeczy typowo Kamperowe 1. Kliny najazdowe (wyrównujące) Spanie głową w dół, staczanie się z krzywego łóżka, lub woda nietrafiająca do odpływu. To sytuacje dość popularne, gdy kamper stoi krzywo. Równe miejsce nie jest łatwo znaleźć nawet na parkingach, które muszą jakoś realizować odwodnienie. W droższych kamperach montowane są systemy samopoziomujące za kilka tysięcy euro. Jednak najprostsze i najtańsze rozwiązanie tego problemu to kliny najazdowe. Wystarczy odpowiednio rozłożyć je pod kołami i najechać i już kamper stoi równo, woda trafia do odpływu a my możemy wygodnie spać. Zazwyczaj wystarczy podnieść dwa koła, czasem jednak jest tak krzywo, że trzeba podnieść trzy. Dlatego ja preferuję dwa komplety klinów, czyli 4 sztuki. Dwa duże i dwa mniejsze, które można złożyć w jeden większy. Najprościej można zrobić takie kliny własnoręcznie, z drewna lub jeśli ktoś umie spawać, ze stali. Dostępne w sklepach kliny z tworzyw sztucznych mają jednak poważną przewagę nad drewnem i stalą – są lekkie, a w kamperze każdy kilogram się liczy. (Alternatywnie do klinów, można stosować poduszki wyrównujące, są one jednak bardzo drogie) Jak jednak sprawdzić, które koła należy podnieść? Tak przechodzimy do kolejnego punktu. Duże KlinyMałe KlinyPoduszki wyrównujące 2. Poziomica Zwykła mała poziomica może znacznie ułatwić wyrównywanie pojazdu. Oczywiście w dobie smartphonów można zastąpić ją aplikacją (Sprawdź moją listę aplikacji przydatnych w podróży kamperem), zwykła poziomnica ze sklepu budowlanego ma jednak tę zaletę, że nie potrzebuje baterii. W sklepach z asortymentem kempingowym znajdziecie poziomnice do zamontowania na stałe w kamperze czy w przyczepie. Ja używam jednak zwykłej, małej i taniej poziomiczki ze sklepu budowlanego i jest super. 3. Konewka Po co konewka w kamperze? Na pewno nie do podlewania kwiatków. Tak się składa, ze konewka to najwygodniejsze, poza szlauchem, narzędzie do napełniania zbiornika wody, jakie dotąd znalazłem. Nie zawsze da się podłączyć szlaucha, a zwykłą 10-cio litrową konewkę napełnimy łatwo i zaniesiemy w niej wodę pod samego kampera. Zawsze mam jedną zieloną konewkę w kamperze. Bez problemu kupicie ją w każdym sklepie budowlanym lub ogrodniczym. 4. Szlauch z zestawem końcówek Jeśli pod kran można podjechać blisko, zamiast konewki, wygodniej będzie użyć węża ogrodowego. Trzeba się tylko zaopatrzyć w adaptery różnych rozmiarów, bo rzadką są one przy ogólnodostępnych kranach. Z prostego powodu, ludzie lubią sobie takie coś ukraść. Hultaje! Dlatego ja mam zawsze kilka końcówek i wąż, który jest lekki i zajmuje mało miejsca. Uważam, że nie ma sensu nie wiadomo jak długich węży ze sobą wozić, bo zajmują miejsce, a gdy do kranu jest daleko, to biorę konewkę i robię spacer farmera. 5. Składany zbiornik na wodę Jedną konewkę nosi się zdecydowanie mniej wygodnie niż dwie, bo równowaga w życiu jest najważniejsza. Dwie konewki zajmują jednak dużo miejsca. Rozwiązaniem jest elastyczny, składany pojemnik na wodę. W sklepach kamperowych znajdziecie takie nawet o pojemności 20 l. Po złożeniu zajmują nie wiele miejsca, a zdecydowanie pozwalają zmniejszyć ilość spacerów farmera. Wodę przed wlaniem do kampera przelewam do konewki, bo te elastyczne zbiorniki są niesamowicie niewygodne, jeśli chodzi o przelewanie. Ale dzięki nie mu, by osiągnąć pełny zbiornik muszę iść tylko 4 razy a nie dziesięć. 6. Garnki, naczynia i sztućce Czym byłby mobilny dom, bez wyposażenia kuchni? Jak zjeść płatki na śniadanie bez miseczki i łyżki, albo kotleta na obiad bez talerzyka, widelca i noża, lub wypić herbatkę na kolacje bez kubeczka. A tak na serio, to o tym punkcie każdy chyba pamięta, jest on tutaj dla formalności. Jedną wskazówkę jednak mogę dać. Zazwyczaj kemping kojarzy się z plastikowymi naczyniami czy sztućcami, ja ich nienawidzę. Mam, co prawdą parę plastikowych kubeczków, ale używam tylko do zimnych napoi. Istnieją naczynia z prasowanego szkła, są one, co prawda wytrzymałe, ale niebotycznie drogie. Lepszym rozwiązaniem są zdecydowanie naczynia metalowe, tych znajdziecie dużo w sklepach kempingowych. Taniej jednak będzie, jeśli pojedziecie do Ikei, tam są naczynia emaliowane w na prawdę przyzwoitych cenach. Używam ich już od kilku lat i jestem mega zadowolony. Kupicie tam też tanie metalowe sztućce, może wyglądają prosto, ale TO JEST KEMPING, A NIE BANKIET!! Ładne emaliowane kubeczki z podróżniczymi motywami znajdziecie też w sklepie Busem Przez Świat. Jak większość produktów od Karola i Oli, kubeczki są bardzo estetycznie wykonane, więc zdecydowanie polecam. Znajdziecie je tutaj. 7. Zmiotka z szufelką Dom zwykły czy mobilny, zawsze się brudzi. Z tą różnicą, że ten mobilny brudzi się szybciej. Mała powierzchnia, do tego częste wchodzenie i wychodzenie powodują, że podłoga w kamperze bardzo szybko potrzebuje zamiatania. Mała powierzchnia, więc i mała miotełka wystarczy, ale często się o niej zapomina. Mały koszt, więc można jeden zestaw kupić i wrzucić na stałe do kampera. 8. Wycieraczka Oprócz aktywnego przeciwdziałania brudowi, warto również działać pasywnie. Wycieraczka na wejściu znacznie spowolni proces brudzenia, a także nada bardziej domowy klimat. 9. Parę ściereczek Gdy już w temacie czystości jesteśmy. Parę ściereczek zawsze się przyda, bo zawsze się coś wyleje, wypadnie, upaćka, zabrudzi itp. Po prostu wrzucić do kampera i zapomnieć, a gdy będzie potrzeba, sobie przypomnieć. 10. Płyn do mycia naczyń/ gąbka Wciąż monotematycznie? Naczynia też przecież trzeba umyć po jedzeniu. Mała buteleczka płynu i gąbka też zawsze powinna w kamperze być. Taką drobnice dobrze mieć na stałe, po to by nie musieć o tym przed każdym wyjazdem pamiętać. Bo o tych małych rzeczach najłatwiej zapomnieć, przynajmniej ja najłatwiej zapominam. 11. Kable do podłączenia do prądu Jeśli masz możliwość podłączenia prądu do swojego kampera, musisz pamiętać o kablach. Przepisy mówią, co prawda, że powinien być to kabel o długości do 10 m, niełączony o złączu kamperowym z obu stron. Ja jednak mam dwie przejściówki z normalną wtyczką z jednej strony i kamperową z drugiej, jedną męską drugą żeńską, oraz normalny kabel o długości 20 m. Jeśli o długość chodzi to nigdy mi jej nie zabrakło, ale wtyczki na kampingach bywają różne, dlatego taki zestaw sprawdza się najlepiej. 12. Kombinerki/Narzędzia/Multitool/korkociąg Prosty zestaw narzędzi, multitool lub scyzoryk są niezastąpione w podróży. Nie chodzi tylko o otwieranie wina, ale w takim samochodzie zawsze się coś może poluzować czy uszkodzić. Czasem wkręcenie jednej śrubki okazuje się zbawienne chociażby, gdy poluzuje Ci się zamek w drzwiach. (Znam ten problem) Problem, gdy nie ma, czym jej wkręcić. W moim aucie wymiana żarówek wymaga nawet odkręcenia śrubek, dlatego taki prosty zestaw narzędzi i multitoola zawsze mam ze sobą. Poniżej załączam Linki do Multitoola Lethermana, którego sam używam i świetnie się sprawuje. Klucz nastawny To jest tylko uzupełnienie do punktu poprzedniego, bo dla mnie ważnym uzupełnieniem skrzynki z narzędziami w kamperze jest klucz nastawny. Szczególnie przydaje się, gdy trzeba odkręcić zaślepkę na butli gazowej, lub inne śruby. Już nie raz zdarzyło mi się, że o piątej nad ranem w zimie musiałem wymieniać butle, a zaślepka nie chciała dać się łatwo odkręcić. Pewnie też była zaspana, tak jak ja. W każdym razie, problem rozwiązał się odkąd mam klucz nastawny. Do kupienia w każdym sklepie budowlanym za parę złotych. 13. Szara taśma Jeśli o naprawy chodzi czasem nie da się inaczej niż szarą taśmą. Połączyć, skleić czy uszczelnić, szara taśma sprawdzi się rewelacyjnie. Czasem mam wrażenie, że cały świat trzyma się właśnie na takiej taśmie. Kupicie prawie wszędzie, od stacji benzynowej przez sklep budowlany po supermarket. 14. Trytytki Cały świat trzyma się na szarej taśmie i na trytytkach. Mało ważą, a mają wielką moc. Przydadzą się, gdy trzeba coś gdzieś przymocować. Chociażby lampę do gałęzi, choć do takich czynności używam trytytek sylikonowych, wielorazowego użytku, to zwykłe również mam na pokładzie. 15. Miska albo wiadro Bardzo ważna rzecz. Chociażby, aby coś przenieść, umyć naczynia, nogi lub cokolwiek innego. Czasami na kampingach są zlewy gdzie można umyć naczynia. Nie trzeba wtedy marnować ciężko przyniesionej wody do kampera. Dobrze sprawdzają się wiadra składane, ale ja mam miskę i też jestem zadowolony. 16. Papierowe ręczniki Ultra-ważna rzecz. W sprawie wycierania do sucha sprawdzają się jak nic innego, a nikt nie chce mieć wilgoci w kamperze, chociażby ze źle wytartych naczyń. Papierowe ręczniki zawsze są w moim mobilnym i w tym niemobilnym domu i nie wyobrażam sobie bez nich życia. 17. Latarka Na nocleg czasem zajeżdża się po zmroku, obsługa kampera czy też wyrównywanie go bez światła jest nie lada wyzwaniem. A przecież nie musi być! Wystarczy mała latareczka lub czołówka. Nawet w normalnym samochodzie zawsze wożę ze sobą latarkę i już nie raz uratowała mi… no może nie życie, ale tyłek na pewno. 18. Butle Gazowe Butle gazowe to obszerny temat. Nawet, jeśli ogrzewanie masz na diesla to kuchenkę już raczej na gaz. U mnie nawet lodówka jest na gaz, dlatego mam dwie 11 kg butle. Temat nie jest jednak taki prosty, bo są butle stalowe, są aluminiowe, które są, co prawda dużo lżejsze, ale również droższe. Wreszcie, czy polskie butle zostaną też napełnione we Niemczech? Jakiś czas jeździłem z polskimi butlami, ale napełnić je w Niemczech to nie taka prosta sprawa, bo nie mają naklejki TÜV. Znowu niemieckie butle bez przeszkód napełnimy w Polsce, dlatego później zmieniłem na niemieckie. Napełnianie butli jest jednak droższe niż wymiana. Ale jeśli na urlop jedziesz na 2 tygodnie do tego w lecie, to trudno będzie Ci w tym czasie zużyć 22 kg gazu. Mi się nawet w zimie nie udało. Dlatego zakup butli gazowych warto jest dobrze przemyśleć. Istnieje też możliwość zamontowania w kamperze stałego zbiornika na gaz. Wtedy problem wymiany butli znika, pojawia się problem tankowania. Gdyż tankowany najczęściej jest propan-butan. W zależności od państwa, udział butanu jest różny. W zimie zużycie butanu będzie jednak utrudnione. Może zdarzyć się tak, że w butli zostanie jeszcze gazu, jednak piec przestanie działać, bo zużyliśmy cały propan, a butan nie będzie się chciał dać zużyć. 19. Papier toaletowy Produkt, o którym ostatnio głośno. Zawsze warto mieć, zawsze się przydaje. Jedyne pytanie, to czy warto kupować dużo droższy papier toaletowy do toalet chemicznych w sklepach kamperowych. Ja uważam, że nie. Używam normalnego i moja toaleta chemiczna nie ma z tym problemu. Jedyne, na co uważam, to żeby ten papier był stosunkowo cienki. Te grube wiem są mile wytrzymalsze, ale szybko zapełniają toaletę i trudniej się rozpuszczają. 20. Ręcznik To też jest jedna z tych rzeczy, które mam w kamperze, bo często o niej zapominam w dniu w wyjazdu. Jeden mały do rąk i jeden duży do reszty. Po prostu leżą, a gdy zapomnę spakować dodatkowe to używam tych awaryjnych. Polecam takie rozwiązanie. (Użyte awaryjne oczywiście wymieniam potem na świeże i piorę) 21. Rękawiczki Chemia do toalet nie jest miła dla skóry. Dlatego do opróżniania toalety i przygotowywania jej do ponownego użytku przyda się para gumowych rękawiczek. 22. Worki na śmieci LUDZIE SPRZĄTAJCIE PO SOBIE!!! W wielu miejscach postój kamperem został zakazany, bo kamperowcy zostawiali po sobie sporo śmieci. Jak tak dalej pójdzie to o staniu na dziko, za darmo będziemy mogli całkiem zapomnieć. I dlaczego. Bo paru brudnych idiotów po sobie nie posprzątało? Miejcie zawsze worki na śmieci w aucie, ale pełnych nie zostawiajcie po sobie na postoju! Tylko zabierzcie ze sobą i wyrzućcie do przeznaczonego do tego śmietnika. Myślicie sobie pewnie, że jak zostawicie śmieci to i tak nikt nie pozna, że to wasze. Może i nie, ale przez to, następnym razem was z tego miejsca przegonią, bo będą przeganiać każdego. Poza tym chcecie by ktoś myślał o was jak o brudnych, śmierdzących idiotach?? Nawet nie znając nazwiska. Róbmy to dla siebie i dla innych, sprzątajmy po sobie! Rzeczy typowo samochodowe Nie odkrywam tutaj ameryki, oto 7 rzeczy, które w każdym samochodzie być powinny, no poza kablami rozruchowymi, tego każdy nie potrzebuje. Nie mniej reszta przyda się w każdym samochodzie, więc jeśli czegoś z tych rzeczy nie masz, to uzupełnij. 23. Gaśnica W niektórych krajach trzeba mieć, można się niby powołać na konwencje wiedeńską, ale jeśli policjant będzie chciał to mandat nam wlepi. Ale nie tylko z tej przyczyny warto mieć gaśnicę w kamperze, ale też dlatego, że macie tam gaz i dużo drewnianych mebli, o ogień nie trudno. Dlatego ja wożę ze sobą małą gaśnicę. 24. Zestaw żarówek Nie w każdym aucie można tak łatwo żarówkę wymienić, ale jeśli się da to warto mieć zapas, w końcu tu chodzi o nasze bezpieczeństwo, ale tez komfort podróży. Poza tym za granicą może się okazać, że zapasowe żarówki są droższe, lepiej wziąć z domu, a wcześniej zamówić gdzieś taniej. (Taniej nie znaczy, że jakieś podróby, kupujcie porządne żarówki) 25. Trójkąt ostrzegawczy Chyba nie trzeba przypominać o takich rzeczach jak trójkąt ostrzegawczy? Sprawdź czy masz w swoim aucie, bo może gdzieś się zapodział. 26. Apteczka Ja mam dwie, jedną samochodową, a drugą taką bogatszą typową na wyprawy. Przecież na każdą wyprawę bierze się apteczkę. Ale jeśli chcecie ograniczyć się do jednej, to unikajcie tanich apteczek samochodowych z supermarketów, bo gdy będzie potrzebna, okaże się, że nic w niej nie ma. Kupcie sobie jakąś bogatszą w Internecie. Albo, gdy będziecie przejazdem w Niemczech to kupcie tutaj. Niemieckie apteczki samochodowe powinny mieć wyposażenie zgodne z DIN 13164. Jeśli więc znajdziecie w Polsce apteczkę wyposażoną zgodnie z tą normą, możecie mieć pewność, że ma wszystko, co trzeba. Apteczki zgodne z DIN 13157, 13169 są do użytku w miejscach pracy, szkołach i przedszkolach. Możecie również spotkać się z numerem 13167 – Te są przewidziane dla motocyklistów i mają uboższe wyposażenie, przez co zajmują mniej miejsca. 27. Kamizelka odblaskowa Tutaj powoływanie się na konwencje wiedeńską nie wiele da. Kamizelek ostrzegawczych musi być tyle ilu pasażerów a aucie, koniec i kropka. Z tym nie ma dyskusji. 28. Koło zapasowe z lewarkiem lub zestaw naprawczy Chyba, że macie dobry assistance i sporo czasu by czekać na lawetę. Co prawda na urlopie zawsze mamy nadmiar czasu, ale czy chcesz go marnować na czekanie na lawetę? Oszczędź sobie stresu, woź koło zapasowe. 29. Olej silnikowy (I inne płyny) Kamper to też samochód, potrzebuje więc płynów, takich jak między innymi olej silnikowy. Pokonując tysiące kilometrów trzeba mieć na uwadze higienę silnika i co jakiś czas sprawdzać i ewentualnie uzupełniać olej. Wychodzę z założenia, że lepiej mieć ze sobą litr odpowiedniego oleju, niż nagle na urlopie szukać sklepu i odpowiedniego typu. Ponieważ jednak w sklepach na pustkowiach rzadko będzie akurat ten, co potrzebujemy, pozostaje więc stacja benzynowa. Jeśli tam akurat jakimś cudem będzie, to będzie dużo droższy. Ja mam olej ze sobą i nie mam tego problemu. Ale gdy już w temacie płynów jesteśmy to może i warto spakować też płyn do spryskiwacza? 30. Kable rozruchowe Kamper często stoi tygodniami nieużywany, albo czasem po dłuższym postoju na kampingu, może się okazać, że jakimś cudem władowaliśmy akumulator. Łatwiej znaleźć pomoc w takiej sytuacji, gdy ma się już kable rozruchowe. Bo dostępu do akumulatora udzieli nam każda dobra dusza na drodze. Ale nie każda dobra dusza będzie miała własne kable rozruchowe, miej więc własne. Z drugiej strony, czasem to Ty możesz być tą dobrą duszą i poratować kogoś w potrzebie, kogoś kto nie czytał tej listy i nie ma kabli ze sobą. Możesz w ten sposób poznać miłość swojego życia, czego Ci serdecznie życzę chyba, że już masz już małżonka/e, to wtedy trochę głupio. Ostatnia część, czyli rzeczy, bez których ja żyć nie mogę, ale myślę, że zależy, co kto lubi i co kto ma w aucie. 31. Chemia do Toalety Czyli płyny powodujące, że nie śmierdzi, a to, co do toalety… wrzucimy?? szybciej się rozpuszcza, przez co sama kasetka daje się łatwiej opróżnić/wyczyścić. Po opróżnieniu toalety na kempingu, wypada nalać nowej chemii, dlatego zawsze mam w aucie butelkę. Jeśli ktoś nie ma w kamperze toalety, to naturalnie nie potrzebuje również chemii. 32. Środek do konserwacji wody W zbiorniku wody lubią się gromadzić różne zabrudzenia, algi, czy kamień. Do tego woda stojąca dłuższy czas w zbiorniku może zacząć śmierdzieć, żeby tego uniknąć, używam jonów srebra, które konserwują wodę i zapewniają jej dłuższą świeżość. Jest to przydatne szczególnie latem, bo wysokie temperatury sprzyjają rozwojowi mikrobów. Do tego zawsze po sezonie czyszczę i odkażam zbiornik na czystą wodę. 33. Termomaty na przednie szyby Szoferka jest zawsze najgorzej zaizolowaną częścią kampera, do tego wielka przednia szyba jest potężnym mostkiem termicznym. Żeby trochę zminimalizować utratę ciepła, lub latem uchronić się przed nadmiernym ciepłem, dobrze sprawdzają się maty izolujące na szyby. 34. Stolik i krzesełka kempingowe Czym byłby kemping bez siedzenia na świeżym powietrzu? Tylko jak siedzieć, gdy nie ma na czym. Dlatego w bagażniku mojego mobilnego domu zawsze jest miejsce na stolik parę krzesełek. Nie są to jakieś ultra burżujskie leżaki, ale proste kempingowe krzesełka, które wystarczą, by cieszyć się posiłkami pod gołym niebem. 35. Szczotka do toalety Nie bójmy się poruszać tematów śmierdzących, w końcu to nie TVP. Otóż, toaleta w samochodach kempingowych ma dość ograniczone możliwości spłukiwania i gdy czasem się “coś” przyklei łatwiej jest to usunąć mechanicznie, niż wciskać przycisk spłuczki aż do zapełnienia zbiornika. 36. Koc/śpiwór i poduszka Jak już wielokrotnie pisałem, często zapominam wielu rzeczy. Już nie raz zdarzyło mi się wyjechać kamperem w podróż, zapomniawszy pościeli. Wybawieniem z tej sytuacji okazał się awaryjny kocyk, i awaryjny śpiworek, które zawsze leżą w jednym ze schowków. I tak nawet, gdy zapomnę czegoś, zdawałoby się najważniejszego, wciąż mam udany urlop. 37. Mydło Kolejny produkt, który przez moje zapominalstwo wolę zawsze wozić. Mała butelka mydła w płynie wystarcza na bardzo długo, a leżąc w łazience nikomu nie przeszkadza. Ponieważ w podróży kamperem o brudne ręce nie sposób, a pandemia COVID-19 nauczyła nas, że mycie rąk jest ważne. 38. Coś do suszenia prania Nie jest łatwo wysuszyć cokolwiek w samochodzie i może nie macie zamiaru robić prania, to deszcze się zdarzają, dobrze wtedy mieć cokolwiek, na czym można wysuszyć mokre rzeczy. Dobrze sprawdzi się chociażby sznurek, ale nie zawsze jest gdzie go przywiązać, dlatego ja mam taki zestaw jak na zdjęciu. 39. Zapałki Wszystko przygotowane, patelnia na kuchence, ale nie ma, czym odpalić gazu? Znam to, dlatego wrzuciłem do kampera duża paczkę zapałek i ona tam leży… gdzieś. Znajduje się, gdy jej potrzebuję. 40. Pochłaniacz wilgoci Dobra może to nie jest rzecz, która zawsze ze mną jeździ w kamperze. Ale zawsze w nim jest, gdy mnie w nim nie ma. Pochłaniacz wilgoci jest bardzo istotny, dlatego jest na tej liście. Szczególnie, gdy samochód stoi w zimie sam i mu smutno. Wy może z niego wyszliście, ale wilgoć po was została. Nie chcecie mieć grzyba? To włóżcie tam pochłaniacz wilgoci. Tak dobrnęliśmy do końca mojej listy. To nie są oczywiście wszystkie rzeczy, które mam w swoim mobilnym domku, ale te uważam zdecydowanie za najważniejsze i bez nich nie wyobrażam sobie podróży. Reszta, to głównie gadżety ułatwiające życie, może kiedyś i o nich napiszę.
бродяга, фланёр, бражник to najczęstsze tłumaczenia "włóczęga" na rosyjski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Zobaczy włóczęgę z małą dziewczynką z instytutu, Zadzwoni na gliny! ↔ Врач, к которому среди ночи явится бродяга с девочкой из приюта, сразу
О շеተուΘκиношуβ իзу
Юነуհу ጢпաΒерсомω ևдиմа
Зоሿሴлирաኅа ፓциթև иቷеχоሹЕтεчխςеջ ኟунустюχը
ኾιжулևդеሖι ኖբе աщեгቹАдθзορጬ дюнтոцуչеψ
Opowiadania Marek Hłasko. Pierwszy krok w chmurach – ten tom opowiadań uznawany jest za głos Pokolenia’56. Wyrósł z buntu przeciwko pozorowanemu optymizmowi lat 50.,wyrażał tęsknotę za lepszym, a co ważniejsze, p r a w d z i w y m światem. Tendencje te nasilą się w późniejszej, emigracyjnej twórczości pisarza.
78XU.